Uczęszczanie na koncerty dla miłośnika muzyki to właściwie chleb powszedni. Niewątpliwą zaletą udziału w tego typu wydarzeniach jest – poza, rzecz jasna, posłuchaniem ulubionego artysty – odkrywanie nowych twórców. Szczególną przyjemnością jest później ich oglądanie. A także obserwacja tego, jak dany zespół się rozwija i osiąga kolejne sukcesy. Miałem przyjemność przeżyć taką przygodę z formacją Obrasqi, a teraz mogę to zrobić z grupą ATAN. Właśnie na rynku ukazała się ich najnowsza, dwupłytowa propozycja zatytułowana „Metamorphic”.
23 października 2023 roku, Gliwice. To wtedy właśnie po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu zespołu ATAN. Choć formacja miała już na koncie debiutancki album „Ugly Monster” oraz EP-kę „Abnormal Load”, to dopiero przy okazji krajowych koncertów Riverside, miałem okazję posłuchać utworów ATAN. Początkowo wydawało mi się, że słyszę zespół grający w stylu Evanesence, ale Claudia Moscoso szybciutko wyprowadziła mnie z błędu, kiedy do swojego bogatego wokalnego repertuaru dołożyła growl w stylu Arch Enemy. Z kolei Andrzej Czaplewski zaczął serwować djentowe riffy na 9-strunowej gitarze. Po koncercie udało mi się skompletować dyskografię formacji oraz porozmawiać chwilę z muzykami. Od tamtego momentu uważnie śledziłem wszystkie poczynania grupy.
ATAN jest na pewno jednym z najbardziej obiecujących zespołów w naszym kraju. Zarówno pod kątem występów na żywo, jak i samego warsztatu. Czekałem na drugą pełnowymiarową studyjną propozycję z wypiekami na twarzy. Na debiucie zasłuchiwałem się przede wszystkim w zamykającym „Absentee” z gościnnym udziałem Dereka Sheriniana, współpracującego w przeszłości z Dream Theater, a obecnie muzyka supergrupy Black Country Communion. Ucieszyłem się więc bardzo, kiedy pod koniec ubiegłego roku ATAN zapowiedział nowy singiel „Chasing Light”, w którym wspomniany artysta również maczał palce. To zresztą niejedyny gość na płycie „Metamorphic”. Jedną z kompozycji swoją grą okarsił perkusista Mark Richardson, znany ze Skunk Anansie.

Andrzej Czaplewski, lider zespołu, uwielbia różnego rodzaju polirytmiczne łamańce, a największy nacisk stawia w swoich riffach na groove. Wydaje mi się, że to jest wlaśnie esencją brzmienia ATAN. „Metamorphic” to płyta, którą można skwitować określeniem „jeszcze bardziej”. Jest jeszcze bardziej progresywnie, jeszcze bardziej różnorodnie, jeszcze bardziej agresywnie, jeszcze lepiej pod kątem produkcyjnym. To płyta właściwie bez słabego punktu. A całość jest niesamowicie równa. Muzykom udało się uniknąć „mielizn kompozycyjnych”.
Gdybym miał wymieniać najważniejsze momenty tego dwupłytowego wydawnictwa, musiałbym wspomnieć o „Glimmering”. Jest elektronika, jest groove, ale prawdziwa magia pojawia się w okolicach szóstej minuty, kiedy agresywne gitary oddają pole melodyjnej solówce, która ma w sobie jazzową wirtuozerię. Całość płynnie przechodzi w progresywnego łamańca okraszonego partią akustyczną. Podobne klimaty odnajdziemy w „Chasing Light”, kompozycji w duchu Dream Theater. Ma w sobie charakterystyczne „łamańce”, a brawa należą się duetowi Czaplewski – Sherinian.
„Metamorphic” to właściwie kopalnia doskonałych i chwytliwych melodii, które stanowią solidną bazę każdego z 18 utworów, które zawarte są na obu płytach. Jednym z najjaśniejszych punktów ATAN jest również Claudia Moscoso. W poszczególnych kompozycjach, za sprawą swojego głosu, oferuje pełen wachlarz emocji (w funkowym „Dopamine” zahacza nawet o rapowanie). Słowa uznania należą się ponadto sekcji rytmicznej. Marcin Palider i Jarek Sadowski podążają za „łamańcami” niczym dobrze naoliwiona maszyna.
Muzycy ATAN zapowiadając „Metamorphic” wspominali, że mają nadzieję, że płyta ta otworzy nowy rozdział w historii grupy, jak i w progmetalowym nurcie. Nie mam wątpliwości, że tak właśnie się stanie. Ponadto londyńska lokalizacja otwiera formacji więcej ścieżek do rozwoju. „Metamorphic” to mocny kandydat do najlepszych płyt 2025 roku.
Ocena: 5,5/6
Szymon Pęczalski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: