IKS

Brigitte Calls Me Baby (+ ZUTA) | 12.08.2025 | Warszawa, Klub Hydrozagadka | fot. Karolina Marczak | tekst: Mariusz Jagiełło, org. Live Nation

Galeria zdjęć i relacja tekstowa z koncertu Brigitte Calls Me Baby (+ ZUTA ) w warszawskim klubie Hydrozagadka.

 

12 sierpnia w warszawskim klubie Hydrozagadka wystąpił amerykański zespół Brigitte Calls Me Baby. Jako support towarzyszyła im ZUTA czyli Zuzanna Lipowicz. Co łączyło ich występy? Na pewno miłość do dźwięków retro i … momentami elvisowski wokal.  

 

Zuzanna „ZUTA” Lipowicz tworzy w duecie z Maksem Mikulskim i już 19 września ukaże się ich debiutancki album o wymownym tytule „To dopiero początek”. I nie może dziwić, że na scenie Hydrozagadki promowali materiał właśnie z tego wydawnictwa. Dali energetyczny występ, na który składało się intro + siedem utworów. Warszawska publiczność usłyszała znane już: „Zwierciadło”, żartobliwy hejt-song „Best”, utwór „Elvis” (w którym ZUTA śpiewa niskim głosem i stąd zapewne ten tytuł) oraz na zakończenie „Co za stan”. Były też dwie piosenki, których nie można jeszcze nigdzie odsłuchać w wersji studyjnej: „Błysk i grzmot” oraz „Bez Ciebie”. Na uznanie zasługuje również wykonanie nieśmiertelnego utworu Krzysztofa Krawczyka „Bo jesteś Ty”. ZUTA na scenie to wulkan energii. Wspólnie z Maksem tworzą uroczy duet – i nie tylko w sferze muzycznej, ale i prywatnej. Para pochwaliła się, że niebawem biorą ślub.

 

Ich twórczość to mocne wpływy wykonawców z lat 80-tych. Nie jest to odkrywcze ani zbytnio skomplikowane, ale tak jak w przypadku twórców tego materiału, ma w sobie pioruńsko dużo pozytywnego vibe’u.

 

Amerykański zespół Brigitte Calls Me Baby to już trochę inna bajka. Grupa wzoruje się głównie na wielkich artystach z lat 50 i 60 takich jak: Roy Orbison, Frank Sinatra czy wielki Elvis Presley, ale w ich muzyce słychać też echa The Cure czy Depeche Mode. Ogromna w tym zasługa wokalisty Wesa Levinsa, który swoim niskim głosem mocno wpasowuje się w klimat retro z tamtych lat, a jego image to skrzyżowanie Jamesa Deana, Marlona Brando z… Robertem Pattinsonem.

 

Kwintet w ubiegłym roku wydał dobrze przyjęty album  „The Future Is Our Way Out” i panowie wykonali utwory głównie z tej właśnie płyty. Rozpoczęli od żywiołowego „Palm Of Your Head”, który – szczególnie w zwrotkach  – spokojnie mógłby wykonać  Robert Smith. Były też m.in. „Pink Palace”, elvisowski „I Wanna Die With You”, energetyczny „Fine Dining”, bardzo przebojowy „Too Easy”. Mnie najprzyjemniej utulił „The Future Is Our Way Out”. Swój występ zakończyli piosenką „Impressively Average” Generalnie wykonali 14 utworów, co złożyło się na dość krótki 45 minutowy set. Szkoda, że zabrakło ich przeróbki „Careless  Whispers”, ale całościowo oceniając ich występ był to na pewno miło spędzony czas.

 

Dziwiły jedynie pustki w klubie, bo w innych europejskich krajach zespół ma dość solidny fanbase – widać publiczność znad Wisły gustuje w trochę innych klimatach. Po koncercie muzycy cierpliwie rozmawiali z fanami i podpisywali płyty. Grupa ma spory potencjał, więc jestem bardzo ciekawy jak rozwinie się ich kariera. Pożyjemy, zobaczymy.

 

Organizatorem wydarzenia było Live Nation .

 

Tekst Mariusz Jagiełło

 

Poniżej zdjęcia autorstwa Karoliny Marczak.

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz