IKS

Chris Dangerous (The Hives) [Rozmowa]

the-hives-rozmowa

Jeżeli – jak dotąd – w 2025 roku żadna płyta jeszcze Was tak w całości, od początku do końca, nie porwała i nie wyrwała z butów, to spokojnie – The Hives przychodzą na ratunek! Siódmy album studyjny Szwedów ukaże się na rynku 29.08. Czy jest to najlepsze wydawnictwo w dyskografii zespołu? Jak powstawało? Co ma wspólnego z Beastie Boys, The Cure i Billym Idolem? Co sądzi o nim Josh Homme? I wreszcie – dlaczego Polska nie znalazła się na rozpisce trasy koncertowej promującej „The Hives Forever Forever The Hives”? – o tym, między innymi, opowiedział mi Chris Dangerous, perkusista grupy.

 

Magda Żmudzińska: Cześć Chris, spotykamy się na 3 tygodnie przed premierą Waszego nowego, siódmego albumu studyjnego. Wśród fanów można zauważyć pewne poruszenie, wyczekiwanie z coraz chyba większą niecierpliwością i ekscytacją. A jak Ty się czujesz przed wypuszczeniem w świat nowego materiału?

 

 

Chris Dangerous: Hej Magda, fantastycznie! Czuję się z tym więcej niż dobrze! Jesteśmy tak samo podekscytowani jak nasi odbiorcy. Może nawet bardziej. Wiesz, to w pewnym sensie zawsze tak działa, że jak skończysz pracę nad jakimś materiałem, to ogarnia Cię to poczucie ulgi i euforii i jednocześnie chcesz się tymi efektami jak najszybciej z kimś podzielić.

 

 

MŻ: Znam temat, bardzo dobrze!

 

 

CD: No właśnie. Tym bardziej, jeśli poświęcisz na to wszystko naprawdę dużo czasu i energii. A w ten krążek jednego i drugiego włożyliśmy mnóstwo. Daliśmy z siebie wszystko i jestem zdania, że osiągnęliśmy najlepszy efekt, jaki tylko był możliwy. Nie możemy się więc doczekać premiery.

 

 

MŻ: Nadejdzie zanim się obejrzymy! Ja miałam już oczywiście okazję zapoznać się z tym wydawnictwem i muszę powiedzieć, że uratowaliście mój 2025…

 

 

CD: O wow, super miło mi to słyszeć! Dzięki wielkie!

 

 

MŻ: To ja dziękuję! Wiesz, sporo naprawdę dobrych i bardzo przyzwoitych płyt wyszło już w tym roku, ale jak dotąd żadna nie porwała mnie do tego stopnia, abym bez wahania mogła powiedzieć o niej: ok, chyba mam swój album of the year. Trochę się tym nawet martwiłam, bo jak by nie było – jest już sierpień. Na to wchodzicie Wy, cali na biało, czy raczej biało-czarno. W koronach na głowie – dosłownie i w przenośni. I mogę wreszcie powiedzieć – no, w końcu!

 

 

CD: Och, I love it! Bardzo, bardzo Ci dziękuję! I mam nadzieję, że w takim razie już nikt do końca grudnia nie zdąży nas zdetronizować! (śmiech)

 

 

MŻ: Ja mam nadzieję, że ktoś będzie próbował (śmiech), ale co z tego wyjdzie –  zobaczymy. Powiedziałam, że uratowaliście mój 2025, ale to jest jeszcze nic. The one & only Joe Strummer we własnej osobie powiedział kiedyś o Was, że w ogóle uratowaliście rock & roll. To jest dopiero wyróżnienie!

 

 

CD: O tak, zdecydowanie. Wiesz, mieliśmy wielkie szczęście grać z takimi legendami, jak AC/DC czy The Rolling Stones i to, że oni w ogóle wiedzieli kim jesteśmy, że znali nasze utwory i mało tego – podobały im się one – no to już była jakaś abstrakcja… Nie można być już przecież większym, jeśli chodzi o świat rocka. I wtedy słyszysz takie słowa, od takiego człowieka – a tu zaznaczę, że wszyscy jesteśmy wielkimi fanami The Clash – i to jest już abstrakcja podwójna, nie wiesz nawet co powiedzieć. To chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek moglibyśmy o sobie usłyszeć.

 

zdj. materiały promocyjne

 

 

MŻ: The Hives Forever Forever The Hives otwiera poprzedzony krótkim intro prawdziwy banger w postaci „Enough is Enough”. To  utwór, który uderza Cię prosto w twarz nie tylko muzycznie, ale przede wszystkim tekstowo, od pierwszych sekund. Idealnie uchwyciliście to, w jaki sposób coraz więcej osób postrzega obecnie świat. Czy rzeczywistość i to, co się dzieje, były siłą napędową powstania tego numeru i całego albumu, czy też niektóre z tych kawałków powstały wcześniej? Wiem, że w czasie nagrywania „The Death of Randy Fitzsimmons” zarejestrowaliście znacznie więcej materiału niż ostatecznie zostało wydane.

 

 

CD: Ten kawałek, podobnie jak wiele innych na płycie, jest zupełnie nowy, choć wiesz, to też jest często tak, że wracamy do pomysłów, które gdzieś tam się już kiedyś przewijały, ale nigdy nie zostały wykorzystane. Na zasadzie: „pamiętasz ten riff sprzed x lat? Chyba w końcu znaleźliśmy dla niego piosenkę”. Niektóre pojedyncze wstawki są więc już nieco starsze. Bad Call za to w całości mamy już od 15 lat, starszy jest także Paint a Picture. Zdarzało się już nawet, że gdzieś tam graliśmy je na żywo, ale nigdy nie zarejestrowaliśmy ich na niczym poza roboczymi demówkami. Aż w końcu doczekały się swojej płyty.

 

 

MŻ: Świetnie do niej pasują!

 

 

CD: Też tak uważam. Wiesz, co ciekawe nasz pierwotny zamysł co do tego albumu był taki, żeby było bliżej mu do arena rocka, tymczasem po „śmierci Randolpha” wydaje się być bardziej…

 

 

MŻ: Punkowy?

 

 

CD: Właśnie. Ostatecznie jednak nie wiem w zasadzie czy te krążki są aż tak odrębne.

 

 

MŻ: Z całą pewnością przebojowości arena rocka nie można mu też odmówić! Myślę, że te dwie siły dobrze się tu równoważą, a w tym wszystkim całość nadal brzmi bardzo „Hivesowo”, ma ten Wasz charakterystyczny sznyt.

 

 

CD: Wiesz, czego byśmy nie nagrywali, to zawsze na końcu jest nas ta sama piątka w jednym pokoju i to dobrze, że to słychać. Wracając do początku Twojego pytania i aspektu tekstowego to „Pelle” ostatnio powiedział, że nie zauważył tego wcześniej, ale wiele tych tekstów ma wspólny mianownik. I jasne, jest to poniekąd odbiciem tego, co się dzieje dookoła. Mówimy o łamaniu zasad, ale też i w końcu o tym powinien mówić rock and roll, prawda?

 

 

MŻ: Jak najbardziej! Wspomniany przez Ciebie „Paint a Picture” został drugim singlem reprezentującym płytę, jako trzeci ukazał się natomiast „Legalize Living”. I muszę powiedzieć, że ten numer jest moim absolutnie ulubionym!

 

 

CD: Moim też, przynajmniej aktualnie!

 

 

MŻ: Naprawdę? Super! I właściwie powiem Ci, że na to, czemu został moim faworytem, duży wpływ miała tutaj właśnie Twoja perkusja.

 

 

CD: Dzięki, to rzeczywiście jest fajny, na pewno chwytliwy rytm, który napędza ten utwór i prowadzi go przez cały czas jego trwania. Podoba mi się to, jak ostatecznie to wyszło. To będzie duża frajda grać go na żywo. Gdy tworzysz płytę nigdy nie wiesz, który numer będzie Twoim ulubionym, w każdy wkładasz całą swoją miłość i każdy ma należne mu miejsce w sercu, oczywiście, ale jednak niektóre wybijają się nieco bardziej. To na pewno jeden z nich.

 

 

MŻ: Pozostając przy „Legalize Living” – w komentarzach pod tym utworem możemy przeczytać, że przebijają się tu jakieś nawiązania do/delikatne reminiscencje „Let’s Go To Bed” The Cure i „White Wedding” Billy’ego Idola… Ja tego nie słyszę – Billy’ego zupełnie nie, The Cure może bardziej… – niemniej postanowiłam zapytać u źródła czy rzeczywiście chcieliście tu zastosować jakiś zabieg, ukłon, w stronę tych – lub jeszcze jakichś innych – artystów?

 

 

CD: Nie, to na pewno nie było celowe działanie. Ale chyba wiem co ludzie mają na myśli pisząc o Billym Idolu – sposób przechodzenia pomiędzy poszczególnymi częściami jest tu trochę w jego stylu. Tak, teraz to słyszę, i myślę, że to jest fajne, że całkiem nieświadomie oddaliśmy mu jakby hołd. Co do The Cure natomiast to nie kojarzę tego numeru, więc muszę sprawdzić. Ale wiesz, to często się zdarza w muzyce rockowej – że zbliżasz się do jakichś rzeczy, zupełnie ich nawet nie znając.

 

 

MŻ: To prawda. The Hives Forever Forever The Hives nagrany został pod okiem Waszego wieloletniego przyjaciela i producenta – Pelle Gunnerfeldta – znanego również ze współpracy między innymi z Viagra Boys. Na tym jednak nie koniec. Mike D z Beastie Boys i Josh Homme również udzielili Wam swojego wsparcia. To nie pierwszy raz, kiedy frontman Queens of the Stone Age odciska swój ślad na Waszym wydawnictwie – w przeszłości wyprodukował chociażby dwa bonusowe utwory na albumie Lex Hives. W jakim stopniu rady wyżej wymienionych gości wpłynęły na ostateczne brzmienie albumu?

 

 

CD: Z Mike’iem znamy się już jakiś czas, mamy wspólnych przyjaciół, i zapytaliśmy go, czy chciałby być częścią naszego nowego albumu, a on powiedział, że jasne, chętnie. I to jest cholernie fajne! Spotkał się z nami w studiu i pracowaliśmy razem przez kilka dni. Zrobił też trochę back up vocali w O.C.D.O.D. Później zabrał część materiału ze sobą do swojego domu w Kalifornii i tam dokonał jeszcze paru szlifów. To była naprawdę cenna współpraca i wiele mu tu zawdzięczamy. Co do Josha to tym razem nie był z nami fizycznie w studiu, był dla nas bardziej duchowym doradcą. Wiesz, Josh jest naszym długoletnim już i bardzo bliskim przyjacielem, któremu ufamy jak mało komu i z którego opinią się zawsze liczymy. Gdy mieliśmy już wszystkie kawałki, wysłaliśmy mu je i gdy zadzwoniliśmy zapytać co o nich sądzi odpowiedział tylko: „brzmi zajebiście, nagrywajcie”.  Tak też zrobiliśmy.

 

 

MŻ: Josh zna się na rzeczy, bezsprzecznie! Per „Pelle” Almqvist powiedział, że to według niego najlepsza Wasza płyta. Zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?

 

 

CD: Wiesz, zawsze staramy się zrobić coś lepszego niż to, co już od nas wyszło, nikt nigdy nie chce dostarczyć niczego na słabszym poziomie niż dotychczas. Oczywiście wszystko jest kwestią gustu, wiadomo, ale zrobiliśmy co tylko było w naszej mocy, aby ten album był najlepszym, jaki jesteśmy w stanie nagrać. Przynajmniej na tym etapie, w tym czasie.

 

 

MŻ: A propos czasu to jest dla Was bardzo łaskawy, zupełnie jakby się Was nie imał – przeszło 30 lat od zawiązania grupy, a Wy nie tracicie zapału i energii, wręcz przeciwnie!

 

 

CD: To pewnie ta słynna magia rock and rolla (śmiech) A tak całkiem poważnie to, gdy zakładaliśmy zespół zupełnie nie spodziewaliśmy się, że to będzie zajęcie na całe życie. Mamy dużo szczęścia i jesteśmy ogromnie wdzięczni za to, że tak się to potoczyło. Los nam sprzyjał, ale też i włożyliśmy w to wszystko dużo pracy. Zawsze powtarzaliśmy, że będziemy grać, dopóki będziemy w stanie dawać dobre koncerty, takie na pełnej – jeśli one zaczną kuleć nie będzie już dla nas miejsca. Ale dopóki na scenie możemy dawać z siebie wszystko i dopóki sprawia to frajdę zarówno nam, jak i fanom – będziemy to robić, dla nich i dla siebie.

 

zdj. Pao Duell

 

MŻ: Mam nadzieję, że to samo usłyszę od Ciebie za kolejnych 30 lat!

 

 

CD: (śmiech) Tego się trzymajmy!

 

 

MŻ: Przed Wami trasa, w ramach której – ku naszemu wielkiemu ubolewaniu –  nie odwiedzicie Polski. Patrząc na historię Waszych koncertów w naszym kraju możemy wysnuć wniosek, że statystycznie pojawiacie się u nas co 6-7 lat. Ostatni raz miał miejsce w 2023 roku i mam wielką nadzieję, że na kolejny nie przyjdzie nam czekać następnych 5 wiosen/jesieni?

 

 

CD: Też mam taką nadzieję! Nie dopuścimy do tego! Minusem możliwości koncertowania na całym świecie jest to, że nie ma możliwości dotrzeć wszędzie, niestety, to naprawdę duża planeta i przemieszczanie się po niej zajmuje dużo czasu… ALE jak dotąd opublikowaliśmy tylko daty koncertów do końca tego roku…

 

 

MŻ: Jest więc szansa…?

 

 

CD: Zawsze! Nie mogę powiedzieć niczego konkretnego, nie mamy też jeszcze żadnych dat ani miejsc, ale plan jest taki, żeby w 2026 pograć jeszcze więcej.

 

 

MŻ: I to jest wspaniała wiadomość, na tym się zatrzymajmy. Dziękuję Ci bardzo Chris za rozmowę i mam nadzieję do zobaczenia już w przyszłym roku!

 

 

CD: Dzięki Magda, to była przyjemność i tak – miejmy nadzieję do zobaczenia wkrótce. Pozdrów wszystkich w Polsce ode mnie i wiedzcie, że pamiętamy o Was, kochamy Was!

 

 

MŻ: Z wzajemnością!

 

 

 

Rozmawiała Magda Żmudzińska

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz