IKS

Big Thief – „Double Infinity” [Recenzja] dystr. Sonic Records

Dla każdego, kto śledzi współczesną scenę muzyki alternatywnej, formacja Big Thief nie powinna być obca. Jeżeli jednak jakimś cudem nigdy wcześniej nie słyszeliście tej nazwy, rzućcie wszystko, co teraz robicie i posłuchajcie „Dragon New Warm Mountain I Believe in You”. Mówię serio! Ten monumentalny podwójny album, przez wielu fanów był wymieniany w zestawieniu najlepszych płyt 2022 roku, a ja osobiście uważam go za czołowe osiągnięcie indie-folku drugiej dekady XXI wieku. Albo wiecie co? W zasadzie możecie zacząć od ich losowo wybranej płyty, bo przez 10 lat działalności Big Thief stworzyli niemalże bezbłędną dyskografię. Dziś grupa powraca z nowym wydawnictwem zatytułowanym „Double Infinity”, nagranym już jako trio po odejściu basisty Maxa Oleartchika, tym samym rozpoczynając nowy rozdział w swojej twórczości.

Zawsze, gdy patrzę na zdjęcia z sesji nagraniowych, tras czy wreszcie na okładki „U.F.O.F.” czy „Two Hands” (trzeciej i czwartej płyty w kolejności) mam wrażenie, że widzę coś więcej niż tylko zespół – widzę grupę przyjaciół. Rodzinę uwiecznioną na zdjęciach, które spokojnie mogłoby zawisnąć nad kominkiem w dużym pokoju. Ludzi, który łączą więzi tak silne, że niemal da się je usłyszeć w muzyce, jaką tworzą. Jeżeli wejdziemy głębiej w historię formacji, dowiemy się, że Buck Meek i Adrianne Lenker byli przez trzy lata małżonkami. Po wydaniu drugiej płyty rozwiedli się, a mimo to zespół przetrwał … ba! dalej potrafił razem tworzyć. Jest to dowód na to, że w tych relacjach kryje się coś więcej… coś naprawdę głębokiego. Kiedy ktoś z takiego kręgu nagle odchodzi, życie pozostałych musi wywrócić się do góry nogami. W 2024 roku, gdy Oleartchik opuścił Big Thief, było jasne, że nic już nie będzie takie samo. Nie ma sensu powielać plotek, dlaczego podjęto taką decyzję. Robienie tego byłoby też wbrew woli zespołu. Nawet jeśli było tak jak napisano w lakonicznym komunikacie i rozstanie przebiegło w atmosferze wzajemnego zrozumienia i szacunku – powstała wyrwa – pustka… Przestrzeń, której nie da się po prostu od tak załatać. I właśnie to słychać w „Double Infinity”. Każdy dźwięk, każda nuta wydaje się nosić echo straty, a jednocześnie determinację i ogromne pragnienie, by nadal razem tworzyć. Jakby to egoistycznie i brutalnie nie zabrzmiało, dla nas słuchaczy jest w tym pewien pozytyw. Ta sytuacja stała się paliwem dla Big Thief do eksplorowania nowych muzycznych rewirów.

 

Trio nie stara się na siłę i na szybko szukać zastępstwa dla swojego przyjaciela, z którym stworzyli pięć wspaniałych albumów. Znajdują za to sposób, by w zgodzie ze sobą móc dalej kroczyć do przodu … zaprosili do współpracy najróżniejszych muzyków sesyjnych i zamknęli się z nimi na 3 tygodnie, by dosłownie zatracić się w procesie twórczym. Wśród gości znalazło się między innymi trzech perkusistów, klawiszowiec i trzy wokalistki wspomagające. Na albumie pojawił się również Laraaji, legendarny multiinstrumentalista, kompozytor i improwizator, którego natchnione wokale stanowią wspaniałe zwieńczenie kompozycji „Grandmother”, jednej z perełek ukrytych na albumie. Partie basu zagrał Joshua Crumbly, którego jazzowo – soulowe korzenie wrastają w strukturę kolejnych utworów. Jego dorobek w tej materii jest naprawdę imponujący. Grał razem z Kamasi Washingtonem czy Lizz Wright, można go usłyszeć na albumie trębacza Terence’a Blancharda „Magnetic” wydanej pod skrzydłami legendarnego Blue Note. Zdobyte w ten sposób doświadczenie pozwoliło mu w elegancki i lekki sposób dopełniać całość. Jednak są też takie fragmenty, gdzie dumnie wysuwał się na pierwszy plan (fenomenalne „No Fear”). Całość płyty brzmi niezwykle naturalnie, jakby proces twórczy żył własnym życiem… bez presji i czyjejkolwiek dominacji. Duża w tym zasługa samych Jamesa Krivchenii, Buck Meeka i Adrianne Lenker, którzy potrafią z pokorą wyczuć odpowiedni moment i ustąpić przestrzeni zaproszonym gościom.

 

Foto. Daniel Arnold

 

No więc mamy zasypany w śniegu Nowy York i grupkę muzyków zamkniętych w legendarnym Power Station Studios. Wśród tych czterech ścian swoje wiekopomne dzieła nagrywali Bowie, Springsteen, Stonesi i dziesiątki innych. Czy może być lepsze miejsce i aura do tworzenia? To miejsce dosłownie emanuje kreatywnością, a Big Thief wraz z jedenastką zaproszonych gości chłonęli ją jak gąbka wodę. Na płycie czuć, jak te wszystkie pomysły buzują, improwizacje przenikają się nawzajem, tworzą nieoczywistą, a jednocześnie spójne całości. Mam jednak wrażenie, że największą siłą tego albumu jest coś innego – balans pomiędzy dobrze znaną z poprzednich płyt estetyką a odwagą w poszukiwaniu nowych rozwiązań. Nie ma tu może przebojowości jaką znamy z „Not” czy „Shark Smile” ale jeśli damy „Double Infinity” czas i uważnie się w nią wsłuchamy, odwdzięczą się czymś naprawdę wartościowym.

„Double Infinity” to album, na którym wciąż pobrzmiewa echo klasycznego oblicza Big Thief (choćby w zamykającym „How Could I Have Known” czy utworze tytułowym), jednak z każdym kolejnym numerem muzyka coraz śmielej dryfuje w stronę eksperymentu. Country styka się tu z rozciągniętymi dronami („Words”), a charakterystyczna dla wcześniejszych nagrań intymność zostaje skonfrontowana z niemal kosmicznymi, abstrakcyjnymi wstawkami w stylu new age. To podróż, która zaczyna się od pierwszych minut i ani na chwilę nie traci na intensywności. Otwierający „Incomprehensible” od razu ustawia ton płyty. Początkowo, dzięki manierze śpiewu Lenker, może budzić pewne skojarzenia z „Here Comes a Regular” z repertuaru The Replacements, lecz szybko rozwija się w coś znacznie bardziej transcendentnego i wielowymiarowego. Podobnych momentów na krążku jest naprawdę wiele. „No Fear” działa jak mantra – utwór zbudowany na repetycji i delikatnym narastaniu, w którym głos Lenker nie tyle prowadzi, co raczej swobodnie krąży między gitarą, basem a pulsującymi bongosami. W finale dzwoneczki powoli wybijają słuchacza z hipnotycznego transu, a gdy kompozycja nagle się kończy pozostajemy z uczuciem zawieszenia. Jakby ktoś wybudził nas z hipnozy.

 

 

Może „Double Infinity” to właśnie forma terapii jaką odbył i świadomie zarejestrował zespół? Płyta jest bardzo mocno uduchowiona, zanurzona w specyficznej rozmytej rzeczywistości. Czasami wokale sprowadzają się do ciągłych repetycji. W jednym z nich Lenker niczym mantra recytuje “I’m happy with you Why do I need to explain myself? Poison shame”. W innych kawałkach dostajemy dobrze znaną z solowych albumów artystki bogatą narrację („Los Angeles”). Adrianne przez lata wypracowała swój niepowtarzalny styl opisywania rzeczywistości. A w utworach takich jak właśnie „Los Angeles” czy „How Could I Have Known” pokazuje, że jest jedną z bardziej utalentowanych tekściarek swojego pokolenia. Jednocześnie na „Double Infinity” znalazła wystarczająco dużo przestrzeni na eksperymenty, dzięki czemu album zgrabnie balansuje między intymnością a poszukiwaniem nowych form.

 

Początkowo „Double Infinity” miało być płytą hard rockową, jednak trio porzuciło ten pomysł, by stworzyć wielowymiarowe, transcendentne dzieło jakie właśnie trafiło w ręce słuchaczy. Jest to płyta, która tkwi gdzieś w zawieszeniu pomiędzy przeszłością a przyszłością, jedną a drugą nieskończonością. To dzieło, które jest żywym dowodem na to, że mamy do czynienia z obecnie jedną z bardziej kreatywnych i utalentowanych formacji muzyki alternatywnej. Grupie muzyków, którzy nawet z chwili słabości, potrafią wydobyć piękno i zaadaptować swoją sztukę do każdych warunków. Myślę, że „Double Infinity” należy traktować jako album przejściowy. Pasaż do zupełnie innego miejsca. Coś mi mówi, że te 50 – 60 ciężkich stylistycznie kawałków, które trafiły do szuflady przed wejściem do studia nagraniowego, już niebawem ujrzy światło dzienne. Na razie dajmy się zanurzyć w te 43 minuty muzyki jaką dostaliśmy na szóstym albumie Big Thief. I módlmy się o to, żeby wreszcie zdecydowali się uwzględnić Polskę w swoich planach koncertowych. W skali szkolnej „Double Infinity” dostałoby u mnie zasłużoną piątkę!

 

Grzegorz Bohosiewicz

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. Płytę „Double Infinity” możecie zamówić w różnych formatach w sklepie SONIC RECORDS (tutaj).

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz