Castle Rat to młody zespół doom metalowy z Nowego Jorku, który uskutecznia swój doom w tym bardziej epickim nurcie, z pewnymi smaczkami heavy, ale też z wpływami bardziej mistycznego, stonerowego grania. Ich debiut urzekł mnie niezwykle staroszkolnym podejściem do grania doomu w tym bardziej stonerowo-sabbathowskim nurcie, z kolei koncert na tegorocznym Mystic Festival sprawił, iż zostałem pełnoprawnym fanem formacji. Zespół estetycznie porusza się w nurcie retro fantasy dającej mocny posmak lat 80., co niezwykle rozrywkowo łączy się z pełną teatralnością na żywo, która idealnie balansowała na krawędzi kiczu oraz dobrej zabawy.
Muzyka na „The Bestiary” stanowi pewną zmianę w podejściu do tematu doom metalu. Debiut był dosyć psychodeliczny, lo-fi oraz pełen surowego i nieco prymitywistycznego rozmachu. Klepał mnie konkretnie, więc naturalną koleją rzeczy było to, iż chciałem, aby drugi album nie był gorszy. To, co przygotowała ekipa z Brooklynu na kolejny album, jest czymś zdecydowanie wartym uwagi, jeśli cenicie granie metalu odpowiednio powoli. Myślę, że nie ma większego sensu porównywać „The Bestiary” do debiutu, ponieważ jest to kompletnie inny rodzaj dzieła. O ile debiut poruszał się mocno w klimatach lat 70., tak album numer dwa przenosi nas w czasie dekadę później. Czuć to w brzmieniu, czuć to w epickim rozmachu czy ponurości, którą można tutaj napotkać. Oczywiście nie są to jedyne cechy składowe albumu, ponieważ znajdziemy tutaj również nieco motywów heavy-doomowych, z tym charakterystycznym, średniowiecznym feelingiem.

Nie zabraknie tutaj też poczucia pewnej mistyczności lub nawet nieco radosnego tłustego gruzowania spod szyldu stoner. Widać tutaj konsekwentny rozwój, bez żadnej rewolucji i – szczerze mówiąc – ten album tym wygrywa, ponieważ, wbrew pozorom, nie jest tak łatwo poruszać się konsekwentnie w obrębie gatunku czy konwencji i wciąż urzekać słuchacza świeżością.
Płyta składa się z 13 utworów trwających łącznie niecałe 50 minut. Jak zapewne wiedzą fani gier RPG lub szeroko pojętej fantastyki: „bestiariusz” to księga zawierająca wiedzę na temat magicznych lub nietypowych stworzeń. Mogą się tam znajdować zarówno dobre istoty, jak i bestie lub magiczne humanoidy. Większość utworów to właśnie rozdziały tejże księgi traktujące o jakimś stworzeniu: magicznym, mitycznym lub posiadającym jakąś istotną symbolikę. Poza utworami traktującymi o „bestiach” mamy również te o symbolicznym lub magicznym wydźwięku. Co ciekawe poszczególne kompozycje nie tylko opowiadają o danym podmiocie, ale również starają się oddać poprzez muzykę pewne cechy danej istoty.
Tak jak mamy rozdziały w księdze, tak tutaj kompozycje stanowią spójną całość, a utwory płynnie i subtelnie przechodzą od jednego do drugiego, sprawiając, iż najzwyczajniej w świecie ciężko się od nich oderwać. Zatem chapeau bas dla muzyków za ich kunszt kompozycyjny polegający nie tylko na żonglerce różnymi motywami znanymi fanom doomu, ale też za stworzenie albumu, który autentycznie wciąga i hipnotyzuje magiczną atmosferą, ciężarem i zgrabnymi przejściami pomiędzy różnymi aspektami gatunku.
Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz: czy jesteśmy świadkami powstania nowego doomowego składu, który będzie uznawany za kultowy oraz rozpoznawalny? Czy może mamy do czynienia z zespołem, który już na zawsze pozostanie w niszy? Czas pokaże. Na razie zachęcam do zgłębiania tajników krainy Zamkowego Szczura oraz Bestiariusza i do chodzenia na koncerty tej formacji. Świetnie wypadają nie tylko w studio, ale też na żywo. „Mystikowiczów” nie zniechęciła nawet ulewa.
Marek Oleksy ( Gruz Culture Propaganda )
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych i cyfrowych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek.
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: