Daria ze Śląska to artystka tworząca pod skrzydłami wytwórni Jazzboy Records, z której znani są między innymi Kaśka Sochacka i Kortez. W maju wydała swój drugi album zatytułowany „Na południu bez zmian”. W jej bio na stronie Jazzboya możemy znaleźć informację, że najbezpieczniej czuje się w smutku. Zaintrygowało mnie to, gdy próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej o Darii Ryczek-Zając już w zeszłym roku. W tym roku udało mi się uciąć z nią bardzo interesującą pogawędkę.
Kuba Przybyła: Cześć Daria, wielkie dzięki, że znalazłaś czas na to żeby odpowiedzieć na kilka pytań, które dla Ciebie przygotowałem. W pierwszej kolejności opowiedz mi proszę jakie są Twoje odczucia co do przyjęcia nowego albumu przez fanów. Oczekiwania zaspokojone? Może przekroczone?
Daria ze Śląska: Cześć Kuba, na szczęście ostatnio sporo się u mnie dzieje, więc nie mam czasu na rozmyślanie nad tym. Byłam również świadoma skrętu jaki miał miejsce na tym albumie. Pomimo tytułu „Na południu bez zmian”, ten album oczywiście różni się od poprzedniego i dobrze mi z tym.
KP: W swojej recenzji Twojego nowego albumu też wskazywałem na to, że tytuł albumu może być trochę mylący. Czy to uzasadniona obserwacja, że na nowym krążku słyszę wyraźne wpływy hip hopowego podejścia do produkcji muzyki?
DzŚ: Jak najbardziej, taka była moja intencja. Jest to związane z moją fascynacją rapem, o której wspominałam już na etapie promocji pierwszej płyty. Cieszę się, że to słychać. Np. w numerze „Mainstream”, bardzo chciałam uzyskać brud charakterystyczny dla tego typu produkcji i udało się to dzięki obecności Czarnego HIFI. Jego wpływ jest słyszalny również w innych utworach i cieszę się, że udało nam się spotkać.
KP: Potwierdzam, że ten nowy kierunek jest wyraźnie wyczuwalny, więc można powiedzieć, że zadanie zostało wykonane. Skoro jesteśmy już przy gościach, którzy pojawili się na płycie (Małpa, Młody i Kortez) to kogo jeszcze, chciałabyś w przyszłości zaprosić do współpracy? Podejdź do tego pytania bez ograniczeń.
DzŚ: Hmm, bez ograniczeń. Podejdę bez ograniczeń lokalnych. Super gdyby w moim utworze pojawiła się Little Simz. Doceniam ją za odwagę. Świetnie brzmi i opowiada o ważnych rzeczach. Byłabym niezwykle szczęśliwa gdyby kiedyś do takiego spotkania doszło. Na polskiej scenie, cudowne rzeczy zawsze dostarcza Fisz. Lubię w jego twórczości dojrzałość i to, że udaje mu się niezmiennie od lat prezentować wysoki poziom. Jeśli chodzi o dziewczyny, to zawsze lubiłam sposób pisania Marii Peszek. Bardzo szanuję za odwagę szczególnie w wartswie lirycznej.
KP: Na Twoje wspomnienie o Fiszu od razu zapaliła mi się w głowie lampka przy nazwisku Waglewski, ale pomyślałem o starszym pokoleniu. Zarówno Twój głos jak i wokal Pana Wojciecha Waglewskiego, mają podobny, kojący charakter.
DzŚ: O, dziękuję. Bardzo mi miło. Faktycznie w obu przypadkach można wysłyszeć jakiś rodzaj spokoju w głosie.
KP: Ustaliliśmy już, że produkcja nowego albumu, muzycznie poszła w nowym kierunku. Czy mimo wszystko na tym krążku znalazły się jakieś utwory, które powstały wcześniej ale nie trafiły na Twój debiut?
DzŚ: Utwór „Pamięć do złych słów”, przeszedł krętą drogę, bo ciągle nie byliśmy usatysfakcjonowani co do jego aranżu. Cieszę się, że finalna wersja jest bardzo zbliżona do tej minimalistycznej wersji na pianinie, którą wymyśliłam cztery lata temu. Okazuje się, że mimo to jest najczęściej odtwarzanym utworem z tego albumu. Jest w tym oczywiście również zasługa Korteza i Olka Świerkota.
KP: To zdecydowanie mocna pozycja na albumie. Po Twoim ostatnim koncercie w Poznaniu, ktoś z publiki krzyczał błagalnie o zagranie tego utworu, kiedy schodziliście ze sceny.
DzŚ: (śmiech) Byłeś w Poznaniu to jesteś na świeżo. W garderobie po koncercie od razu pomyślałam sobie „Boże dlaczego nie dałam tego numeru do setlisty”. Oczywiście z uśmiechem, bo wiem, że festiwale rządzą się swoimi prawami, a set jest zawsze skrócony, więc coś trzeba odrzucić.
KP: Ja w ogóle nie potrafię sobie wyobrazić jak kapele, które mają dziesięć albumów na koncie są w stanie ułożyć set listę i nie uronić łzy odrzucając swoich osobistych faworytów.
DzŚ: Dokładnie. Jak to zrobić bez bólu…
KP: Opowiedz proszę, czy trudniej jest Ci pisać teksty samodzielnie czy wspólnie z Agatą Trafalską? Czy to zawsze pomoc czy czasem pewnego rodzaju podniesienie poprzeczki?
DzŚ: W zasadzie na obu albumach pomysły na wszystkie teksty i ich realizacja wychodzi zawsze ode mnie i to ja je domykam. Agata za to jest osobą, która czyta je jako pierwsza. Szczególnie na pierwszym albumie miała sporo sugestii co do kierunku w jakim tekst powinien się rozwijać. Co według niej jest silniejszą, a co słabszą myślą. Sprawdzała czy nie ma jakiś błędów logicznych, czy tekst jest spójny. Słucham jej uwag, bo liczę się z jej doświadczeniem. Myślę, że jest bardzo ważną parą oczu. Poza tym jest zaangażowana w projekt Daria ze Śląska na wielu frontach. Jako pierwsza słucha moich demówek, które wymyślam w swoim mieszkaniu, reżyseruje teledyski, służy radą.
KP: Co do schematu w myśl, którego powstają Twoje utwory – czy doświadczenie zdobyte w pracy przy korporacyjnym biurku, udaje Ci się wykorzystać podczas tworzenia muzyki? Jakieś konkretne skille okazały się być przydatne?
DzŚ: Przede wszystkim Excel (śmiech). Agata żartuje ze mnie, że przyszłam z korpo i chcę wszystkich nakłonić do wypełniania arkuszy co niekoniecznie wiąże się z entuzjazmem reszty członków ekipy. To jest szczególnie przydatne podczas planowania promocji albumu. Tego typu obrazowe rozplanowanie działania, daje mi pewnego rodzaju spokój.
KP: Okej, czyli nie tylko największe korporacje świata opierają się na niepozornym Excelu, ale też artyści.
DzŚ: Jasne, zresztą to nie tylko Excel. Korzystamy też z Trello i innych aplikacji pomocnych w rozpisywaniu zadań. Na Whatsuppie mamy kilka grup dotyczących różnych obszarów, takich jak koncerty, piosenki czy kwestie wizerunkowe. Myślę, że każdy powinien korzystać z takich narzędzi jakie są dla niego najwygodniejsze.
KP: Cieszę się, że narzędzia, które Ty stosujesz pomogły Twojej muzyce przebić się do takiego poziomu na jakim aktualnie jesteś. Nie skłamię jeśli powiem, że Twój zeszłoroczny album, był dla mnie strzalem w pysk na, który długo czekałem na polskim rynku. Szczególnie doceniam bezpośredniość i dosadność Twoich tekstów.
DzŚ: Bardzo mi miło. Moje teksty to w zasadzie mój pamiętnik. Trafiają do nich bardzo osobiste sprawy. Czasami są to tematy, które normalnie przepracowuje się z psychologiem.
KP: To pewnie jest jakaś forma terapii.
DzŚ: Myślę, że siłą rzeczy udało mi się to jakoś przepracować, ale nigdy nie miałam poczucia strachu, że powiem za dużo. Chociaż w niektórych fragmentach, pewnie można dostrzec adresatów moich rozkmin. I oni pewnie o tym wiedzą (śmiech).
KP: Jak w takim razie, radzisz sobie z wykonywaniem na scenie tych utworów, które niosą ze sobą najcięższy bagaż emocjonalny. Pozwalasz się pochłonąć tym emocjom czy raczej stawiasz między nimi, a sobą mur na czas trwania koncertu.
DzŚ: Raczej nie staram się od nich świadomie odciąć. Chyba po prostu płynę na fali tego co akurat czuję. Oczywiście jeśli w życiu znaduję się akurat w trudniejszej sytuacji, to ma to przełożenie na emocjonalność mojego wykonania. Numer „Chinatown” jest jednym z trudniejszych pod tym względem. Innym razem może okazać się, że utwór „Falstart albo faul”, który potrafię śpiewać bez mrugnięcia okiem, wywoła we mnie silne emocje.
KP: Zauważyłem, że z Twojego estradowego wizerunku zniknęła peruka. Czy stała za nią jakaś głębsza symbolika? Druga twarz?
DzŚ: Generalnie wszystkie decyzje dotyczące mojego looku na scenie mają raczej prozaiczne podstawy. W przypadku peruki było tak, że pojawiła się na jednej z sesji zdjęciowych. Ja ją przymierzyłam i okazało się, że świetnie to wygląda na zdjęciach. Pomysł mi się spodobał, więc założyłam ją na koncert. Był to koncert Męskiego Grania nagrywany w czerni i bieli, co też zrobiło na nas ogromne wrażenie, więc zdecydowaliśmy, że peruka pojawi się również w teledysku. Nie zamierzałam szukać w niej alter ego. Po prostu jednogłośnie uznaliśmy, że jest mi w niej do twarzy. Set koncertowy złożył się tak, że na bis wykonywaliśmy „Gambino” i „Pamięć do złych słów”, czyli utwory w teledyskach, do których występowałam w peruce. Ludzie bardzo pozytywnie reagowali, kiedy na bisy pojawiałam się w peruce, więc już tak zostało. Aktualnie w związku z promocją nowej płyty już się z tego wycofałam. Mam nowy materiał i żyję w nowej przestrzeni.
KP: Doszukiwałem się drugiego znaczenia, bo na koncercie we Wrocławiu, zauważyłem w Tobie wyraźne rozluźnienie kiedy tańczyłaś na scenie wykonując „Gambino” we wspomnianej peruce. Myślałem, że moim oczom ukazała się właśnie alternatywna odsłona Darii – roztańczona i beztroska.
DzŚ: Jasne, że miewam takie odpały, w których daje się ponieść, ale częściej mówię o sobie, że jestem dziadem. Jestem raczej spokojna w życiu codziennym. Jednocześnie jestem ogromną gadułą, która lubi żarty, szczególnie te suche (śmiech). Taka bywam wśród bliskich, którym ufam. Na scenie jestem po prostu skupiona, dlatego ktoś kto mnie nie zna, mógłby uznać mnie za sztywniarę. Ale jak mnie poniesie to konkretnie.
KP: Pewnie ta energia potrzebuje innego ujścia odkąd przestałaś trenować siatkówkę. A może zdarza Ci się jeszcze czasem wejść na boisko? Poza kręceniem klipu do „To nie zabawa”.
DzŚ: Ostatnio oprócz napiętego grafiku, napięte są też moje mięśnie, więc chyba ciężko by mi było wejść w odpowiedni rytm. Kiedy przejeżdżam przez Wisłę, to zerkam na boiska do plażówki z łezką w oku. Maksimum na jakie mogę sobie aktualnie pozwolić to tzw. domowa siłownia, czyli mata, joga, gumy oporowe.
KP: Mało czasu na sport, więc pewnie równie niewiele na słuchanie nowej muzyki, ale odpowiedz proszę na moje ostatnie pytanie. Jakich nowych artystów odkryłaś w ostatnim czasie. Pytam o nowych dla Ciebie, niekoniecznie dla świata.
DzŚ: No to uważaj bo teraz się zdziwisz. Radiohead (śmiech).
KP: (śmiech) Okej, no to faktycznie małe opóźnienie zaistniało.
DzŚ: Grubo, nie? Niedawno mialam okazję posłuchać ich pierwszy raz i to z winyla. Zamurowało mnie. To było coś pięknego. Druga pozycja to niejaka Noga Erez. Takie połączenie Gorillaz z hip hopem. Trochę elektroniki. Świetne tekstowo. Próbuję sobie przypomnieć nazwisko jeszcze jednej wokalistki. Daj mi chwilkę to sprawdzę w telefonie. Mam! Lola Young. Szczególnie utwór „Messy”. Mam wrażenie, że jest napisany o mnie.
KP: Zdecydowanie muszę sprawdzić ten numer. Daria, bardzo Ci dziękuję, że znalazłaś czas na naszą rozmowę. Należysz do grupy artystów, na których nowe materiały, czekam z nieustającą niecierpliwością. Mocno trzymam kciuki.
DzŚ: Bardzo dziękuję. Właśnie siadam do pracy nad nowy numerem.
KP: W takim razie powodzenia! Trzymaj się.
DzŚ: Dziękuję serdecznie, papa.
Rozmawiał Kuba Przybyła (@thingskubadoes)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: