IKS

Back To Black: Historia Amy Winehouse | reż. Sam Taylor-Johnson | Film [Recenzja] dystr. Kino Świat

Back_to_Black_Historia_Amy_Winehouse

Przeniesienie na ekran historii jednej z najważniejszych wokalistek ostatniego dwudziestolecia nie powinno być zbyt trudnym zadaniem. W czasach wszędobylskich social mediów oraz śledzenia wszystkiego i wszystkich, stworzenie biografii filmowej nie stanowi właściwie żadnego problemu. Materiału jest aż nadto. W przypadku życia Amy Winehouse sprawa jest znacznie bardziej zawiła.

Po pierwsze dlatego, że jej historię znamy przede wszystkim przez pryzmat tabloidów, a po drugie – jej kariera przypadła na okres, kiedy social media dopiero stawały się tym, czym są dzisiaj. To nie zniechęciło jednak reżyserki Sam Taylor-Johnson („Pięćdziesiąt twarzy Greya”, „John Lennon. Chłopak znikąd”) do nakręcenia obrazu, będącego poniekąd wyznaniem miłości do zmarłej przed trzynastu laty wokalistki.

 

zdj. materiały prasowe Kino Świat

 

Narracja filmu zbudowana jest w dużej mierze na tekstach piosenek Amy. Pierwsza część jest bardzo beztroska, a momentami wręcz naiwna.

Poznajemy młodą dziewczynę, która – jak sama mówi – chciałaby żyć dekady wcześniej – w czasach Sarah Vaughan, Billie Holiday, czy Elli Fitzgerald (pada nawet stwierdzenie, że ludzie, którzy rozumieją jazz, są świrami). Do tego ma świetny mezzosopranowy głos, którego używa przy każdej możliwej okazji – zarówno do śpiewu, jak i do wyrażania własnej opinii. Ponadto pisze piosenki, okraszając je autorskimi tekstami, w których roi się od zagubienia, czy złamanych serc – ot tematy, które dotykają gros młodych ludzi na całym świecie. Do tego dziewczyna przesiaduje często w pubach m.in. w okolicy londyńskiej dzielnicy Camden Town.

 

Pewnego razu poznaje w nim Blake’a – włóczykija i ćpuna, niemalże od razu się w nim zakochując. Relacja to złożona i pełna siniaków (także tych psychicznych), która dominuje przez większość filmu. Punktem zwrotnym jest jednak śmierci ukochanej babci Amy, Cynthii (w tej roli świetna Lesley Manville). Wówczas życie bohaterki zaczyna zjeżdżać w cięższe i znacznie bardziej mroczne rejony… Przez resztę filmu praktycznie śledzimy często niespójne losy wokalistki aż do smutnego końca.

 

zdj. materiały prasowe Kino Świat

 

To czego paradoksalnie brakuje w tym filmie, to wątki muzyczne. Nie dowiadujemy się, jak powstaje niechętnie promowany przez wytwórnię album „Frank”, ani przebojowe „Back To Black”. Nie wiemy, jak w istocie wyglądały relacje Amy z jej muzykami, fanami, czy branżą muzyczną.

Zamiast tego obserwujemy powolny (a momentami szybki) upadek z kilkoma momentami, w których emocje widać jak na dłoni. Trzeba jednak przyznać, że Marisa Abela wcielająca się w rolę Amy, mocno napracowała się, przygotowując się do tej roli. Śpiewa bowiem w filmie znakomicie, począwszy od „Fly Me To The Moon” w pierwszych scenach. Dominują jednak jej obrazy z papierosami, a przede z butelkami i drinkami (a rzadziej z narkotykami), które niejednokrotnie powodują u głównej bohaterki nie tylko depresję, ale także agresję.

 

 

„Back To Black: Historia Amy Winehouse” to historia pokazana od innej, bardziej dziewczyńskiej strony, a więc inaczej niż dokument „Amy” z 2015 roku. Więcej tu bezpośredniego zagubienia, zmagań z wewnętrznymi, różnorakimi demonami i widowiskowego upadania – oczywiście na oczach paparazzi. Nader wszystko jednak – bardzo dużo tu niedopowiedzeń. Pewne wątki po prostu się nie kleją, inne zaś nagle urywają.

 

Najwięksi fani Amy Winehouse wydawali wyroki na temat tego filmu już na długo przed jego premierą, „posiłkując się” przede wszystkim pretensjami do reżyserki w kwestii obsady. Poniekąd ich rozumiem. Myślę jednak, że życie Amy Winehouse to nie temat na film, a na serial – ze wszystkimi jego najistotniejszymi wątkami i odcieniami.

 

Ocena: 3/6

   Maciej Majewski

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz