IKS

Dune [Rozmowa]

Oliver Froning to niemiecki DJ i producent, którego projekt Dune znany jest z takich tanecznych klasyków jak „Hardcore Vibes”, „Can’t Stop Raving” czy „Rainbow To The Stars”. Niedawno powrócił z nową interpretacją kultowego utworu Kate Bush – „Running Up That Hill”. Muzyk opowiedział nam o tym, dlaczego dopiero teraz zdecydował się ukończyć swoją wersję piosenki. Wyjawił też, co myśli o „Diunie” w reżyserii Denisa Villeneuve’a i zacieraniu się granic między undergroundem a komercją. Jeśli dodatkowo chcesz się dowiedzieć, co łączyło Elvisa Presleya i Mozarta z gatunkiem zwanym happy hardcore oraz kulturą rave, to zapraszamy do lektury rozmowy z naszym bohaterem.

Elvis Strzelecki: Niedawno ukazał się Twój nowy singiel „Running Up That Hill”, zawierający wokale nagrane 20 lat temu.  Czy od początku planowałeś wydać ten kawałek jako Dune, czy chciałeś to zrobić pod innym pseudonimem?  Jaki styl muzycznym miała pierwotna wersja?

Dune: Wtedy nawet nie myślałem, żeby użyć tych wokali jako Dune.  Zostały one zarejestrowane podczas sesji nagraniowej z Ingą, wokalistką. Kawałek miał być pierwotnie utrzymany w konwencji house’owo-popowej.

 

ES: Moim zdaniem aktualna wersja doskonale pasuje do setów takich DJ-ów jak np. Moguai. Czy zdążyłeś już wysłać promo do swoich kolegów po fachu? Jakie były ich reakcje?

D: Rozpocząłem intensywną promocję utworu z pomocą różnych firm specjalizujących się w dostarczaniu tzw. promówek DJ-om. Samemu również podesłałem ten kawałek kilku kolegom po fachu. Moguai’owi moja wersja  przypadła do gustu i muszę zdradzić, że był on jedną z pierwszych osób, które usłyszały „Running Up That Hill” w mojej interpretacji.

 

ES: Jakie znaczenie ma dla Ciebie oryginał Kate Bush? Czy masz jakieś  wspomnienia związane z tą piosenką?

D: „Running Up That Hill” to ikoniczna piosenka, która wywarła na mnie ogromny wpływ. Byłem zainspirowany wieloma utworami z lat 80., ponieważ właśnie wtedy rozpoczynałem swoją muzyczną karierę. Do dziś pamiętam oglądanie klipów Kate na MTV.

 

ES: Ta piosenka zyskała drugie życie dzięki serialowi „Stranger Things”. Czy jesteś jego fanem?

D: Tak, jestem fanem „Stranger Things” od samego początku i to główny powód, dla którego przypomniałem sobie o nagranych wcześniej wokalach. Kiedy usłyszałem „Running Up That Hill” w czwartym sezonie, zajrzałem do mojego komputera i zacząłem szukać tych wokali. Okazało się, że miałem zarejestrowane w sumie 180 ścieżek związanych z tym projektem.

 

 

ES: Nie jest tajemnicą, że Twój pseudonim artystyczny ma swoje źródło w książce Franka Herberta, której jesteś fanem, podobnie zresztą jak jej filmowej adaptacji w reżyserii Davida Lyncha. Co myślisz o nowej wersji „Diuny” z 2021 roku?

D: Jest lepsza, niż się spodziewałem. Denis Villeneuve stworzył naprawdę dobrą wersję. Świetne pomysły. Nie mogę się doczekać kolejnej części.

 

ES: Powróćmy do muzyki.  Masz ogromną łatwość stylistycznego przeobrażania się. Nagrałeś dwa albumy z London Session Orchestra, niezliczoną ilość happy hardcore’owych numerów, vocal trance’owy „Keep The Secret”, a także utrzymany w konwencji freestyle /electro „Electric Heaven”. Czy Twoim zdaniem różnorodność oraz otwartość to klucze do przetrwania w muzycznym świecie?

D: Pozwalam sobie robić to, na co mam ochotę, jeśli chodzi o tworzenie muzyki. Czasami są to ciężkie brzmienia, czasami łagodne, czasami komercyjne, a czasami wprost przeciwnie. Na przestrzeni lat interesowałem się różnymi stylami, które inspirowały mnie muzycznie i tak długo, jak czuję się komfortowo,  produkując określone rzeczy, to wszystko jest ok.

 

ES: Jeśli już mówimy o otwartości, to dostrzegam, że współcześnie zarówno starsi raverzy, jak i młodzi nie przejmują się już tak bardzo tym, czy muzyka jest undergroundowa, czy komercyjna. Czy można zatem powiedzieć, że spełniło się Twoje artystyczne marzenie?

D: Tak, to super sprawa. Rezultatem tego może być również większa kreatywność producentów.  Kto decyduje, że coś jest undergroundowe bądź komercyjne? Koniec końców, jeśli robisz to, co kochasz, to masz do czynienia z jedyną drogą do osiągnięcia sukcesu.

 

ES: W trakcie swoich streamów  „Can’t Stop Streaming” grasz dużo nowych happy hardcore’owych kawałków. Jak oceniasz ewolucję tego gatunku?

D: Wciąż kocham jego energię i prostotę. Obecnie słychać mocny wpływ happy hardcore’u  na inne gatunki muzyki tanecznej.

 

ES: Legendarny John Peel, który mocno wspierał ten gatunek, powiedział kiedyś następujące słowa – „Gdyby Elvis dzisiaj żył, to myślę, że doskonale rozumiałby happy hardcore”. Zgadzasz się z nim?

D: Myślę, że każdy, kto interesuje się muzyką,  może zrozumieć happy hardcore, zapraszam  na moje występy, by to sprawdzić. Elvis pokochałby ten gatunek. Wydaje mi się też, że Mozart był raverem 😉

 

ES: Czego jeszcze możemy się spodziewać od Ciebie w najbliższym czasie?

D: Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć produkcję większej ilości kawałków niż w ostatnich latach. Inspiracja nie powinna mnie zawieść. Oprócz tego planuję kolejne streamy i występy na żywo.

 

ES: Dzięki za rozmowę!

D: Dzięki!

 

Rozmowę przeprowadził Elvis Strzelecki

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz