Mogłoby się wydawać, że Amon Amarth od dłuższego czasu gra to samo i wystarczy wysłuchać jednej płyty, aby mniej więcej orientować się w ich dyskografii i wiedzieć, czego należy się spodziewać po kolejnych wydawnictwach. Jednak prawda jest nieco inna, bo na początku swojej kariery, zapoczątkowanej w 1988 roku jeszcze pod nazwą Scum, Szwedzi grali tradycyjny death metal, toteż zapoznając się z ich początkową twórczością można doznać nie lada szoku.W ostatnim czasie „metalowi wikingowie” przebąkiwali w wywiadach, że na swojej nowej płycie wrócili do korzeni i „The Great Heathen Army” jest jednym z najcięższych albumów w ich dyskografii. Dlatego mimo iż nie zaliczam się do wiernych fanów tego zespołu postanowiłem sięgnąć po materiał, aby to zweryfikować.
Pierwsze dwa utwory nie bardzo dotrzymują tej obietnicy, ponieważ są utrzymane w dobrze znanym nam stylu. Aczkolwiek ciekawe jest to, że otwierający album „Get in the ring” został napisany dla zaprzyjaźnionego z muzykami wrestlera, Ericka Rowana, aby towarzyszył mu podczas wchodzenia między liny. Moim zdaniem cel ten został osiągnięty, ponieważ już pierwsze dźwięki dostarczają adrenalinę i mogą skutecznie zagrzać do walki, ale nic poza tym. Podobnie jest z tytułowym utworem, który może być pomocny przy morskiej przeprawie drakkarów podczas sztormu, ale oprócz patetycznej atmosfery nie ma on w sobie nic, co by utrzymało uwagę słuchacza na dłużej.
Jednak uznajmy, że początek płyty, która nie jest przesadnie długa, był dla zespołu sposobem na przyciągnięcie uwagi obecnych fanów, ponieważ były to główne single zaprezentowane jakiś czas temu, przez co na Spotify cieszą się największą liczbą odtworzeń. Natomiast dla mnie prawdziwy start następuje wraz z trzecim numerem zatytułowanym „Heidrun”. Chociaż nadal nie jest to coś, co by mnie zaskoczyło w muzyce Szwedów, jednak zdecydowanie bardziej skoczny charakter sprawił, że już po pierwszym odsłuchu zapadł mi on w pamięć i moim zdaniem zdecydowanie bardziej nadaje się na koncerty niż poprzednie dwie kompozycje.
Dalsza część recenzji pod teledyskiem
Prawdziwym zaskoczeniem i najlepszymi momentami albumu są natomiast „Saxon and Vikings”, gdzie pojawia się wokalista Saxonu, Bill Byford oraz „Oden Owns You All”, gdyż to właśnie tutaj zostały najmocniej wyeksponowane zapowiadane elementy death metalu, dzięki czemu jest to najbardziej urozmaicona piosenka na albumie. Potem mamy do czynienia z kolejnymi mniej lub bardziej typowymi dla Amonów kawałkami, przez co nie mam żadnych wątpliwości, że te rzeczy, które najbardziej starają się zachować rozpoznawalne brzmienie są najmniej ciekawymi pozycjami na tym wydawnictwie.
Z tego powodu ubolewam strasznie nad tym, że „The Great Heathen Army” składa się raptem z dziewięciu piosenek, bo gdy materiał zaczyna się robić ciekawszy – między innymi za sprawą „The Serpent’s Trail”, w którym to wokalista używa swojego czystego głosu – nagle dobiega do końca. Dla mnie jest to album zachęcający do wysłuchania go więcej niż raz, bo z każdym kolejnym odsłuchem zyskuje, choć wówczas da się zauważyć, że mimo wszystko jest to dość bezpieczny materiał.
P.S. Szwedzi, wraz z Machine Head, 18 września wystapią w Polsce, w krakowskiej Tauron Arenie.
Ocena ( w skali od 1 do 10) 7 wikińskich toporów
🪓 🪓🪓🪓🪓🪓🪓
Grzegorz Cyga
Lista utworów:
1. Get In the Ring
2. The Great Heathen Army
3. Heidrun
4. Oden Owns You All
5. Find a Way or Make One
6. Dawn of Norsemen
7. Saxons and Vikings
8. Skagul Rides With Me
9. The Serpent’s Trail
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1