Billie Eilish powróciła ze swoją trzecią długogrającą płytą „HIT ME HARD AND SOFT”, którą już dwa tygodnie po premierze można uznać za największy sukces artystyczny 22-letniej wokalistki. Album zgromadził ponad 500 mln streamów i jest numerem jeden w wielu krajach na całym świecie. Najnowszy krążek Billie to jednak nie plastikowy produkt dla mas, ale naprawdę kawał dobrej roboty wokalnej, tekstowej, kompozytorskiej oraz aranżacyjnej.
Od kiedy wokalistka zaczęła publikować pierwsze single minęło osiem lat. Z piętnastoletniej dziewczynki stała się młodą, świadomą kobietą, która zupełnie niespodziewanie po ogromnym sukcesie pierwszej płyty „When We All Fall Asleep, Where Do We Go?” została wszem i wobec obwołana głosem swojego pokolenia. Trzeba przyznać, że to dość ciężki bagaż i Eilish w niejednym wywiadzie dawała do zrozumienia, że nie do końca komfortowo czuje się z taką etykietą. Wyrazem tego była jej druga płyta „Happier Than Ever”, na której chciała rozprawić się (szczególnie w warstwie tekstowej) z tą łatką. Album spotkał się z mieszanymi recenzjami, chociaż oczywiście nie zmniejszył jej pozycji na rynku muzycznym.
Po wydaniu drugiej płyty artystka poflirtowała trochę z przemysłem filmowym, czego efektem były dwa Oscary w kategorii Najlepszej piosenki i ponownie zaszyła się w studiu wraz z bratem aby nagrać materiał na kolejny album.
W tym miejscu zdecydowanie należy wspomnieć o Finneasie. Śmiem twierdzić, że nie byłoby tak gigantycznego sukcesu gdyby nie jego praca. To właśnie on w największym stopniu odpowiada muzycznie za repertuar siostry jak również za większość aranżacji oraz produkcję. Może stoi trochę w cieniu Billie, ale nic nie umniejszając wokalistce, trudno przewidzieć czy jej kariera byłaby w tym miejscu, gdyby nie wręcz kosmiczny talent kompozytorski i zmysł aranżacyjny starszego brata.
Billie ma jednak charyzmę, głos i doskonale umie w swoich tekstach oddać lęki i niepewności swoje i swojego pokolenia. I dokładnie w takim duchu jest pierwszy na najnowszej płycie utwór „SKINNY”, w którym autorka podejmuje temat akceptacji własnego ciała oraz rozliczenia ze sławą.
Ten powolny, nastrojowy utwór mocno wpisuje się w estetykę jej poprzedniej płyty, która była dość mocno napakowana spokojniejszymi utworami. Jeśli jednak ktoś myślał, że na „HIT ME HARD AND SOFT” rodzeństwo znowu będzie delikatnie przynudzać to już drugi na liście utworów „LUNCH” obala tę tezę. Ten żywiołowy, zadziorny kawałek – w którym autorka tekstu odnosi się do swojego biseksualizmu – wręcz zaprasza swoją energią oraz pasją na parkiet. To zdecydowanie jeden z najlepszych momentów na całej płycie. Również transowe „CHICHIRO” jest dowodem artystycznego rozwoju duetu. Tytuł oczywiście odnosi się do anime „Spirited Away: W krainie Bogów” Hayao Miyazakiego. Z takim utworem spokojnie można podbijać scenę klubową.
Nie chcę opisywać każdego utworu, ale naprawdę wszystkie są dowodem ogromnego talentu producenckiego i aranżacyjnego Finneasa oraz oczywiście rewelacyjnego panowania nad głosem i budowania nastroju Billie.
Chcecie radosny, miłosny kawałek? Włączcie „BIRDS OF A FEATHER”. A może coś bardziej nastrojowego? A proszę bardzo, „WILDFLOWER” utuli i ukoi waszą wrażliwość. A może wielowątkowe utwory? Takie też są: „THE GREATEST”, „L’AMOUR DE MA VIE” albo cudowny „BLUE”. Również wykorzystane instrumentarium jak na popowe standardy jest dość bogate. Mamy syntezatory, gitarę, gdzieniegdzie żywą perkusję i kwartet smyczkowy. Naprawdę dużo dzieje się na tej płycie, ale też jest to wszystko bardzo zwarte i spójne.
Przez osiem lat mocno się zmienił wokal panny Eilish. Szczególnie na pierwszej płycie bardziej mruczała i szeptała, a mniej śpiewała. Obecnie to już praca głosem „pełną gębą” ukazująca piosenkarkę, która bardzo świadomie posługuje się swoim warsztatem. Może nie ma jakichś fenomenalnym możliwości głosowych, ale to co dostała w genach wykorzystuje w 100%. Dziewczyna jest bardzo utalentowana i doskonale umie to sprzedać.
W tym roku swoje płyty wydali: Taylor Swift, Beyoncé, Justin Timberlake, Ariana Grande, Dua Lipa ale w mojej opinii, w kategorii muzyki pop to młodziutka Billie Eilish i jej brat rozbili bank. Jeśli tak jakościowe byłyby wszystkie popowe albumy zapewne mniej słuchałbym muzyki gitarowej. „HIT ME HARD AND SOFT” to płyta bardzo dobra, ale co więcej mam wrażenie, że rodzeństwo nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa i stać ich na więcej. Na najnowszej płycie zostały bardzo udanie zbalansowane proporcje pomiędzy spokojnymi i bardziej żywiołowymi utworami przez co ten niespełna 44 minutowy album nawet przez chwilę nie nudzi. Wokalistka 3 i 4 czerwca 2025 roku wystąpi w krakowskiej Tauron Arenie i wszystko wskazuje na to, że będzie to jedno z najważniejszych wydarzeń koncertowych w przyszłym roku, w Polsce. Głupio byłoby je przegapić.
Ocena 5/6
Mariusz Jagiełło
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Ten post ma jeden komentarz
Zgadzam się z każdym zdaniem. ❤️