Muzyka do filmu „Menedżer” po raz pierwszy ukazuje się na płycie CD. Ta nieco zapomniany materiał polskiego synth-popu, stanowił ilustrację do filmu, będącego obrazem Polski z połowy lat 80. – z ubraniami z butików, domkami letniskowe i wszechobecna boazerię. Pierwotnie muzykę miał stworzyć zespół Kombi, natomiast ze względu na zobowiązania koncertowe, zaproponowano ją młodemu, trójmiejskiemu duetowi Electronic Division. Krzysztof Janik i Robert Usewicz przygotowali więc świeżo brzmiącą ilustrację dźwiękową, opartą na brzmieniach analogowych syntezatorów. Całość wspomogli liniami gitary basowej Marek Zienkowski, a śpiewem Zdzisław „Bizon” Kowalski – muzycy trójmiejskiej formacji Jeep. Za teksty piosenek wykorzystanych w filmie odpowiadała zaś Anna Sawicka. Brzmi to jak opowieść z innej epoki. Czy rzeczywiście? O tym opowiedział mi Krzysztof Janik – dziś główny twórca Electronic Division.
MM: Płyta ze ścieżką dźwiękową do filmu „Menedżer” ukazuje się dopiero teraz po 40 latach. Czym to było spowodowane?
KJ: Nagrania muzyki do filmu nigdy nie były brane pod uwagę jako materiał na niezależną płytę. Dodam jednak, że część utworów pochodzących z filmu po sporych przeróbkach kompozycynych, znalazła się na naszej pierwszej debiutanckiej płycie „Electronic Division”. Część, to znaczy cztery instrumentalne kawałki. Do dzisaj żałuję że piosenki, które zrobiliśmy na potrzeby filmu, nigdy nie doczekały się promocji radiowej.
MM: Na tej płycie też to słychać – np. „Gęsty błękitny dym” to w wersji z wokalem – „Nudzę się”
KJ: Zgadza się. Reżyser filmu poprosił nas, aby wersję instrumentalne piosenek również były do jego dyspozycji. W ten sposób miał extra 4 utwory instrumentalne.
MM: Pierwotnie muzykę do filmu „Menedżer” miał skomponować zespół Kombi. Czy reżyser dał Wam wytyczne dotyczące tego, jakiej muzyki potrzebuje?
KJ: Reżyser wprowadził nas w język świata filmu. Było dla niego ważne, aby główne postacie miały swój charakterystyczny łatwo rozpoznawalny motyw, klimat muzyczny. W trakcie czytania scenariusza okazało się, że muzyka na tzw. rozbieraną domową prywatę musi spełniać klimat rozrywki i tańca. Oczekiwał bardziej, że podołam kompozycyjnie w ilustrowywniu emocji, czasu i miejsca akcji. Coś muzycznie miało być sexy, co pasowałoby pod scenę w klubie ze srtiptizem, a innym razem fragment grozy, wręcz kryminalnego napięcia, bo i takie były sceny w filmie. Reżyser nie wtrącał się do stylistki naszej muzyki, którą tak naprawdę zaakceptował przed podpisaniem z nami umowy. Bardziej – i to było dla nas cudowne wyzwanie – oczekiwał, że oddamy odpowiednie dla niego emocje, które to w muzyce oddałyby i współgrały z filmem.
MM: Materiał jest bardzo charakterystyczny brzmieniowo, jeśli chodzi o czas, w którym powstał. Jako, że jest to muzyka elektroniczna, na czym polegał jej remaster w tym przypadku?
KJ: Cała muzyka pochodzi bespośrednio od właściciela filmu. Tutaj Michał Wilczyński wykazał się niezwykłą czujnością I dokopał się do oryginalnego mastera. To, co obecnie słyszymy na płycie i na audio materiałach promocyjnych, to 100% oryginalnego dźwięku, nagranego w studiu Polskich Nagrań. Ja przy nich nic dodatkowego nie ‘grzebałem’.
MM: Zaśpiewałeś też obok Bizona w „Nikt nie spytał mnie”.
KJ: (śmiech) No tak… Trochę zostałem do tego śpiewania przymuszony. Wówczas nie zajmowałem się śpiewaniem, tylko sytezatorami i produkcją muzyki. Na potrzeby tego utworu stwierdzono, że dobrze byłoby, gdyby w piosence pojawił się kontrast do głównego wokalisty. Wyszło w ten sposób, że zaśpiewałem delikatnie, a Bizon bardzo mocno – i to się bardzo spodobało. Wiesz, ja się trochę tego mojego delikatnego śpiewania wstydziłem i nadal nie czuję się zbyt komfortowo. Koledzy mnie podpuścili, przekonali i tak zostało (śmiech).
MM: Brzmisz trochę jak wczesny George Michael.
KJ: No nie wiem. Skoro tak mówisz…. (śmiech). Brzmię jak chłopiec dość niepewny siebie.
MM: Jaki teraz jest status Electronic Division, bo widziałem, że działasz już pod tym szyldem w pojedynkę?
KJ: Tak. Obecnie gram sam. Chcę jednak w tym miejscu dodać, że dwa tygodnie temu spotkałem się z Bizonem i Markiem Zienkowskim na tak zwanym spotkaniu po latach. Atmosfera była wspaniała, wszyscy cieszymy się że GAD Records wydaje tę muzykę, a my delikatnie przymierzamy się do nagrania czegoś nowego. Ja z całą pewnością chcę, abyśmy w tym gronie coś jeszcze zrobili. Dołączyła do nas Anna Sawicka, która napisze kolejne teksty.

MM: Kontynuacja po 40 latach w pełnym składzie wchodzi w rachubę?
KJ: Nie. Moje drogi rozeszły się nie odwracanie z moim byłym partnerem muzycznym. Obecnie robię muzykę, w której się spełniam. Produkuję, komponuję i śpiewam tym razem już męskim głosem w moich nowych piosenkach. Ale Bizon i Marek są zawsze mile widziani.
MM: Będzie Cię/Was można zatem usłyszeć na żywo?
KJ: Do formuły koncertowej jeszcze nie doszliśmy, ale jak znam siebie, to coś fajnego zorganizuję. Czas pokaże. My się nie napinamy za bardzo, ale uwierz mi Maciek – uwielbiamy ze sobą rozmawiać, wspólnie działamy przy dzisiejszej promocji muzyki z filmu i kto wie, kto wie…
MM: Na koniec powiedz jeszcze, jak wspominasz sam film „Menedżer” z perspektywy współautora muzyki, która się w nim znalazła?
KJ: Rozmawiałem kiedyś z panią Bożena Dykiel, która wspomniała, że film jakoś nie za często jest grany. Uważam że film nie zrobił większego zamieszania, bo troszkę wyprzedzał z mojej dzisiejszej perspektywy swój czas. Pojawia się w nim wątek molestowania seksualnego i problem gwałtu. Ten temat to dzisiejsze nagłówki gazet. Film pokazuje również brutalną walkę o korporacyjne stołki i ponurą ludzką chciwość o pieniądze. 40 lat temu królowa „Seksmisja”, „CK Dezerterzy” i monumentalne produkcje super reżyserów polskiej starej szkoły. Aktorzy w tym filmie byli świetni, film zmontowany został bardzo poprawnie. Pewnie czegoś tam zabrakło, a czegoś było za dużo. Ja byłem bardzo dumny, gdy zaprosiłem przyjaciół i moich rodziców do kina.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: