IKS

Alcest – „Les Chants de l’Aurore” [Recenzja]

alcest-les-chants-de-laurore-recenzja

Stéphane Paut to założyciel francuskiego zespołu Alcest. W swoich tekstach zwykle opisuje spirytualne doświadczenie, którego doznał będąc dzieckiem. Jest to grupa, która swoją twórczością wyjątkowo wpływa na emocjonalność i wnętrze odbiorcy. Sam padłem ich “ofiarą” i na wstępie się przyznam – jestem ich fanem. 21 czerwca tego roku wydali nową płytę – „Les Chants de l’Aurore”.

Ten francuski zespół czaruje mnie swoją muzyką już od ładnych paru lat. Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiło na mnie odsłuchanie po raz pierwszy „Spiritual Instinct” w 2019. Było to wręcz rewolucyjne doświadczenie, które ukształtowała mój gust na bardziej emocjonalną i klimatyczną muzykę. Pięć lat z wypiekami na twarzy czekałem na nowy album Neige i Winterhaltera i w końcu się doczekałem.

 

zdj. Andy Julia

 

Muzycznie nie ma tutaj w zasadzie niczego nowego czego wcześniej nam by już nie pokazali. Jest to klasyczny, alcestowy blackgaze – połączenie shoegaze i black metalu razem z nawiązaniami do duchowości i natury, a zwłaszcza południowej Francji i Japonii. Moją definicją blackgaze’u jest próba wyobrażenia co mogłoby się stać gdyby Darkthrone i Slowdive wyprodukowali wspólną epkę. Mielibyśmy tam pewnie dużo screamu i czystych wokali, tremolo z przesterem, ale też delikatne melodie na gitarach, spokojne i proste bity przeplatane ciężkimi blastami. Czy sprostali jednak moim oczekiwaniom? I tak, i nie.

Z jednej strony cieszę się, bo dostałem bardzo dobry album, piosenki wręcz płyną i ani się nie obejrzę, a już mija te czterdzieści pięć minut słuchania. Z drugiej, niestety brak tu jakiejś innowacji. Gdybym miał jakoś wytłumaczyć ogólny klimat tego krążka, to powiedziałbym, że jest to połączenie „Kodamy” i wspomnianego wcześniej „Spirutual Instinct”. Zatem niestety nie jest to nic nowego. Dalej daje wyjątkowe poczucie bezpieczeństwa, emocji, których wcześniej nie znałem i otwiera drzwi do całkiem innego świata, ale nie ma w nim powiewu muzycznej świeżości. I ten brak świeżości nie jest niczym złym! Płyta na pewno zabierze wszystkich słuchaczy w miejsca, które nawet im się nie śniły (tak samo jak każde wydawnictwo francuzów).

 

 

Każdy odbiorca z pewnością znajdzie tu coś dla siebie. Niektóre piosenki mają bardziej metalowe fragmenty, zwłaszcza te, w których Neige pokazuje swój scream. Inne są delikatne, spokojne i bardziej statyczne, np. „Réminiscence” – utwór zagrany w pełni na pianinie połączony z delikatnym głosem Neige. Bardzo do gustu przypadł mi ostatni kawałek – „L’Adieu”. Jest wręcz perfekcyjnym zwieńczeniem krążka,  bardzo uspokaja i daje efekt jak po skończeniu dobrego filmu.

Jest to po prostu świetna płyta Alcest, taka do której nas przyzwyczaili przez te kilkanaście lat działalności. Nie ma w niej niczego specjalnie odkrywczego, ale i tak warto jej posłuchać dla samego doświadczenia. Potem warto jest sprawdzić ich wcześniejsze wydawnictwa by zobaczyć jak ten zespół ewoluował. Doświadczyć jak przeszli z surowego „Souvenirs d’un Autre Monde” do tak dopracowanego krążka jakim jest „Les Chants de l’Aurore”.

 

Ocena 5/6

Mikołaj Narkun

 

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz