..niezwykle uzdolniony Bjørn Riis, jak i jego macierzysta formacja, od wielu lat mają się wyśmienicie. Kilka albumów w ich dyskografii dowodzi, że pomysł na założenie zespołu, powzięty pod wpływem wrażeń z jednego z pożegnalnych koncertów Pink Floyd, nie okazał się przejawem słomianego zapału. Airbag wciąż radzi sobie świetnie, ale nie o tym dziś tutaj, Panie i Panowie.
Wspomniany Norweg nie tak dawno, bo w kwietniu tego roku wydał na świat „Everything To Everyone”, w mojej ocenie naprawdę udany materiał, mający swoje perełki, jak choćby trzynastominutowa suita „Every Second Every Hour”. Ku zaskoczeniu wszystkich we wrześniu Riis raczy słuchaczy EP-ką z czterema kompozycjami. Przypomina mi się przypadek Jacka White’a, który też w ciągu paru miesięcy wydał dwa krążki – gitarzyście Airbag jednak nie wyszło to na złe. Spełniając jedno ze swoich marzeń, Riis zaprosił do prac nad nowym albumem Durgę McBroom, która w latach 90. jako wokalistka na drugim planie uświetniała koncerty twórców Ciemnej Strony Księżyca. Szkoda, że jej udział utrwalony został wyłącznie w jednym numerze, bo takie smaczki dodają splendoru.
Utwór, w którym McBroom zaznaczyła swoją obecność, to otwierający płytę „Dark Shadows (part 1)”. Typowo floydowska kompozycja, w której charakterystyka grania Gilmoura jest bardzo zauważalna, ale zmieszana z gitarą Riisa, pozostaje na swój sposób oryginalna. Z początku delikatna, przeradza się później w energiczną kanonadę dźwięków, przeciętych przyciągającą ucho elektryczną solówką. McBroom wokalizuje w tej kompozycji i może to w pierwszej chwili przeszkadzać, bo ona naprawdę umie śpiewać, ale gdy włącza się ten utwór ponownie i ponownie, zaczyna to pasować.
Reszta recenzji pod teledyskiem
Drugi na liście jest instrumentalny „A Voyage To The Sun”, który od początku brzmi jak miks „Welcome To The Machine” i „Time”. Ogrom galopujących szalonych klawiszy i burza dźwięków na sam koniec sprawiają, że dla mnie to najciekawsza pozycja. Jest w niej tona wariactwa, której jak wiemy, chociażby na debiucie Floydów zdecydowanie nie brakowało. „Summer Meadows”, rozpoczęte dźwiękami dzwonów i ćwierkających ptaków i podbudowane akustycznymi tonami, jest najbardziej eteryczną ścieżką na „A Fleeting Glimpse”. Słuchając jej, miałem skojarzenie z „High Hopes” i myślę, że nie bezpodstawnie. Druga część „Dark Shadows” zamyka ten minialbum w bardzo dobrym stylu. Długie wprowadzające intro, na którego zawartość składają się klimatyczna gra gitary i dość intensywny wokal, w drugiej partii dopełnione jest solówką, która zostaje ze słuchaczem prawie do końca. I ta druga część mogłaby trwać i trwać, a niestety po niej już nic więcej nie ma.
Szanuję Riisa za to, że bez ściemy i ogródek mówi o swojej chęci zbliżenia się do twórczości autorów „The Wall” przy komponowaniu „A Fleeting Glimpse”. Nie zaprzecza tym samym, że jego kompozycje są dalekie od ich dokonań. Na pewno nie jest to coverowanie ani wierna kopia, to bardziej wariacja na ich temat, podana w riisowski, intrygujący i nierzadko wyrafinowany sposób. Zgodzę się z każdym, kto powie, że to wtórny materiał, ale jakie to ma znaczenie, jeśli słuchając go, po czterech utworach chce się włączyć je ponownie? W muzyce chodzi o emocje, a tych mi zdecydowanie nie brakowało. To naprawdę interesujący i ciekawy album, i mógłby być spokojnie dodatkiem do długograja wydanego w kwietniu.
Ocena (od 1 do 6) 4 jasne księżyce
🌕 🌕 🌕 🌕
Błażej Obiała
Tracklista:
1. Dark Shadows (part 1)
2. A Voyage To The Sun
3. Summer Meadows
4. Dark Shadows (part 2)
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1