..niemiecki power metal ma się wyśmienicie już od kilku dekad, również dzięki Tobiasowi Sammetowi, który w 1992 roku napisał pierwszy rozdział swojej kariery o tytule Edguy, dokładając cegiełkę do rozwoju tego gatunku. Jednak tematem tej rozprawy jest inny muzyczny projekt jego autorstwa, mająca swoją genezę dwadzieścia dwa lata wstecz – Avantasia. Innowacyjny pomysł na stworzenie rock opery, będącej mariażem power metalu, rocka, elementów klasycznych, wzbogaconych przez mnogość współgrających ze sobą wokali, przypadł do gustu fanom na całym świecie i po dwóch dekadach nadal ma się klawo.
21 października bieżącego roku Avantasia doczekała się kolejnej, dziewiątej już odsłony, na której również nie zabrakło zacnych gości takich jak Bob Catley, Jorn Lande, Ralf Scheepers, Michael Kiske, czy posiadaczka operowego, mocnego jak dzwon Zygmunta głosu, znana z Nightwish Floor Jansen. Jedenaście kompozycji powstało w ciągu trzech lat, a produkcją w pełni zaopiekował się w przestrzeni swojego studia twórca Avantasii. Otwierający nieco nostalgiczny i klawiszowy „Welcome To The Shadows” jest przestrzenią w 100% zarezerwowaną dla Sammeta. Po tylu latach absolutnie nie musi udowadniać co potrafi, a jednak utwór ten jest ekspozycją jego warsztatu wokalnego. Nastrojowo wprowadza w album, a jego następca „The Wicked Rule The Night” to nic innego jak powermetalowa napierdalanka, w której udział wziął wokalista Primal Fear – Ralf Scheepers. Miażdżące bębny, gnające na złamanie karku heavymetalowe ciężkie riffy i solówki, a także ekstremalny krzyk Scheepersa, wchodzą w interakcję z równie mocnym i donośnym wokalem Sammeta i tworzą mieszankę wybuchową. Następnie rozdzielone jednym utworem wjeżdżają dwa numery z Jensen przy mikrofonie i robi się magnetycznie. W „Kill The Pain Away” i „Misplaced Among Angels” nie brakuje wokalnych operowych uniesień, w których ku mojemu zdziwieniu wokalista Edguy odnalazł się bardzo dobrze. W tym duecie jest jak uszyte na miarę palto. Dzięki temu, że Sammet nie miał nad głową gilotyny w postaci goniącego terminu kolejnego albumu, mógł dopracować każdy najmniejszy szczegół, i myślę że ten warsztat i rzemiosło słychać na płycie.
W kompozycji „The Inmost Light” swoje trzy grosze zostawił Michael Kiske (Helloween), i występując w ramach Avantasii od 2011, nadal robi to ciekawie przez swoją charakterystyczną barwę i manierę śpiewania. Muzycznie szybko, lecz nie zaskakuje to w żaden sposób, bo tak było już na poprzednich albumach. Power metal jest stałą w tym równaniu. Z utworów, które zasługują na wymienienie, należy wspomnieć o „The Moonflower Society” z udziałem Boba Catleya, dla mnie najciekawszy na całym albumie. Najbardziej rytmiczny refren pośród całej jedenastki stanie się bez uncji wątpliwości koncertowym standardem, bo ma ku temu ogromny potencjał mimo momentami nieco nadmiarowej ilości cukierkowych klawiszy. „Arabesque”, ostatni na trackliście, jest jednocześnie ostatnim, który wymieniłbym jako intrygujący. W ciągu dziesięciu minut zabiera słuchacza w różne rejony muzycznej historii. Są fragmenty niezwykle intensywne, podczas których dźwięki wylewają się z głośników jak woda pod ciśnieniem z rury, są też i takie, gdy oddech zwalnia. Nastrój budują również nieco wschodni klimat i dźwięki dudy w tle, a na to wszystko nałożony jest dialog Kiskego, Landego i Sammeta. I tutaj balonik pęka – jako ogromny fan Landego czekałem na jego super performance, bo ta kompozycja jest uszyta dla niego, a niestety został przykryty przez Sammeta, jak dziecko kołdrą w czasie zabawy w akuku. Instrumentalnie numer brzmi rewelacyjnie, a solówka Paetha dostałaby od Beaty Tyszkiewicz 10/10. Ode mnie również.
Dziewiąty album Avantasii o dość długim tytule „A Paranormal Evening With The Moonflower Society” jest momentami odjechanym przeżyciem. Z jednej strony to żadne novum, nic, czego bym nie słyszał na poprzednich odsłonach, z drugiej wszak roztacza enigmatyczną aurę spotkania z dziwakami, pozytywnymi dziwakami. Tobias Sammet i uczestnicy zaproszeni na ten wieczór zabierają słuchacza do świata, w którym panują inne reguły, ale ja chętnie się im poddałem. Największym rozczarowaniem są dla mnie kompozycje, w których Lande mógłby i powinien błyszczeć (tak jak na przykład w starym „Scarecrow”), a nie tylko lekko świecić i podrygiwać. Ale widocznie taka była jedna z zasad tej społeczności. Tobias Sammet po raz kolejny udowodnił, że potrafi napisać ciekawy scenariusz do rockowej opery, a osadzanie bohaterów wypracował sobie przez lata i czyni to ze smakiem i gustem.
Ocena (w skali szkolnej 1-6): 4 księżycowe kwiaty
❀☽ ❀☽ ❀☽ ❀☽
Błażej Obiała
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1