Archive to jeden z tych zespołów, który pomimo wielu lat na scenie, nadal jest zakładnikiem jednego utworu (z szacunku dla zespołu nie wymienię tytułu). Dla mnie nagrali kilka lepszych kawałków, ale jestem w stanie się założyć o miliony dukatów, iż większość słuchaczy słysząc hasło „Archive” wymieni właśnie tamten tytuł. No nic – pewnie już tak zostanie i nikt nic na to nie poradzi. Grupa wydała właśnie dwunasty studyjny album „Call To Arms & Angels”. I w mojej opinii to ich opus magnum, zdecydowanie też absolutny top tegorocznych wydawnictw na świecie.
„Call To Arms & Angels” ukazała się sześć lat po swojej poprzedniczce „The False Foundation”. To też najdłuższa przerwa pomiędzy albumami w historii grupy. Nikt jednak nie spodziewał się, że zespół zafunduje swoim fanom dwupłytowy album, 17 nowych kawałków a całkowity czas wszystkich utworów będzie wynosił prawie 104 minuty. No tak, Danny Griffiths i Darius Keeler raczej nigdy nie uznawali w swoich działaniach kompromisów, jednak tym razem dali się totalnie ponieść wolności twórczej, a my po tym – co finalnie stworzyli – możemy zbierać szczęki z podłogi. Archive, jak każdy ich fan wie, nie jest typowym zespołem. Ma dwóch wokalistów (Dave Pen, Pollard Berrier) i trzy wokalistki (Holly Martin, Maria Q, Lisa Mottram), których głosy wymieniają się bądź uzupełniają w poszczególnych utworach. Podobnie jest na nowej płycie.
Całość rozpoczyna „Surrounded by Ghosts” – dostojny, fortepianowy, lekko patetyczny, spokojny utwór, wyśpiewany przez Lisę Mottram. I już ten kawałek zwiastuje dzieło wielkie, niespokojne i mroczne. Po tym przepięknym rozpoczęciu całości, zespół „przywala” najbardziej rockowym na płycie „Mr. Daisy”. Utwór w klimacie The Beatles na grzybkach halucynogennych, to doskonały przykład jak wiele się dzieje na „Call To Arms & Angels” pod względem aranżacyjnym – rockowy pazur, orkiestrowe wstawki, mnóstwo dynamicznej elektroniki. To jeden z najlepszych „piosenkowych” fragmentów całości. Dlaczego tak go zaklasyfikowałem? Ponieważ zespół, poza w miarę normalnymi utworami, proponuje kilka kolosów. „Daytime Coma”, „Enemy”, „Freedom”, „The Crown”, „Gold”. Żaden z nich nie schodzi poniżej 8 minut (a ten pierwszy trwa ponad 14 minut). Gdybym każdy miał rozkładać na czynniki pierwsze powstałby tekst tak długi, jak Trylogia Sienkiewicza. Każdy z nich to również podróż do muzycznego absolutu. Wielowątkowe, wybitnie zaaranżowane, mające niespodziewane przejścia, orkiestrowe wstawki i mnóstwo elektroniki. Czasem wyśpiewane przez jednego z wokalistów/ wokalistek, czasem przez kilku/kilka. W każdym przewija się elektronika/ambient/psychodelia/rock/progresja/cholera wie co jeszcze. Nikt się tutaj twórczo nie ograniczał.
Są na „Call To Arms & Angels” również przepiękne ballady. Przede wszystkim to „Shouting Within” zaśpiewana przez Holly Martin. Nie wiem co jest w głosie tej kobiety, niemniej zawsze jak słyszę jej wokal miękną mi kolana. Od wielu, wielu lat jestem absolutnie oczarowany barwą głosu pani Martin. Drugą balladą na którą polecam zwrócić uwagę jest „All That I Have”, w której również wokalmoe udziela się Holly Martin. Tutaj akordy na pianinie mieszają się z ambientowymi dźwiękowymi plamami. Zresztą wiele z utworów na „Call To Arms & Angels” można przyrównać z malarstwem. Muzyka Archive to tworzenie utworów poprzez nadawanie im różnych barw, kolorów, odcieni – również w zakresie jednej piosenki. Te utwory często zbudowane są z takich wyrazistych i różnokolorowych muzycznych plam. Niby zupełnie rożnych a fantastycznie do siebie pasujących. Zresztą mam wrażenie, iż muzykę Archive częściej się czuje niż słyszy. Na pewno nie mogę w tej recenzji pominąć utworów „Fear There A Everywhere”, „We Are The Same” i „Frying Paint”. Każdy z nich jest singlem, wszystkie mają w sobie jakąś magiczną mroczno-apokaliptyczną atmosferę. I zdecydowanie to nieprzeciętne fragmenty całości. Wszystkie spokojnie mogą pretendować do listy najlepszych tegorocznych singli.
Koniecznie trzeba wspomnieć również o tekstach. Archive nigdy nie proponował radosnej liryki, a „Call To Arms & Angels” to przykład jak bardzo pesymistycznie grupa spogląda na otaczającą nas rzeczywistość. COVID, ograniczone swobody obywatelskie, rządy brutalnych dyktatorów lub idiotów, a nawet wizja końca świata. Takie tematy przewijają się przez cały album. I nie ma co cukierkować czy pudrować rzeczywistości – na takim świecie żyjemy. Bardzo to czuć w atmosferze tej płyty.
„Call To Arms & Angels” to album, który zapewne podzieli słuchaczy. Z jednej strony wielu uzna jak ja, że to dzieło wybitne. Dla innych może to być nudny, przeciągnięty kolos na glinianych nogach. Sam jestem w stanie zrozumieć, że trudno tę płytę przesłuchać na raz. Ma tyle różnych klimatów, mrocznych, ambientowych, progresywnych, elektronicznych fragmentów, iż słuchacz może odczuwać pewne przytłoczenie materiałem. Jednak im dłużej obcuję z tym albumem, odkrywam ile ma smaczków, niuansów i jak wizjonerskie to dzieło. Dla mnie to najlepsza płyta Archive. Bijąca nawet tę z której pochodzi „TEN” utwór, o którym wspomniałem na początku mojego tekstu. „Call To Arms & Angels” to album niezwykły, który nie bardzo przystaje do dzisiejszych czasów – w erze singli, trwa ponad sto minut, do tego należy mu poświęcić pełną uwagę, aby się wgryźć we wszystkie jego elementy. Kolektyw Archive po raz kolejny (ale po raz pierwszy tak dobitnie) udowodnili, że nie ma drugiego takiego zespołu. Oni po prostu grają w swojej własnej lidze.
P.S. Powstał również dokument „Super8: A Call To Arms & Angels” opowiadający o procesie powstawania i nagrywania dwunastej płyty zespołu.
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 płomieni
🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
Mariusz Jagiełło
Lista utworów:
Surrounded By Ghosts
Mr Daisy
Fear There & Everywhere
Numbers
Shouting Within
Daytime Coma
Head Heavy
Enemy
Every Single Day
Freedom
All That I Have
Frying Paint
We Are The Same
Alive
Everything’s Alright
The Crown
Gold
Ten post ma 2 komentarzy
Podpisuję się pod Twoiką recenzją wszystkim co mogę. Dodam od siebie, że widzę tutaj bardzo dużo nawiązań do tematu wojny. Również uważam, że to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza płyta Archive. Jest jednocześnie różnorodna i spójna. Pozdrawiam!
Płyta nadzwyczajna.Nie łatwa w odbiorze do wielokrotnego odsłuchania.Polecam gorąco.