IKS

Blues Pills – „Birthday” [Recenzja] dystr. Warner Music Poland

blues-pills-birthday

Za każdym razem, kiedy sięgam po twórczość zespołów, które grają w stylu retro, na myśl przychodzi mi parafraza kultowego cytatu inżyniera Mamonia z filmu „Rejs”: „Mnie podobają się brzmienia, które już kiedyś słyszałem”. Renesans tego typu dźwięków w mainstreamie to sprawka kilku kapel. Jedną z nich jest szwedzko-amerykańska grupa Blues Pills, która wydała niedawno swój czwarty studyjny album zatytułowany „Birthday” i… jest to rzecz doprawdy wyborna.

Obecnie na rynku muzycznym jest naprawdę sporo zespołów, którym nie obcy jest klimat vintage. To, co wyróżnia Blues Pills, na ich tle, to przede wszystkim doskonała sekcja rytmiczna oraz charyzmatyczna wokalistka, Elin Larsson, która hipnotyzuje swoim wokalem od pierwszych dźwięków. Kiedy w 2012 roku na rynku ukazała się EPka „Bliss!” był to powiew świeżości. Na pełnowymiarowy album trzeba było jednak poczekać jeszcze dwa lata. Dekadę później słuchacze otrzymali „Birthday”, czyli krążek inny od poprzednich.

 

W materiałach promocyjnych zespół napisał: Z tym albumem naprawdę uwolniliśmy się i zostawiliśmy za sobą wszelkie granice i oczekiwania, aby napisać muzykę, którą kochamy. Chcieliśmy uchwycić na albumie niezafałszowane i autentyczne uczucie, jakie mamy, gdy gramy na żywo. Gdy słucham tej płyty mam dokładnie takie same wrażenia. Blues Pills to teraz zespół w pełni dojrzały, autentyczny, który czuje się ze sobą doskonale i robi dokładnie to, na co ma ochotę. Droga do takiego efektu prowadzi przez lata wyrzeczeń i ciężkiej pracy, w efekcie słuchacze dostają muzykę wysokiej jakości.

 

zdj. Dana Trippe

 

„Birthday” zaczyna się chwytliwym i mocno zakorzenionym w latach 60. tytułowym utworem. „Don’t You Love It” prezentuje oblicze bardziej dynamiczne. Napędzany jest ósemkowym basem z domieszką efektu fuzz to lekka propozycja, która sprawdziłaby się spokojnie w mainstreamowych stacjach radiowych i nie jest to bynajmniej zarzut. „Bad Choices”  zaraża również chwytliwym refrenem, ale ja nie mogę uwolnić się z kolei od krótkiej solówki.

Bardzo dobrze wypadają na „Birthday” ballady. Pierwsza z nich, kontrastująca z poprzedniczkami, to „Top of the Sky”, która ociera się o popowe klimaty, jednak bez wątpienia jest to pop wysokiej jakości, jakże różny od tego, co proponują teraz radia na całym świecie. Podobnie wypada „Somebody Better”, w którym narastające napięcie jest uzupełniane przez pełny dramaturgii wokal Larsson. „Like a Drug” to natomiast propozycja z mocno unoszącym się duchem twórczości Led Zeppelin.

 

 

Muzycy Blues Pills wspomnieli, że tworząc „Birthday” uwolnili się od wszelkich granic i oczekiwań. Pozostaje mi się tylko pod tym podpisać. Nie jest to jednak album pozbawiony słabszych momentów. „Piggyback Ride” czy „Holding Me Back” to dobre utwory, ale nic poza tym. Z kolei „Shadows” jest chyba najbardziej nowocześnie brzmiącym utworem zespołu w całej dyskografii. Wszystko rekompensuje jednak finał w postaci dwóch wolniejszych kompozycji – „I Don’t Wanna Get Back On That Horse Again” oraz „What Has This Life Done to You”.

 

Narodziny dziecka są takim momentem w życia, w którym człowiek dojrzewa. W czasie nagrań Elin Larsson dowiedziała się, że spodziewa się potomka i wraz ze swoim zespołem nagrała najbardziej dojrzałą płytę. Słuchając „Birthday” niemal non-stop od premiery odnoszę wrażenie, że od tego albumu bije wspomniana dojrzałość oraz autentyczność. I choć pewnie znajdą się ci słuchacze, którzy znając dotychczasową twórczość Blues Pills obrażą się za ten nieco popowy kierunek, to ja cieszę się, że grupa się rozwija i cały czas nagrywa udane albumy!

 

Ocena: 5/6

Szymon Pęczalski

 

P.S. Zespół wystąpi 30 listopada 2024 roku w warszawskim klubie Niebo i zapowiada się wręcz anielska muzyczna uczta.

 

 

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz