Stołeczna grupa CRUE zadebiutowała pełnowymiarowym albumem na początku 2020 roku, choć powstała zdecydowanie wcześniej, bo w 2012. Muzyczna propozycja czteroosobowej ekipy z pewnością spodoba się osobom, które wychowały się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W twórczości słychać doskonale inspiracje metalem, grunge’m czy funkiem. Wszystko to jest podane w przystępny sposób. No i co najważniejsze: z polskim tekstem.
Trzy lata po debiucie zatytułowanym „Wojna i spokój”, którego promocja – ze względu na pandemię koronawirusa – była zdecydowanie ograniczona, muzycy, własnym sumptem, oddali w ręce swoje drugie dzieło. „Ciało obce” już na wstępie wyróżnia bardzo intrygująca okładka. Za szatę graficzną odpowiada Paweł Napiórkowski, założyciel i basista CRUE, który jest też absolwentem Akademii Sztuk Pięknych. Więc mowa o przypadku nie ma. Symboliczna okładka – jak informowali muzycy w materiałach prasowych – ma skłaniać słuchaczy do refleksji. Podobnie jak sama warstwa tekstowa nawiązująca do problemów, z którymi się zmagamy, takimi jak wojna, protesty społeczne czy upadek autorytetów. Z wersami wyśpiewanymi przez Piotrka Syrockiego można się zgadzać lub nie, ale na pewno nie pozostawiają one słuchacza obojętnym.
Płynnie możemy więc przejść do samej muzyki zawartej na krążku „Ciało obce”. Co ją wyróżnia? Na pewno przebojowość. Daję słowo, że szybko do ucha wpadną Wam refreny. To jest istotne, ale nie najważniejsze. Mnie najbardziej jednak ujęło to, że muzycy potrafią na przestrzeni jednego utworu kombinować, zmieniać klimat, podejść do tematu ciekawie i odjechać w niespodziewane rewiry (posłuchajcie chociażby „Dymu” czy „Autorytetów”). Tu nie mamy do czynienia z prostym schematem zwrotka-refren-zwrotka. Muzycy bawią się tym wszystkim. Wokalista potrafi i potężnie zakrzyczeć, ale też trochę porapować (vide otwierające „Ciało”). Na pewno istotny w utworach CRUE jest bas (solówka we wspomnianym już „Dymie” to tylko pierwszy przykład z brzegu, bo w innych kompozycjach ten instrument jest równie dobrze słyszalny), który napędza całość. Na „Ciele obcym” głównie grupa daje czadu, ale potrafi też zwolnić (klimatyczny, prawie sześciominutowy „Grudzień” z odgłosami padającego deszczu).
A na sam koniec muzycy zostawili dla nas znany (i lubiany) utwór Andrzeja Zauchy. Mimo tego, że „Byłaś serca biciem” to często kowerowana kompozycja, to grupa CRUE znalazła na nią patent i nadała jej mocno funkowego posmaku. Jako, że jestem miłośnikiem tego gatunku, taka wersja przypadła mi do gustu.
Drugi studyjny album warszawskiej formacji CRUE naprawdę może się podobać. Może muzycy nie dokonali jakiejś ogromnej wolty stylistycznej w porównaniu z debiutem, ale jednocześnie słychać, że solidnie popracowali nad utworami. Każdy z nich wpada w ucho (i to dość szybko), dlatego też „Ciało obce” słucha się z ogromną przyjemnością. Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak tylko napisać: panowie, oby tak dalej!
Ocena [w skali szkolnej 1-6]: 4 trofea
🏆🏆🏆🏆
Szymon Bijak
Lista utworów:
1. Ciało
2. Dym
3. Autorytety
4. Satelity
5. Grudzień
6. Za dużo
7. Pusty
8. Słowa
9. Byłaś serca biciem
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1