IKS

Dojrzewanie | twórcy: Jack Thorne, Stephen Graham | serial Netflix [Recenzja]

dojrzewanie -recenzja

„Dojrzewanie” to serial, który absolutnie zmiótł mnie z planszy. Kiedy Netflix publikował jego zapowiedzi spodziewałem się dobrej produkcji, ale to co finalnie otrzymaliśmy to praktycznie pod każdym względem majstersztyk. Jestem świeżo po ostatnim epizodzie i mój mózg jest wręcz przekręcony na drugą stronę.

„Dojrzewanie” to nie jest łatwy serial. To wręcz emocjonalna bomba atomowa, wszak opowiada o sytuacji w której trzynastolatek zostaje oskarżony o zabójstwo. Nie jest to jednak typowy kryminał. Mamy bardziej do czynienia z dramatem obyczajowym w czterech aktach (tyle jest epizodów), które pojedynczo – w pewnym sensie – są samodzielną całością. Twórcy (Jack Thorne i Stephen Graham) w perfekcyjny sposób ukazali jaki mechanizm ma incelstwo oraz jak w młodych chłopcach rodzą się kompleksy, frustracja i gniew, które mogą doprowadzić do tragedii.

 

Warto w tym miejscu przybliżyć kim są incele. Zgodnie z definicją z Wikipedii, słowo incel pochodzi od „zbitki angielskich wyrazów involuntary celibacymimowolny celibat, lub involuntarily celibate, żyjący w mimowolnym celibacie, to członek internetowej subkultury ludzi, którzy definiują samych siebie jako osoby niezdolne do znalezienia romantycznego lub seksualnego partnera pomimo chęci. Dyskusje na incelskich forach często charakteryzują się żalem i nienawiścią, mizoginią i często dotyczą ideologii blackpillu, mizantropią, niską samooceną i obrzydzeniem samym sobą.” Incele swoją frustrację i gniew przelewają zazwyczaj na kobiety (chociaż nie wszyscy). Często komunikują się w Internecie, podsycając tam swoje kompleksy i zagubienie. Niestety do tego typu grup należą też młodzi chłopcy. Ja osobiście jestem przerażony jak często w sieci pojawiają się nienawistne komentarze dotyczące kobiet i deprecjonujące je w każdy możliwy sposób. Niestety ten problem rośnie w zatrważającym tempie.

 

zdj. materiały promocyjne Netflix

 

„Dojrzewanie” jest serialem wielopoziomowym, to również historia o poczuciu winy, przekazywaniu traum, dramacie rodziny w obliczu tragedii i dojrzewaniu do wielu wniosków oraz przemyśleń. Okazuje się, że można być kochającym rodzicem, dbającym o swoje dziecko, a tak naprawdę niewiele wiedzieć jaki mrok kryje się w głowie latorośli. To bardzo silna przestroga dla każdego rodzica, aby być czujnym w odniesieniu do swojego dziecka, szczególnie jakie treści śledzi w Internecie i jakimi informacjami jest tam karmiony.

Ta produkcja, w reżyserii Philipa Barantiniego, to również mocna krytyka instytucji jaką jest szkoła. Myślę, że ten wątek mógł wzbudzić w odbiorcach największe kontrowersje. W „Dojrzewaniu” szkoła to dżungla, a uczniowie na każdym kroku narażeni są na wyśmiewanie, prześladowanie, a nawet sexting. Nauczyciele są bezradni i albo wyładowują frustrację na uczniów albo odwracają wzrok od nieprawidłowych zachowań. Podopieczni nie szanują ich i nie liczą się ze zdaniem pedagogów. Nie jestem przekonany, czy aż tak patologicznie wygląda życie szkolne. Mam nadzieję, że nie – biorąc pod uwagę, iż ja również mam dojrzewającą córkę.

 

zdj. materiały promocyjne Netflix

 

Od strony formalnej ten serial to absolutna perła. Każdy odcinek kręcony jest jednym ujęciem (mastershotem), przez co daje dodatkowe wrażenie bezpośredniego uczestnictwa w przedstawianych wydarzeniach. Cały koncept oparty jest głównie na dialogach. Ale za to jakich dialogach!!! Dawno nie oglądałem serialu, w którym rozmowy byłyby tak autentyczne. Momentami mamy wrażenia jakbyśmy oglądali dokument i podglądali uczestników przedstawianych wydarzeń. Przykładem na to jest szczególnie trzeci epizod, który wręcz miażdży emocjonalnie, a to jedynie rozmowa chłopca z psycholożką. Po jego obejrzeniu naprawdę długo się przysłowiowo „składałem do kupy”.

Aktorstwo? Klękajcie narody. To co kreują Stephen Graham (ojciec), Owen Cooper (Jamie – chłopiec oskarżony o zabójstw) i Erin Doherty (psycholożka) to absolutne mistrzostwo. Szczególne brawa dla młodego aktora, bo to była cholernie trudna rola. Zastanawia mnie tylko, czy on sam nie potrzebował po skończonych zdjęciach psychologa, bo emocje jakie musiał włożyć w swoją rolę naprawdę mogły się kwalifikować do pomocy terapeutycznej.

 

zdj. materiały promocyjne Netflix

 

Jeśli ktoś oglądając ten serial uzna też, że młodzi ludzie nie są zdolni do okrutnej zbrodni, niech poszuka informacji o zabójstwie Jamesa Bulgera. W 1993 roku brutalnego morderstwa dopuścili się dziesięciolatkowie. O tej historii szczególnie polecam rewelacyjny, krótkometrażowy obraz Vincenta Lambe „Detainment”, który w pewnym stopniu przypomina „Dojrzewanie”. „Detainment” w 2019 roku był nominowany do Oscara w kategorii filmów krótkometrażowych i przedstawia przesłuchanie chłopców oskarżonych o zabójstwo Bulgera. Film powstał na podstawie autentycznych stenogramów z tych przesłuchań i jest na maksa wstrząsający.

 

Wracając do najnowszej produkcji Netfliksa, „Dojrzewanie” to pod wieloma względami serial perfekcyjny. Realizacyjnie i aktorsko na pewno. Momentami twórcy chcą szokować, ale ma to swoje stuprocentowe uzasadnienie. Nie ma w nim właściwie brutalności, ale po obejrzeniu całości jesteśmy przeczołgani i pozostawieni w poczuciu totalnej bezsilności. Twórcy nie oceniają też postępowania głównych bohaterów, nie wskazują na nikogo paluchem i nie stosują jakiegokolwiek moralizatorstwa. „Dojrzewanie” to lektura obowiązkowa dla każdego rodzica, ale też bardzo wychowawczy serial dla wszystkich jego odbiorców. Jak dla mnie to póki co najlepszy tegoroczny serial, a być może (czas to zweryfikuje) jedna z najlepszych produkcji w katalogu Netfliksa. Bardzo, bardzo, bardzo polecam i wystawiam najwyższą ocenę.

 

Ocena: 6/6

Mariusz Jagiełło

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Sylwia Ratajczyk

    Oglądam…na ten tydzień miałam plan obejrzeć wszystkie dostępne filmy z Robertem de Niro ale skoro nagle serial Netfliksa wzbudził takie szaleństwo ..to wyłączyłam Taksowkarza…
    Dwa odcinki za mną. Pierwszy wyłączyłam po 10 minutach, akcja aresztowania 13stolatka zupełnie nierealistyczna…chyba że tak miało być po amerykańsku… Brakowało tylko Toma Cruise…abo Roberta jak wlatuje migiem przez okno. No nie!
    Ale dzielnie do obejrzałam do końca i nawet włączyłam epizod drugi w którym mogę potwierdzić że tu akurat dobrze oddano szkolne nastroje czyli rzygi kapusta i sperma ..dooglądam całość i się wypowiem…ale chyba mój zachwyt będzie mniejszy…

    1. Mariusz Jagiełło

      W przypadku brutalnych morderstw tak właśnie wyglądają aresztowania i nie jest istotne ile sprawca ma lat. Właśnie to było 100% realistyczne a nie na zasadzie, wzywamy na komendę albo przychodzi pod drzwi dwóch policjantów.

  2. AGNIESZKA

    Obejrzany na wdechu bez odchodzenia od ekranu

  3. Jakub Oślak

    Wypowiem się dłużej, z góry przepraszam.
    Dawno nie byłem świadkiem takiego hypu na jakikolwiek serial czy film. Hype zwykle zabija efekt, ale nie w tym przypadku. Tu komentarze i oceny płynące z każdego końca internetu są jak najbardziej uzasadnione, bo rzeczywiście jest to produkcja wybitna – zarówno w temacie sztuki, jak i przekazu. O sztuce nie będę mówił – wszystko widać. Powiem natomiast o przekazie:
    Nigdy nie chodziłem do szkoły w UK (nie licząc kursów językowych), ale mam przekonanie, że to co oglądamy tu nie jest niczym przesadzonym. Spędzam w UK czas chętnie i regularnie, i to co tu widzę pokrywa się z moją obserwacją: młodzi Anglicy są krnąbrni, głośni, prymitywni i walczą o prymat w bandzie. Do tego wpływ ‘lad culture’, będącej wciąż obowiązującym koktajlem futbolu, Oasis, pełnego agresji poczucia humoru, no i alkoholu. Ta młodzież nie wychowuje się w szkole, tylko na ulicy. Rodzice ich nie kontrolują, bo sami byli tak wychowani. Szkoła nie ma narzędzi i mentalnego uposażenia do tego, aby mieć u uczniów respekt (uczniowie wiedzą, że są panami sytuacji – wystarczy rzucić oskarżenie o rasizm, molestowanie, itd.). Co z nich potem wyrasta – polecam wycieczkę na Majorkę. I to jest stan rzeczy, który obowiązuje jeszcze od drugiej połowy lat 90-tych.
    A teraz na to wszystko nałóżmy internet i media społecznościowe.
    Bycie „w grupie” albo „poza grupą” to nic nowego – tam gdzie banda dzieciaków, tam zawsze będą liderzy, pretendenci i wyrzutki. Dotyczy to tak samo chłopców, jak i dziewczyn. I te dzieci, których osobowość i światopogląd jest wciąż w fazie formatywnej, są wrzuceni w tą alternatywną, cyfrową rzeczywistość, gdzie nie ma zasad – a pokus, pułapek i ogólnej kumulacji zła jest co niemiara. Teraz pomyślmy – my dorośli mamy z internetem czasem problemy, dajemy się wciągnąć w pyskówki z trollami, analizujemy komentarze, łapiemy się na click-bait, itd. Ale dobrze wiemy, że to tylko narzędzie. Nerwy ci puszczają? Nie używaj. Nie czytaj komentarzy, nie pisz komentarzy. Dzieci tego nie potrafią – u nich internet i rzeczywistość to jedno i to samo. Przecież te okrutne komentarze płyną nie od anonimowych trolli, lecz ich własnych kolegów, z którymi będą musieli się jutro zmierzyć w szkole. To piekło. A jeśli kolący komentarz płynie od dziewczyny do chłopaka, wtedy boli podwójnie. Trzeba wtedy pokazać „męskość” i nie pozwolić zrobić z siebie pośmiewiska…
    Nie wiem jak jest dziś w polskiej szkole – dawno w niej nie byłem 😊 ale swoją szkołę podstawową i liceum wspominam bardzo dobrze (studia to inna para kaloszy) pod kątem koleżeństwa, a nawet międzyklasowego zgrania. Oczywiście, że zdarzały się sytuacje niemiłe, wręcz upokarzające, ale ogólny rachunek to duże pozytywne OK. Czy tak jest dziś – nie mam pojęcia. Niedawno leciałem do Madrytu i na pokładzie miałem dwie wycieczki szkolne. Jasne, byli głośni, non stop łazili, a także oglądali ‘Dojrzewanie’ 😊 a ich grupowa dynamika była wręcz podręcznikowa. Ale żadnych ekscesów, żadnego darcia japy, żadnego ubliżania, wrzasków i zaczepiania pasażerów.
    „Za moich czasów” podejście rodziców do szkoły dziecka było inne; szkoła była wręcz urzędem, a jak dziecko coś przeskrobało, to nauczyciele wzywali rodzica i rodzic karnie stawał na dywaniku dyrekcji. Dziś to rodzice mają argumenty i dzieci to wiedzą i potrafią wykorzystać. Dlatego wydaje mi się, że wyjściem z sytuacji, jak zawsze, jest ekwilibrium: rodzice-szkoła-uczeń. Interesować się, nie ignorować, nie podważać autorytetu szkoły, tłumaczyć mechanizmy życiowe, mieć czas.

Dodaj komentarz