IKS

Decadent Fun Club [Rozmowa]

decadent-fun-club-rozmowa

Decadent Fun Club to zespół, który w swojej twórczości łączy mrok, emocjonalną głębię i refleksję. Wokalista Paveu Ostrovsky i basista Jakub Lipiński opowiadają o znaczeniu muzyki i przekazie zawartym w tekstach. Artyści mówią o muzycznej podróży, prowadzącej od mroku przez nadzieję aż po refleksję, a także zdradzają plany dotyczące winylowego wydania i nadchodzącego wydawnictwa zatytułowanego „OKO RMX”.

 

Małgorzata Maleszak-Kantor: Na początek chciałabym pogratulować doskonałego albumu „Oko”, który pojawił się 23 lutego, w Dzień Walki z Depresją. To data, która z pewnością ma swoją wagę. Czy była wybrana celowo, czy może to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności? 

 

Jakub Lipiński: Ta data na pewno nie była przypadkowa, choć… Paweł, myślę, że ty masz więcej do powiedzenia na ten temat, bo proces jej wyboru był dość długi.

 

Paveu Ostrovsky: To była taka… “nieprzypadkowo-przypadkowa” data, albo może “przypadkowo-nieprzypadkowa”. Zaczęło się od długiego procesu nagrywania, potem wydawania albumu, więc na początku rzeczywiście były różne propozycje dat, które miały swoje znaczenie. Jednak pod koniec, gdy już koncerty były zabukowane, chcieliśmy wydać album jak najszybciej, by zdążyć przed trasą. I tak się złożyło, że 23 lutego – akurat w Dzień Walki z Depresją – wypadał nasz pierwszy koncert. Co ciekawe, dopiero po koncercie dowiedzieliśmy się, że 23 lutego to Dzień Walki z Depresją. Ludzie, którzy przyszli na nasz występ, zaczęli nam dziękować za ten gest, sądząc, że to było zaplanowane. To było dla nas naprawdę poruszające doświadczenie.

 

Paveu Ostrovsky/ fot. Agata Hudomięt

 

MMK: Muszę przyznać, że również poczułam pewne wzruszenie, gdy zauważyłam tę datę. 

 

PO: Choć tego nie planowaliśmy, to ta koincydencja jest wyjątkowo trafiona, symboliczna i ma niewątpliwie głęboki sens.

 

JL: Lepiej byśmy tego nie wymyślili.

 

 

MMK: Zgadza się, czasami los potrafi ułożyć wszystko lepiej, niż byśmy to zaplanowali. A teraz, po roku od premiery, jak oceniacie odbiór tej płyty? Jak zareagowali wasi fani? 

 

JL: Chyba dobrze, szczerze mówiąc.

 

 

MMK: Mój odbiór płyty jest zdecydowanie bardzo pozytywny. 

 

JL: Myślę, że nie jesteś jedyną osobą, która tak ją odebrała. O to właśnie chodzi. Zresztą, nie nagrywałem tej płyty z myślą o zdobywaniu nagród czy zdobyciu list przebojów. Dla mnie najważniejsze jest, gdy ktoś mówi, że któryś utwór na płycie ma dla niego szczególne znaczenie. Tego rodzaju odbiór jest dla mnie najbardziej satysfakcjonujący. A takie głosy docierają do nas zwłaszcza po koncertach, gdy spotykamy się z fanami. Zwłaszcza po koncertach, kiedy mamy okazję spotkać się z fanami i usłyszeć ich historie.

 

PO: Dokładnie. Odbiór naszych słuchaczy – czyli tych, na których nam najbardziej zależy – był wręcz wzruszający. Budujące okazało się to, że pomimo znacznie przedłużającego się procesu wydawniczego, cierpliwie czekali na ten album. Już kilka godzin po premierze zaczęły spływać do nas bardzo piękne wiadomości od ludzi, którzy dzielili się swoimi wrażeniami. Często były to bardzo głębokie, osobiste wyznania. Dostawaliśmy wiadomości w stylu: „Słucham tego po raz trzeci i właśnie podczas tego utworu popłakałem się”. To ogromny komplement i coś, co sprawia, że nasz działalność ma większy sens.

 

JL: Tym bardziej, że teraz, w dobie singli, albumy jako całość nie cieszą się już taką popularnością. Większość ludzi słucha pojedynczych piosenek. A tu okazuje się, że ludzie traktują nasz album jako całość – jako doświadczenie.

 

fot. Natasza Jakubowska

 

MMK: Album ma bardzo spójną i przemyślaną strukturę, którą od początku przyjemnie się słucha w całości. Sami wspominacie, że kolejność nie jest przypadkowa. Czy moglibyście opowiedzieć o procesie układania tej listy? Jakie emocje i myśli kierowały wyborem kolejności utworów, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich różnorodność? Jak ta struktura odzwierciedla emocjonalną podróż, którą chcecie przekazać słuchaczowi? 

 

PO: Od początku myślałem o tym albumie jako o emocjonalnej podróży, co zresztą podkreślamy także na okładce. Zależało mi na tym, by całość rozwijała się w określony sposób – zaczynamy od „Tango”. Muzycznie jest to synteza stylu Decadent Fun Club – molowa tonacja zabarwiona na niebiesko. W warstwie lirycznej pojawia się tu motyw wirującego derwisza, który w ekstatycznym tańcu szuka mistycznej jedni z absolutem. To zatracenie w tańcu symbolizuje też sposób na ucieczkę od rzeczywistości. Tego rodzaju eskapizm pojawia się też w utworach “Haj” i “UFO”. Z kolei tytuł “Stamina” oznacza zdolność organizmu do przetrwania i choć traktuje o dość smutnym temacie jakim jest postępujący kryzys miłości i stopniowe oddalanie się od siebie ludzi, to jednak niesie nadzieję i wzywa do walki o człowieka. “Szary” jest dla mnie w pewnym sensie kluczowym momentem na tej płycie. To pierwszy utwór, którego zalążek powstał podczas naszego pierwszego spotkania.

 

Byłem wtedy w trudnym momencie życia. Miałem wrażenie, że utknąłem w szarej, korporacyjnej codzienności. To właśnie ten utwór sprawił, że coś się we mnie odblokowało i zacząłem wyrażać emocje poprzez śpiew.

 

Po tym utworze przechodzimy do drugiej części albumu, która ma w sobie więcej światła i nadziei – utwory “Hydra” i “Prawda” pokazują, że można znaleźć zdrowe sposoby na radzenie sobie z rzeczywistością. Końcówka albumu to tzw. trójca – wiara (“Diabeł”), nadzieja (“OKO”) i miłość (“Tam”).

 

 

MMK: Wspomniałeś o utworze „Tam”, który jest duetem z Anją Orthodox. Jak powstał pomysł na to, aby ten utwór był wykonywany właśnie w duecie? 

 

PO: Jest to pierwszy i jak dotąd jedyny napisany przeze mnie tekst, który nie jest śpiewany w pierwszej osobie liczby pojedynczej, tylko w pierwszej osobie liczby mnogiej. “Chodźmy tam…” – to wręcz musi być śpiewane przez co najmniej dwie osoby. Idąc tym tropem podczas pracy nad wersją demo zaśpiewałem drugą partię wokalu oktawę wyżej – taki duet ze sobą samym. Potem szukaliśmy odpowiedniego głosu – wiedzieliśmy, że ma to być kobieta o szerokiej skali i dużej wrażliwości. Zależało mi też na tym, żeby nie była to osoba przypadkowa, dlatego też pomysł na to żeby zwrócić się z tym do Anji był wręcz oczywisty. Znam Anję od wielu lat, ufam jej i wiem jak szerokie ma horyzonty artystyczne – wiedziałem, że oddaję ten utwór właściwej osobie.

 

 

MMK: Który utwór z płyty jest waszym ulubionym? Ja sama długo się zastanawiałam i myślę, że moja decyzja może się jeszcze wiele razy zmienić w zależności od nastroju, ale dzisiaj wybieram „Diabła”. A jak jest u was? 

 

JL: Dla mnie cała płyta to spójna całość. Nie mam jednego ulubionego utworu – każdy z nich ma swoją odrębną emocję i może przemawiać do mnie inaczej w zależności od nastroju.

 

Kuba Lipiński/fot. Agata Hudomięt

 

MMK: Paweł, a u Ciebie? 

 

PO: Podobnie. Ale jeśli miałbym wskazać jeden utwór, który szczególnie przeżywam teraz, to byłby to „Diabeł”. Podczas koncertów czuję z nim szczególną więź. Pisałem go z myślą o kimś, kto na moich oczach gasł, a ja ze wszystkich sił chciałem temu zapobiec. Wiedziałem jednak, że niewiele mogę zrobić, bo są takie walki, które każdy musi stoczyć sam. Mogłem tylko być obok – być, wspierać i niezłomnie wierzyć. Podczas jednego z koncertów promocyjnych po wydaniu albumu “OKO” zdałem sobie sprawę z tego, że dziś śpiewam te słowa także do siebie. Dedykuję ten utwór wszystkim, którzy potrzebują podniesienia na duchu.

 

 

MMK: Paweł, chciałabym teraz zapytać Cię o warstwę liryczną. Wcześniejsze utwory były po angielsku. W wywiadzie wspomniałeś, że coś się w Tobie „odblokowało”. Czy to miało związek z tym, że zacząłeś pisać po polsku? 

 

PO: Właściwie to nie wybierałem języka, w którym będę pisał. Często układałem linie melodyczne śpiewając “po norwesku”, a dopiero później starałem się wyczuć, czy dany tekst powinien być po angielsku, czy po polsku. Na początku częściej wybierałem angielski, bo był prostszy, bardziej śpiewny i w jakimś sensie bezpieczniejszy. Nie należę do osób przesadnie wylewnych i odsłanianie emocji nie przychodzi mi łatwo. Śpiewanie jest więc jednym ze sposobów na ujawnienie tego, co czuję.

 

Często śpiewam o tym, czego nie jestem w stanie powiedzieć.

 

Dlatego też mam wrażenie, że śpiewając po polsku odsłaniam się mocniej niż gdy śpiewam po angielsku. Ale tak naprawdę jest to tylko iluzja, bo wcale nie jest tak, że utwory anglojęzyczne są mniej osobiste. Wydaje mi się wręcz, że w pewnym sensie dotykam w nich dużo głębszych obszarów emocjonalnych i sięgam do doświadczeń, które są upchnięte w najbardziej odległych kręgach mojej głowy. W polskich tekstach chyba raczej skupiam się na tym, co dzieje się teraz – opisuję świat, który mnie otacza oraz uczucia i doświadczenia, które przeżywam na co dzień. W tekstach angielskich częściej dotykam doświadczeń z przeszłości. W warstwie lirycznej nowego albumu, nad którym właśnie pracujemy, mierzę się z tym, co zasiał we mnie Kościół i religia, do której przynależałem jako dziecko. Nie wiem czy zdołałbym wejść w ten obszar przy użyciu polskich słów.

 

MMK: Przechodząc do przyszłości – wspomnieliście o dwóch stronach płyty „Oko”. Czy to oznacza winyla? Kiedy możemy się go spodziewać? I jak bardzo zaawansowane są prace nad kolejną płytą? 

 

JL: Winyl jest w zasadzie gotowy – cały proces produkcji, mastering i tak dalej, mamy już za sobą. Musimy jeszcze tylko poczekać na tłoczenie. Chcemy to zrobić porządnie, bo zależy nam na jakości, a winyl to nie jest tani, ani szybki proces. Zajmuje się tym Łukasz Pawlak z Requiem Records. Co do nowego materiału – mamy gotowe demo, zaczęliśmy już rejestrację właściwych tracków, a w międzyczasie podczas prób aranżujemy te utwory z myślą o koncertach. Jednak jest chyba jeszcze zbyt wcześnie na to by podawać konkretne terminy.

 

PO: Tak, zdecydowanie nie będziemy powtarzali błędu jakim było zapowiadanie, że album “OKO” jest już “prawie gotowy” i ukaże się “za chwilę” – podawaliśmy wówczas także konkretne terminy, które później były przesuwane. Trwało to dobre 4 lata i w pewnym momencie stało się frustrujące, nie mówiąc już o tym, że niezależnie od przyczyn, które były poza naszą mocą, wprowadziło to sporo dezinformacji i podważyło wiarygodność naszych słów. Dlatego teraz zrobimy na odwrót – zamiast zapowiadać, że album będzie wydany, poinformujemy o jego wydaniu jak już będzie dostępny (śmiech).

 

 

fot. Natasza Jakubowska

 

MMK: A planujecie jeszcze jakieś covery? „Paranoja jest goła” w waszym wykonaniu jest mi bardzo bliska. 

 

PO: Nie planujemy, ale nie będziemy też tego zatrzymywać jeśli przyjdzie. „Paranoja” jest wyjątkowa, ale to bardziej interpretacja niż po prostu cover.

 

JL: Sens robienia coverów polega na tym, by pokazać siebie, wyrazić coś swojego. Jeśli cover wykonujemy, to po to, by przedstawić go w naszej wersji.

 

Zrobienie coveru w taki sposób, żeby brzmiał identycznie jak oryginał, nie ma większego sensu.

 

Wtedy nie pokazujesz siebie, tylko naśladujesz innych.

 

 

MMK: A co z przyszłością? Kiedy możemy spodziewać się winyla i nowego materiału?

 

JL: Winyl jest już gotowy, czekamy na tłoczenie.

 

PO: A jeśli chodzi o nowy materiał – tak, pracujemy nad nim, ale tym razem naprawdę nie chcemy zbyt długo go zapowiadać, więc nie będę teraz zbyt długo rozwodził się na ten temat. Mogę natomiast powiedzieć o czymś, co nastąpi już wkrótce, a mianowicie – ukaże się wydawnictwo zatytułowane “OKO RMX”. Będzie to zbiór utworów z “Oka” na nowo interpretowanych. Z inicjatywą takiego projektu wyszedł Łukasz Pawlak z Requiem Records. Zgodziliśmy się oddać nasze piosenki innym ludziom, sami też pobawiliśmy się trochę. Wyszedł z tego całkiem ciekawy mix.

 

 

MMK: Dziękuję bardzo za rozmowę!

 

 

Rozmawiała Małgorzata Maleszak-Kantor

 

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek.  Płytę “OKO”  (również z autografami!) możecie nabyć na stronie wydawcy Requiem Records (TUTAJ)

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz