Clipping to zespół, którego nie trzeba szczególnie przedstawiać. Od wielu lat są w ścisłej czołówce eksperymentalnego hip-hopu, łącząc rap z noisem i muzyką konkretną. Znani ze spójnych narracji na swoich albumach, oscylują w warstwie lirycznej w ramach szeroko pojętej fantastyki. Po albumach stylistycznie nawiązujących do science-fiction i horroru wydali w tym roku album, który jest czymś na kształt cyberpunkowej kompilacji. Więcej o tym pomyśle, procesie nagrywania, gościnnych występach i kolaboracjach, a także rekomendacjach nie tylko muzycznych opowiedzieli mi przed swoim występem we Wrocławiu. Mimo niewielkiej ilości czasu, jaką dysponowaliśmy, w wyczerpujący i entuzjastyczny sposób odpowiadali na pytania dotyczące nie tylko ostatniego wydawnictwa, obecnej trasy koncertowej, ale i planów na przyszłość, włącznie z pomysłami na kolejny album. W rozmowie uczestniczył cały zespół, czyli Daveed Diggs, William Hutson i Jonathan Snipes oraz występująca z nimi aktualnie na scenie Sharon Udoh, znana również jako Counterfeit Madison.
Adrian Pokrzywka: Cześć. Dziękuję, że udało wam się znaleźć trochę czasu na rozmowę przed waszym dzisiejszym koncertem na wrocławskiej edycji Avant Art Festival. Chciałbym zadać wam kilka pytań dotyczących waszego tegorocznego albumu – utrzymanego w cyberpunkowej estetyce „Dead Channel Sky”. W porównaniu do waszych poprzednich wydawnictw wydaje mi się mniej hałaśliwy, a elementy noise’u pełnią w nowych utworach bardziej funkcję ozdobników. Słyszę za to w nich dużo wpływów rave’owej muzyki elektronicznej – drum and bassu, acid techno, a nawet acid house’u, przez co album wydaje mi się bardziej przystępny, niż wasze dwa poprzednie, utrzymane w stylistyce horroru, ciężkie albumy. Czy taki był wasz zamysł? Aby nagrać tym razem lżejszy album?
Daveed Diggs: Myślę, że to bardziej kwestia tematyki albumu, który jest cyberpunkowy, a więc inspirowany komputerową muzyką lat 80. i 90. Zmianą dla nas było też nagrywanie noise’owych partii nie na analogowych syntezatorach, jak dotychczas, ale na sprzęcie cyfrowym, częstsze używanie komputera. Nie powiedziałbym, że te dźwięki są przez to lżejsze, ale są czymś do czego współcześni słuchacze są już przyzwyczajeni.
William Hutson: Tak, ta muzyka jest po prostu mniej niezwykła i mniej drażniąca teraz, kiedy najdziwniejsze dźwięki muzyki rave stały się bardzo powszechne w produkcji utworów, nawet w muzyce popularnej. Możesz więc usłyszeć naprawdę pokręcone i dziwaczne dźwięki nawet w wielkich hitach. Odpowiadając na twoje pytanie – nie sądzę, żebyśmy mieli zamiar nagrać łagodniejszą płytę. Myślę, że ten album jest pod pewnymi względami nawet bardziej ponury niż nasze poprzednie, szczególnie w warstwie tekstowej. Gdy mieliśmy już gotowy pomysł na zrobienie albumu cyberpunkowego, to po prostu taka była natura tego, czego wymagała ta koncepcja, i tak to się potoczyło. Nie sądzę, żebyśmy próbowali stworzyć łagodniejszą lub bardziej przystępną płytę. Po prostu tak wyszło.
Jonathan Snipes: Kolejną sprawą są partie perkusji. Jeżeli dodasz je do jakiejkolwiek muzyki, staje się ona bardziej dynamiczna i mniej zagęszczona. Zazwyczaj nagrywamy wiele utworów bez perkusji, przez co partie noise’owe są bardziej wyraźne, czasem tworząc wręcz noise’owe ściany dźwięku. A ta płyta ich nie posiada.
AP: Dokładnie, właśnie o to mi chodziło.
WH: Tak i tu masz całkowitą rację. Ale chodzi też o to, że kiedy nagrywamy płytę inspirowaną cyberpunkiem z lat 90., nagrywamy ją tak, jak to się wtedy robiło. A tak się składa, że ludzie są bardziej przyzwyczajeni do tych brzmień, niż do muzyki inspirowanej horrorami.
JS: Szczerze mówiąc, nasze płyty związane z horrorem są tak ponure i mroczne, że prawie wszystko, co różni się od nich, wydaje się łagodniejsze.

AP: Tak, zgadzam się z tym. Kolejną zmianą w porównaniu do poprzednich płyt jest brak jakiejś ciągłej opowieści w warstwie lirycznej na przestrzeni całego albumu. Każdy utwór ma swoją odrębną historię. Czy są ze sobą jakoś powiązane?
DD: Właściwie nasze związane z horrorem albumy też takie były. Każda utwór był tekstowo inną historią. Tym razem pomysł polegał na tym, żeby każda piosenka miała w pewnym sensie innego zmyślonego autora. To miało przypominać album kompilacyjny, jakich słuchaliśmy w latach 90. Więc spoiwem jest to, że wszyscy ci autorzy istnieją w tej samej alternatywnej teraźniejszości, którą stworzyliśmy dla tego albumu. Każda piosenka pochodzi od innego artysty, który po prostu ma mój głos.
WH: Nasze albumy-horrory były czymś na kształt zbiorów opowiadań lub antologii filmowych z wytwórni Amicus czy Hammer. Albo jak „Creepshow” – coś w tym rodzaju. To była część tradycji, gdzie film miał kilka oddzielnych historii połączonych wspólną narracją. A nasz nowy album „Dead Channel Sky” jest rodzajem kompilacji muzyki elektronicznej z lat 90., która zawierała europejską muzykę taneczną i była przeznaczona dla amerykańskiej publiczności. Na jednej płycie CD znajdowało się po jednym utworze z każdego gatunku muzyki rave, a każdy z nich był nagrany przez innego artystę. To właśnie kupowaliśmy jako nastolatkowie.
AP: Rozumiem. Wyczytałem gdzieś, że trochę inaczej pracowaliście, jeśli chodzi o kolejność komponowania. Niektóre teksty powstawały jeszcze przed stworzeniem odpowiadających im bitów. I to też jest pewną zmianą w waszym procesie twórczym. Dobrze mi się wydaje?
JS: Nie, nie wydaje mi się. Pracowaliśmy tak tylko kilka razy w przeszłości i nawet podobał mi się ten sposób, ale tym razem chyba tak nie było… (chwila ciszy) Zaraz, zaraz, masz rację, kilka utworów powstało w ten sposób. (do Daveeda) Napisałeś w ten sposób „Go”.
DD: Tak, to prawda, napisałem to jeszcze bez bitu. Podobnie było też z utworami stanowiącymi interludia.
WH: Są też takie, które napisałeś na zupełnie nowym, całkowicie przerobionym bicie. Tak, faktycznie tak było. Pracowaliśmy w ten sposób, ale całkiem o tym zapomnieliśmy. (śmiech)
AP: Kolejną ciekawą rzeczą, jaką znalazłem na bandcampie wśród waszych materiałów dotyczących nowej płyty, była ta koncepcja dotycząca hip-hopu i cyberpunku, których kultury można porównać, mają w pewien sposób wspólną historię. Możecie opowiedzieć o tym coś więcej?
WH: Jasne. Ten pomysł pochodzi od pisarza Roya Christophera. Napisał książkę „Dead Precedents” o równoległej ewolucji cyberpunku i hip-hopu, które miały być paralelną odpowiedzią na polityczno-gospodarcze oraz technologiczne zmiany lat 80. Na początku stworzyliśmy dwa utwory poruszające tę tematykę. Później, gdy przeczytaliśmy całą książkę, stwierdziliśmy, że mamy więcej podobnych pomysłów i możemy oprzeć na tym cały album. Christopher twierdzi, że cyberpunkowa literatura i muzyka hip-hopowa są swego rodzaju dwiema podobnymi reakcjami.
Zarówno haker, jak i turntablista, biorą obiekty komercyjne i tworzą z nich nową sztukę. Jest to dla nich sposób na przeczesywanie masowo sprzedawanych śmieci, które gromadzą się wokół nas, i wycinanie z nich kawałków, aby złożyć je w jakąś nową całość.
W tym szukaniu nowej ekspresji stają się pewnego rodzaju żartownisiami, kimś w rodzaju oszustów, którzy zmieniają przeznaczenie kapitalistycznej, konsumenckiej nadwyżki w nowe formy wyrazu. Krótko mówiąc, hip-hopowy turntablizm i cyberpunkowe hakerstwo są do siebie podobne, bo wykorzystują komercyjne technologie do innych celów niż ich pierwotne przeznaczenie, do którego były zaprojektowane.
AP: To bardzo ciekawa idea. W nawiązaniu do tego co powiedzieliście wcześniej o albumach kompilacyjnych z lat 90. chciałbym zapytać o kolejną rzecz. Podobno waszym założeniem było nagranie albumu w roku 2025, który brzmiałby jak nagrany w latach 90. przez ludzi, którzy wyobrażają sobie rok 2025. Czyli coś na kształt retrofuturyzmu. Dobrze to zrozumiałem?
WH: Dokładnie tak. Jest takie wczesne opowiadanie Williama Gibsona pt. „Kontinuum Gersbacka”. Główny bohater wyobraża sobie w niej rzeczywistość, jaka została opisana przez wczesnych twórców fantastyki naukowej. Postrzega ten świat na tle świata, w którym żyje naprawdę, jest w pewien sposób prześladowany przez te wizje. Stają się one jakby duchami przyszłości. Takiej, która została obiecana 50 lat temu, ale nie spełniła się w jego teraźniejszości. I analogicznie –
nasz album rozgrywa się w 2025 roku, ale takim, który wyobrażaliśmy sobie w 1985 lub 1997 roku. To coś na kształt równoległego wszechświata, który jest bardzo podobny do naszego.
AP: Dziękuję za doprecyzowanie. Chciałbym teraz zapytać o gościnnych artystów na nowej płycie. Ale spokojnie, nie o wszystkich, wiem, że nie mamy tyle czasu. Zaciekawiła mnie obecność Nelsa Cline’a, znanego najlepiej z Wilco. Skąd się znacie i jak doszło do waszej współpracy?
WH: Poznałem go około 2001 roku na koncercie Roda Poole’a w Los Angeles. Nels był w tym czasie bohaterem eksperymentalnej sceny muzycznej w LA. Często go wtedy widywaliśmy. Utwór „Malleus”, na którym gościem jest Nels, jest nawiązaniem do nagrań Dereka Bailey’a z lat 90. Ten eksperymentalny brytyjski muzyk improwizował w tych latach na gitarze, co było transmitowane w pirackich stacjach radiowych nadających muzykę jungle. Chcieliśmy w „Malleus” nawiązać naszymi partiami basu i perkusji do tych utworów, ale potrzebowaliśmy jeszcze, aby ktoś nagrał nam gitarę w stylu zmarłego już dawno Dereka. A Nels był oczywiście dobrze zaznajomiony z jego twórczością i dokładnie zrozumiał, o co nam chodzi, gdy go o to poprosiliśmy. A nie wiem, czy wiele osób by zrozumiało… (śmiech)
JS: To zabawne. Pamiętam naszą dyskusję na temat tego, kogo poprosić o nagranie tej gitary. Bo wiesz, nasza twórczość jest pełna odniesień do twórczości innych artystów. A teraz, przy nagrywaniu „Dead Channel Sky”, okazało się, że te odniesienia nie muszą pozostawać tylko odniesieniami. Możemy po prostu zapytać osoby, do której twórczości chcemy nawiązać. Osiągnęliśmy ten poziom, choć jeszcze zdarza nam się o tym zapominać. (do Williama) Pamiętam, jak mówiłeś, że fajnie by było, gdyby Nels nagrał tu gitarę, a ja odparłem: „Hej, może po prostu go zapytajmy, może wszystko będzie dobrze” (śmiech). Albo historia z autorami grafiki na nowym albumie. Chcieliśmy nawiązać w warstwie wizualnej do gier Wipeout i prac dla wytwórni Warp Records. Za obydwie serie odpowiedzialne było w latach 90. studio The Designers Republic. I zamiast zlecić komuś naśladowanie tego stylu, zadaliśmy sobie pytanie: „Zaraz, a może się ich po prostu zapytamy?” Może jesteśmy już na takim etapie, że możemy się po prostu zapytać.
WH: I tak, zamiast podrabiać kultową dla nas ikonografię Wipeout i Warp Records z lat 90., zaprosiliśmy oryginalnego twórcę, faceta, który to wszystko stworzył.
JS: I zrobił to, co cały czas jest dla nas niesamowite.
AP: Niesamowite i imponujące. Chciałbym jeszcze zapytać o gościa, którego obecność może wydawać się bardziej oczywista na albumie hip-hopowej grupy. Chodzi mi konkretnie o Aesop Rocka, który jest już legendą całego gatunku. Czy nie byliście z tego powodu trochę skrępowani, aby poprosić go o udział w jednym z kawałków?
DD: O tak, ja byłem! Aesop Rock jest jednym z moich ulubionych raperów, od kiedy usłyszałem go po raz pierwszy w okolicach 1999 lub 2000 roku. Znamy się już od jakiegoś czasu, graliśmy razem na tych samych festiwalach, oglądaliśmy kilka razy te same koncerty. Spędzaliśmy więc już wspólnie czas, a ja tylko czekałem na okazję, żeby zaproponować mu nagranie wspólnego utworu. Więc zadzwoniłem wreszcie do niego, aby przedstawić mu całą koncepcję, a on, podobnie jak Nels, od razu zrozumiał o co chodzi i zgodził się bez wahania. Poszło bardzo gładko, bo już tydzień później odesłał mi swoją zwrotkę. I teraz mi strasznie głupio, bo to najlepsza partia rapu na całej płycie (śmiech). Trochę mi teraz wstyd być w jednym utworze obok niego, ale co zrobić – jego partia jest niesamowita. Zresztą jak wszystko, co do tej pory stworzył.
JS: To zabawne. Pamiętam, jak dostaliśmy ten kawałek. Pracowałem wtedy z Sharon w studiu nad utworem „Night of Heaven” z rozszerzonej wersji albumu i zaproponowałem przerwę. Musieliśmy tego od razu posłuchać. Byłem tak zachwycony tym, co usłyszeliśmy, że Sharon dopytywała, czy wszystko ze mną w porządku (śmiech).
Sharon Udoh: (śmiech) Dokładnie tak, pamiętam to!
AP: (śmiech) Chciałbym to zobaczyć. A czy sam proces dobierania artystów na potrzebę gościnnych występów jest dla was w jakiś sposób problematyczny? Myślicie nad tym długo czy to raczej oczywiste wybory? I czy ktoś wam kiedyś odmówił?
DD: Oczywiście, ludzie odmawiają. Ale zazwyczaj kontaktujemy się z nimi na bardzo wczesnym etapie. Gdy chcemy, aby ktoś wystąpił w naszym utworze, zazwyczaj komponujemy go specjalnie dla tej osoby. I choć mamy zawsze nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, kilka razy nie wypaliło i musieliśmy szukać innych rozwiązań, które wymagały od nas innego podejścia do utworu.
JS: Mamy kilka niedokończonych utworów, których wybrani przez nas artyści nie mogli wykonać. Albo odmówili, albo w ogóle nie odpowiedzieli, co też się czasem zdarza. Bywało tak, że tworzyliśmy jakiś utwór i dostawaliśmy informację zwrotną, że nie podoba się danemu artyście. Robiliśmy wtedy dla niego coś nowego, a pierwotny utwór zmienialiśmy, przekształcaliśmy w coś innego. Dobrym przykładem jest „Tonight” z płyty „CLPPNG”. Zrobiliśmy go dla Cakes da Killa, ale stwierdził, że nie za bardzo mu pasuje i poprosił o coś innego. Więc stworzyliśmy kawałek „Hot Fuck No Love”, który jednak zajął mu tyle czasu, że wydaliśmy go kilka lat później. A w „Tonight” wystąpiła ostatecznie Gangsta Boo. Ogólnie staliśmy się teraz bardziej elastyczni w kwestii gościnnych występów. Kiedyś byliśmy uparci i czasem czuliśmy, że dosłownie musimy mieć danego artystę w jakimś konkretnym utworze.
WH: Tak, a teraz w razie niepowodzenia przy jakiejś współpracy to Daveed może po prostu napisać cały utwór. To też jest wyjście.
AP: Rozumiem. Właściwie wydaje mi się, że zmieniło się nie tylko wasze podejście do pracy w studiu, ale i na scenie. W przeszłości graliście koncerty tylko jako trio. Teraz rozszerzyliście swój zespół do kwartetu, jesteście tu z Sharon, a na promującej nowy album trasie po USA pojawiało się na scenie nawet więcej osób. Czy to zmiana na stałe?
DD: Mam nadzieję, że tak. O ile Sharon będzie chciała z nami grać…
ShU: Dobra, dobra. Tak! To zmiana na stałe. Oni cały czas zachowują się, jakbym miała coś ciekawszego do roboty (śmiech). Dla mnie to z jednej strony ogromny przywilej, z drugiej – świetna zabawa. Pod każdym względem: kreatywnym, muzycznym, duchowym, psychicznym, fizycznym…
JS: Och, nie fizycznym!
ShU: No dobra – nie fizycznym (śmiech).
JS: Moje biedne plecy… (śmiech)
ShU: A tak na poważnie: to niesamowite, że mogę przenieść swój świat do świata Clipping. Nie są to te same światy, ale w jakiś sposób dobrze do siebie pasują. W mojej głowie, ale również dla nich.
DD: Tak. Gdy rok temu zabraliśmy Sharon w trasę po raz pierwszy, zorientowaliśmy się, że to naprawdę działa – koncerty były bardzo udane. Zauważyliśmy też, że publiczność się zwiększyła, na nasze występy przychodzi coraz więcej osób. Osiągnęliśmy taki punkt, że sami nie mogliśmy się już bardziej rozwinąć. Gdy pojawiła się Sharon, okazało się, że możemy znacznie więcej, podnieśliśmy pułap swoich możliwości. To dodanie nowej energii naszym koncertom stało się dla mnie bardzo ekscytujące. Sharon ma szczególny zestaw talentów i niezwykłą umiejętność kontrolowania publiczności, potrafi sprawić, że koncerty stają się wyjątkowo udane.
To jest trochę tak, że jeśli twoja publiczność staje się coraz większa, musisz też dodać coś nowego do występów, aby odpowiedzieć na tę dodatkową energię. I powoli zaczynałem się martwić, jak mamy to zrobić. I wtedy pojawiła się Sharon, z nią jestem już o to spokojny.

AP: To świetnie. (do Williama i Jonathana) A czy to nie jest dla was dodatkowe wyzwanie? Czy musicie jakoś szczególnie zmieniać aranżacje utworów?
JS: Nie, w ogóle. Mamy zawsze spory margines, możemy szybko się dostosować.
WH: Dokładnie. Możemy dostać informację o gościnnym koncercie nawet w trakcie koncertu i damy sobie radę.
AP: Rozumiem. Mam teraz trochę inne pytanie. Gdy przygotowywałem się do tej rozmowy, trafiłem na stary wywiad z wami z 2014 roku, również dla polskiego portalu. Pytano was wtedy o innych przedstawicieli tej bardziej eksperymentalnej sceny hip-hopowej. Wypowiadaliście się bardzo entuzjastycznie o Shabazz Palaces i mniej entuzjastycznie o Death Grips…
DD: (śmiech) Czyli powiedziałem to na głos…
AP: (śmiech) Tak. A kogo polecilibyście dzisiaj, jeśli chodzi o te bardziej eksperymentalne rejony hip-hopu?
WH: Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to wczorajszy dzień festiwalu Avant Art i występ Däleka, który nie jest nowym artystą. Przeciwnie, był jednym z pionierów, którzy pojawili się przed nami i otworzyli wiele drzwi dla kolejnych artystów. A ten wczorajszy występ z triem Mopcut był niesamowity. Kolejny raper, o którym pomyślałem, to pochodzący z New Jersey Fatboi Sharif.
ShU: (śmiech) Ten facet jest wspaniały. Nie można się powstrzymać od uśmiechu, kiedy się go ogląda.
WH: Jest bardzo dziwny, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Jego twórczość jest inspirowana horrorami, szczególnie filmami o potworach. I z jednej strony jest to eksperymentalne, ale też osadzone w klasycznym nowojorskim east coast hip-hopie. To tak, jakbyś z kawałków Mobb Deep wyciął partie perkusji, a oni rapowaliby o Godzilli (śmiech).
JS: Świetne rzeczy robią też Rhys Langston i They Hate Change.
WH: W ogóle mamy teraz wielu przyjaciół, którzy robią świetne rzeczy.
Gdy zaczynaliśmy z Clipping, czuliśmy się bardzo samotni.
Nie odważę się powiedzieć, że kiedykolwiek kogoś zainspirowaliśmy, bo tak naprawdę nie wiem, czy tak jest, ale prawda jest taka, że w czasie naszej działalności pojawiło się mnóstwo raperów, którzy robią rzeczy przekraczające granicę tego, co wcześniej było dopuszczalne w hip-hopie. Myślę, że znaleźliśmy swoją społeczność i zdecydowanie nie czujemy się tak osamotnieni, jak w 2013 roku.
AP: W tym wywiadzie sprzed jedenastu lat byliście pytani o Death Grips nieprzypadkowo. To był wtedy bardzo popularny projekt. Teraz ulubieńcem krytyków i artystą, który pojawia się w wielu rankingach muzycznych jest JPEGMAFIA. Co o nim sądzicie?
WH: To nasz przyjaciel.
DD: Tak, znamy Peggy’ego od dawna. Spotykaliśmy się często na koncertach w Baltimore.
AP: Pytam też dlatego, bo wasze drogi przecięły się nie tylko na wspólnych występach. Zrobił w 2018 roku remiks waszego utworu „Face”. Czy nie myśleliście nigdy o nagraniu z nim czegoś więcej?
WH: Czemu nie. I myślę, że również byłby otwarty na taką propozycję. Ale nie widzieliśmy się już parę lat…
DD: Tak, nawet kilka razy o tym rozmawialiśmy, ale nie zrobiliśmy tego. Był headlinerem wydarzenia, na którym byliśmy dwa, może trzy lata temu i to było chyba nasze ostatnie spotkanie z nim. No ale Peggy jest świetny, lubimy go.

AP: Na moje kolejne pytanie już częściowo odpowiedzieliście. Chodzi o występy jakie widzieliście wczoraj na festiwalu. Ustaliliśmy już, że Mopcut z Dälekiem zagrali rewelacyjnie. Widzieliście jeszcze coś ciekawego?
JS: Widzieliśmy jeszcze Slikbacka…
DD: Slikback był super!
WH: Niesamowity!
DD: To ciekawe, bo współpracowaliśmy z nim kiedyś, ale nie mieliśmy okazji się poznać osobiście. I spotkaliśmy się po raz pierwszy tu, we Wrocławiu.
AP: To ciekawe. Wiem, że czas nas goni, więc zadam wam jedno ostatnie pytanie dotyczące waszego nadchodzącego albumu w klimacie fantasy… (chwila ciszy)
Clipping: (śmiech)
DD: Nie trafiłeś, tym razem to będzie romans.
WH: A właściwie romantasy. (śmiech) Tak, będzie dużo seksu i wróżek.
AP: Daveed, więc nie będziesz tym razem rapował o mieczach i smokach?
WH: Ależ będzie – miecze, smoki i romans (śmiech).
AP: Ok, żarty na bok. Wiem, że macie dziś napięty grafik, więc nie zabieram więcej czasu. Bardzo wam dziękuję za rozmowę!
Clipping: To my dziękujemy!
Rozmawiał Adrian Pokrzywka
Wywiad odbył się dzięki Avant Art Festival. Przypominamy, impreza w dniach 23-28.09 przenosi się do Lublina. Pełen program znajdziecie (tutaj)

Obserwuj nas w mediach społecznościowych: