„Bo lubię zjawisko popkulturowe, lubię filmy zwłaszcza życiowe. Romantyczne, o miłości, o mojej i twojej ułomności” – tak, przed ponad 20 laty, śpiewał zespół Myslovitz. Daria Zawiałow udowadnia, że czasy się zmieniają, ale popkultura nie znosi próżni. Dziewczyna pop zakłada gitarę, ubiera t-shirt ulubionego zespołu i zabiera słuchaczy w podróż. I to nie tylko do Stanów Zjednoczonych, które są tłem lirycznym i bazą warstwy wizualnej. To przede wszystkim podróż przez emocje i doświadczenia, głównie te miłosne.
Już tytułowy utwór (swoją drogą jeden z najbardziej przebojowych na całym albumie) daje zapowiedź tego, co Daria Zawiałow wraz z producentem Bartoszem Dziedzicem przygotowała dla słuchaczy. Bohaterka „Dziewczyny pop” na oczach ma brokat i mrok. I taka jest to właśnie płyta. Przepełniona lekkością i blaskiem, ale łącząca lęk, niepewność i najtrudniejsze przeżycia. Bo mimo popowej, dość spokojnej formy, jest to album lirycznie smutny. Teksty utworów są zdecydowanie bardziej wprost niż przyzwyczaiła nas do tego artystka na poprzednich płytach. Daria, która rozlicza się ze swoją przeszłością, cieszy teraźniejszością i obawia się o przyszłość, nie owija w bawełnę. W końcu mamy do czynienia z nową Darią – na nowym etapie życia osobistego i zawodowego. Dziewczyna pop krzyczy ze złości (a kiedy trzeba nawet i przeklnie!) i płacze ze wzruszenia. Ale także śmieje się wspominając miłosne pocałunki i snuje plany na kolejne lata.
Cieszę się, że wokalistka ze swoim producentem nie idą na łatwiznę. Prawie równo rok po albumie Dawida Podsiadły „Lata Dwudzieste” okazuje się, że mainstreamowa muzyka nie musi zmierzać w kierunku kompozycji, które będą głównie zapełniać klubowe parkiety i tiktokowe virale. Bo „Dziewczyna pop” to album przemyślany. Nie tylko ze względu na koncept, ale prezentację utworów. Układ kompozycji został podzielony na trzy etapy: przeszłość („’92”), teraźniejszość („Pete Stop”) i przyszłość („Backdoor”). Częstym zabiegiem jest przeplatanie mocniejszych utworów z tymi spokojniejszymi. Tak więc po punkowym „Złamanym sercu”, które wyrywa z fotela i każe zmienić bieg w samochodzie na wyższy, dostajemy szlachetną balladę w klimacie lat dziewięćdziesiątych „Fifi Hollywood” (to zresztą pierwszy duży przebój z płyty). Po zadziornej i najmroczniejszej na płycie „Bambi sarence”, zostajemy natychmiast otuleni „Balladą znad rzeki”. A fantastyczna gitarowa solówka, która kończy „Dziwną”, przechodzi w minimalistyczne „Intro on”.
Artysta i gitara to patent znany w muzyce popularnej od dziesięcioleci, choć nie zawsze się to wszystko udaje. U Zawiałow nie ma mowy o zawodzie. Jej „Ballada znad rzeki” może być uznana za żeńską i współczesną odpowiedź na wydane równo dwadzieścia lat temu myslovitzowe „Chciałbym umrzeć z miłości”. I zapewne, pod względem emocjonalnym, wywoła u słuchacza niejedną łzę.
Płyta, mimo eklektyzmu i różnorodności broni się jako całość niezwykłą spójnością. Kluczem do tego sukcesu są ładne melodie i szczerość przekazu. Daria dość osobiście opisuje historie ze swojego życia – od nieudanych związków, pragnienia stabilizacji i zbudowania domu, poprzez pocztówki z wakacji, a kończąc na przejmującym pożegnaniu babci (fragment „Szukam cię na telefonie, niedostępny masz abonent, wiem masz teraz dobrze się” na długo utkwił mi w pamięci). Album naszpikowany jest popkulturowymi smaczkami. Słyszymy i czujemy muzyczne nawiązania do ukochanych dla Darii The Strokes czy Arctic Monkeys (ten szczególnie obecny jest w kończącej album, dość eksperymentalnej melorecytacji „Tom Yum”), ale też The Cranberries i The Cardigans. W tekstach pełno nawiązań nie tylko do fascynacji muzycznych (Cigarettes After Sex czy Coldplay), zjawisk czy przedmiotów, jak „cyberkartki”, t-shirty ulubionych artystów (u Darii to Sonic Youth), ale też filmów (Bergman) i wystaw (Basquiat).
Po kolejnym odsłuchu „Dziewczyny pop” chce się zawołać w jej stronę fragmentem tekstu z „Tom Yum”: „Ty pachniesz jak uzależnienie”! Bo ta płyta smakuje jak najlepsza tajska zupa, która jednocześnie jest delikatna i ostra. Im więcej i dłużej się jej słucha, im więcej smaczków wyłapuje się z opowiedzianych historii i kompozycji, tym bardziej właśnie wciąga.
Wszyscy, którzy są z Darią od debiutanckiego „A Kysz” mogą być szczęśliwcami. Oto obserwują jak na ich oczach zmienia się i dojrzewa najważniejsza artystka pokolenia. Jak przez mgłę pamiętam czasy początków Hey, ale nie zapomnę reakcji i komentarzy zawodu fanów, kiedy wydali elektroniczne „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Po latach jednej z najważniejszych płyt w historii zespołu. Czy tak też będzie z „Dziewczyną pop”? Uważam, że jest zdecydowanie za wcześnie, aby ferować tego typu wyroki. Na pewno sprawdzianem dla tego materiału będzie halowa trasa koncertowa, której inauguracja 2 grudnia na (wyprzedanym już) warszawskim Torwarze. Ja trzymam mocno kciuki. Bo po nielicznych, letnich występach na festiwalach nie mam wątpliwości, że dziewczyna pop jest w formie top. Przybiera rozmaite maski, zakłada ubrania i idzie przed siebie. W przypadku tego albumu: po największe sukcesy artystyczne.
Ocena: 5/6
Mateusz Borowik
Lista utworów: Dziewczyna pop; Złamane serce jest OK; Fifi Hollywood; Ballada o niej; Ballada punk (jak świry); Z tobą na chacie; Dziwna; Intro on; Supro; Bambi sarenka; Ballada znad rzeki; Tom Yum.
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: