7 lat. Tyle trzeba było czekać na nowy album kwartetu Electric Citizen z Ohio. Będę z Wami w 100% szczery: ominął mnie szczyt popularności tej kapeli w zeszłej dekadzie. Nie dlatego, iż jest to zły zespół, po prostu w „tamtych czasach” nie potrzebowałem tego typu muzyki i najpewniej jej po prostu nie rozumiałem. Nawet nie spodziewałem się, że ich nowy album mnie jakoś poruszy, ale dość szybko przekonałem się, że ten powrót był mi bardzo potrzebny. Pomimo umiarkowanego zapału album EC4 bardzo dobrze wchłonął w mój mózg.
Co gra formacja? Jest w tym graniu na tyle klasycznego doom metalu ze starego Black Sabbath czy stoner metalu, iż zespół ma własny rekord na Metal Archives, które jak być może wiecie, jest bardzo wybredne jeśli chodzi o dodawanie zespołów. To co jednak mi się subiektywnie rzuca w ucho w kontekście dotychczasowej dyskografii to cała masa inspiracji starym psychodelicznym rockiem i hard rockiem z lat ‘70. Nowy album EC4 (myślę, że śmiało można ten tytuł interpretować jako Electric Citizen 4, jest to ich czwarty pełnoprawny album studyjny) jest idealnym wyważeniem tych wszystkich wpływów oferującym maksymalne doświadczenie elektrycznego obywatelstwa.

Na album składa się 9 kompozycji, każda z nich jest treściwa i dość krótka, z tylko jednym wyjątkiem: Traveller’s Moon trwa ponad 6 minut i jest oniryczną, pełną przestrzeni podróżą przez wymiary. Każdy z utworów różni się od siebie; nie ma tutaj wtórności. Otwierający Mire brzmi bardzo staromodnie w najlepszym tego słowa znaczeniu, ukazując bardziej kwaśne oblicze zespołu. Static Vision oferuje dużo sabbathowskich wojaży z psychodelicznym twistem.
Smokey to heavy metalowa jazda z ciekawym użyciem klawiszy. Tuning Tree to z kolei akustyczna ballada na smutno z gatunku wyciskaczy łez. Moss to z kolei bardziej bluesowe oraz emocjonalne podejście do stoneru, gdzie łagodne, finezyjne granie przeplata się z mocniejszymi uderzeniami. Lizard Brain to chyba najlepszy numer kultowego zespołu Pentagram, którego ten nigdy nie wydał, nie jest to jednak bezmyślne kopiowanie, ponieważ czuć że gra to Electric Citizen. Other Planets to z kolei psychodeliczna, rytualna i pełna przestrzeni space rockowa wyprawa w gwiazdy, która gęstnieje z każdą minutą. Zamykający album Flower of Salt to w zasadzie mistyczne doznanie poruszające serce, umysł oraz duszę.
Jedynym motywem wspólnym łączącym wszystkie utwory to wokal Laury Dolan, który brzmi jakby był… gdzieś indziej. Jej wysoki, momentami senny i dosyć folkowy głos sprawia, że mam poczucie jakbym słuchał jej śpiewu gdzieś z oddali, jakby był niesiony przez echo. Może zabrzmi to dziwnie, ale dzięki temu zabiegowi czuję się jakby jej głos był wspomnieniem, które staram się odtworzyć we własnej głowie. W ogólnym brzmieniu albumu również słyszę chęć bycia takim właśnie „wspomnieniem”, ponieważ brzmi jak album mogący ukazać się zarówno dziś jak i dawno temu.
Piękny i różnorodny album. Po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Myślę że jest to płyta, która przypadnie do gustu zarówno fanom starego rocka, klasycznego doom metalu, psychodelicznych klimatów, jak i stonerowcom. Zespół przygotował tutaj coś dla każdego, aby każdy mógł się poczuć jak w domu. Powiedzenie, że jeśli „coś jest do wszystkiego to jest do niczego” się tutaj absolutnie nie spełnia.
Marek Oleksy (Gruz Culture Propaganda)
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. Płytę „EC4” możecie kupić w sklepie Rock Sewis (tutaj).
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: