Chainsword to stołeczni muzycy, którzy właśnie zapodali nam swój trzeci minialbum zatytułowany „Chapter XII”. Jest on rozwinięciem konceptu bazującego na świecie gry Warhammer 40K, zahaczając również o tematykę wojen światowych ubiegłego wieku. Grupę tworzą Wütender Ente (bass), Herr Brummbär (wokal), Herr Feldgrau (perkusja), Sarin Spreizer (gitara) oraz Herr Hoffmann (gitara). Chłopaki z pasją i warsztatem prezentują nam oldschoolowy death metal, który nie żałuje mięsistych riffów, agresji oraz szczerego brutalizmu — jednym słowem, hołd dla lat 90. na pełnej. Materiał na „Chapter XII” to niebanalne riffy, bardzo dobrze wykonane aranżacje, jak i zgrabna realizacja materiału.
Tutaj wszystko jest na naprawdę solidnym poziomie. Jeśli chodzi o kwestie zewnętrzne — design płyty — należy postawić kolejny plus: na album składa się fajna okładka (znowu nawiązująca do świata Warhammera) oraz solidny jewel — coś, co kolekcjonerskie misie lubią najbardziej. Wszędzie czytałem, że „Chapter XII” jest minialbumem, więc przy tym pozostańmy. Uważam, że jak na tego rodzaju muzykę, trzydzieści kilka minut trwania jest idealne, by pobudzić zmysły każdego słuchacza, nie zanudzając go jednocześnie monotonią gatunku. Ta EP-ka to siedem kompozycji, które po prostu dobrze siadają już przy pierwszym odsłuchu.

Cała tracklista fajnie płynie, nie nużąc, a miejscami intrygując. Są tu utwory ewidentnie wyróżniające się z szeregu jak „Foresworn” czy „Contemptor” bardzo kojarzący mi się z Vaderem. Mamy też gościnny udział muzyków z Dopelord, co jest fajną ciekawostką i wreszcie mój ulubiony numer — „Good Mourning, Vietnam”, bonusowy na płycie.
Czegoś mi jednak brakuje na tym wydawnictwie i sam do końca nie wiem, czego. Jeszcze większej różnorodności? Naprawdę ciężkich riffów? Efektu „wow!” czyli uczucia odkrywania czegoś kompletnie nowego i oryginalnego, co poczułem podczas odsłuchu Escalation oraz Deadline? Tam miałem wrażenie, że death metal może czerpać garściami z przeszłości, ale dodając miks własnej nowoczesnej tożsamości, poruszającej i zostającej na dłużej. Właśnie to jest sednem mojego problemu, jeśli chodzi o dzisiejszy death metal: nie zostaje ze mną na dłużej.
Nie zrozumcie mnie źle, gdyż „Chapter XII” absolutnie nie jest krążkiem złym. Wręcz przeciwnie to muzyka na przyzwoitym poziomie, która zagorzałych fanów gatunku na pewno zachwyci. Inni jednak mogą niestety odsłuchać, pochwalić i po jakimś czasie zapomnieć, bo – jak wspomniałem – jest to materiał dobry — ale tylko tyle lub aż tyle.
Jak kiedyś wspomniałem w rozmowach z innymi muzycznymi twórcami, death metal w pewnym momencie zaczął przemawiać do mnie odrobinę mniej niż black metal. Może to lekkie wypalenie gatunkiem lub zwyczajnie nie usłyszałem niczego, co wznieciłoby ten ogień na nowo. Tutaj ogień pali się bez zmian — nie zgasł, ale też się nie rozniecił. Liczę na to, że na swej drodze spotkam zespół, który będzie nie tylko ów ogień pobudzał, lecz stanie się dlań kanistrem benzyny. Ale to nie dziś. Sprawdźcie jednak najnowsze dzieło Chainsword „Chapter XII” bo może być tak, że do Was przemówi o wiele mocniej.
Ocena:
4/6 dla mnie
5/6 dla oldschoolowych fanów gatunku
Kamil Tyski (Muzyczne retrospekcje)
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. „Chapter XVV” od Chainsword możecie nabyć na bandcamp zespołu (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: