IKS

Coramine – „R45.84” [Recenzja]

Warszawski Coramine to jeden z tych zespołów, które rodzą się z potrzeby przekraczania i przesuwania granic gatunku, a nie z chęci wpisania się w jakikolwiek nurt. Grupa, która powstała w 2016 roku, od początku buduje swoją muzyczną tożsamość na fundamencie progresywnej filozofii. Z jednej strony głęboko zakorzenionej w rockowej tradycji, z drugiej odważnie sięgającej po nowoczesne formy. To muzyka, która nie tyle opowiada historię, co ją kreuje. Niedawno ukazał się ich drugi studyjny krążek, „R45.84”. I jest to rzecz naprawdę z najwyższej półki.

Pierwsze nagrania Coramine, wydane w formie demo EPki, dowodziły, że to zespół poszukujący, a przy tym równocześnie dojrzały, jeśli chodzi o kompozycje. Praca u podstaw przyniosła w 2022 roku debiutancki album „Incl.”. To materiał, który wyznaczył nowy etap w rozwoju formacji. Była to płyta spójna i pełna pulsującej energii, która łączyła chłodną precyzję z emocjonalną szczerością. Muzycy Coramine potrafią prowadzić słuchacza przez pejzaże dźwięków odsłaniane powoli, budując przy tym napięcie i pozwalając muzyce „oddychać”.

 

Po trzech latach od premiery „Incl.” warszawski zespół wraca z materiałem, który stanowi zarówno kontynuację tamtej ścieżki. Jest też podsumowaniem dotychczasowego etapu. „R45.84” to nie tylko rozwinięcie wypracowanego stylu, ale też świadectwo dojrzewania grupy, która coraz śmielej kształtuje własne „ja”. Tu precyzja nie wyklucza emocji, a intuicja idzie w parze z technicznym rygorem. To muzyka, która nie zabiega o uwagę – ona ją przyciąga. Coramine dowodzi, że prawdziwa siła tkwi w spokoju i skupieniu. Zmiana wokalisty nie zachwiała tożsamości grupy, która – na tle rodzimej sceny progresywnej –wyróżnia się konsekwencją i umiejętnością budowania narracji bez zbędnego patosu.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Sam tytuł „R45.84” odnosi się do medycznego oznaczenia anhedonii, czyli stanu niezdolności do odczuwania radości z rzeczy, które wcześniej sprawiały przyjemność. Paradoksalnie, słuchając tego albumu, trudno o chłód czy dystans. Wręcz przeciwnie. Muzyka Coramine sprawia czystą przyjemność, bo każdy dźwięk ma tu swoje miejsce, a każdy rytmiczny akcent czy pauza są przemyślane. To nie rewolucja, lecz świadome pogłębienie brzmienia, w którym spotykają się światy Toola, Pink Floyd czy Opeth, ale zostały one przefiltrowane przez wrażliwość i doświadczenie muzyków Coramine.

Miłośnicy pierwszego z wymienionych hegemonów będą zachwyceni od pierwszych dźwięków płyty. Intro w postaci „ICD” oraz „Hyperpanic”, z charakterystycznymi łamańcami rytmicznymi i transowym basem, wprowadza idealnie w klimat całości. W „Profanus”, który – jak wspominają muzycy – był punktem wyjścia dla całej koncepcji płyty, otrzymujemy esencję progowego grania ze zmiennym metrum i przebojowym refrenem. Z kolei instrumentalna „Wanga” otwiera się riffem w duchu Opeth, by po chwili zwolnić i przejść w subtelną mini-suitę pełną przestrzeni, melancholii i precyzyjnie dawkowanej dramaturgii.

 

 

Nowy album Coramine to muzyka silnie nacechowana emocjonalnie, nierzadko surowa, ale prawdziwa w swoim przekazie. Kolejne utwory m.in. „Moira” czy „Non Notus” układają się w spójną opowieść o napięciu między introspekcją a katharsis, między kontrolą a wybuchem. Zespół czerpie z bogatej tradycji progresywnego rocka, lecz nie popada w ślepe kopiowanie. Inspiracje są tu punktem wyjścia, a nie celem. W ich dźwiękach słychać świadomość formy, ale też emocje, którę przebijają się spod każdego dźwięku. To album, który równie dobrze analizuje się, jak i przeżywa. Warto przesłuchać subtelną codę pianina w „Non Notus”, szczególnie późnym wieczorem przy zgaszonym świetle. Ciarki na plecach murowane…

 

„R45.84” to kolejny etap w muzycznej podróży Coramine. Nazwanie zespołu, który od 2016 roku konsekwentnie buduje swoją tożsamość, „obiecującym” byłoby dziś sporym nadużyciem. To grupa w pełni gotowa na duże sceny. Swoim podejściem do przekraczania granic gatunku Coramine daje nadzieję, że może znaleźć przestrzeń nie tylko na polskiej, ale i międzynarodowej scenie progresywnej. Obcowanie z tym materiałem jeszcze przed premierą było znakomitym doświadczeniem. Mam nadzieję, że już wkrótce dane mi będzie spotkać ich na koncertowym szlaku. To album, do którego chce się wracać. Za każdym razem  z nowymi emocjami i nowymi wrażeniami. Prawdziwa perełka.

Szymon Pęczalski

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek.

 

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz