Jak ten czas leci. Mogłoby się wydawać, że Gorgonzolla to obiecujący zespół, który dopiero stawia swoje pierwsze kroki na polskim rynku muzycznym. Tymczasem jest to grupa, która nie tylko ma już wypracowany styl i oddaną rzeszę fanów, ale i świętuje właśnie pierwsze dziesięciolecie działalności. To świetny pretekst do zadania pytań na temat przeszłości i przyszłości zespołu, na które odpowiedział mi Michał Szatanowski, który jest w zespole gitarzystą i „Ekspertem” od tworzenia kompozycji.
Grzegorz Cyga: Czy nazwanie zespołu Gorgonzolla to celowy zabieg mający na celu zwrócenie uwagi odbiorcy, stworzenie mu jakiegoś wyobrażenia o wizerunku, by finalnie wywrócić go o 180 stopni, serwując poważne treści?
Michał Szatanowski: Ciekawa teoria, ale niestety, muszę ją obalić. Sama nazwa ‘’Gorgonzolla’’ powstała w czasach, gdy ja jeszcze nie byłem członkiem zespołu, a zespół nie był jeszcze prawdziwą kapelą z krwi i kości tylko bardziej projektem muzycznym, tworzonym przez Dominika i Bogusia. Nazwę Gorgonzolla wymyślił Dominik i o ile dobrze pamiętam, nie dorabiał on do niej dodatkowej teorii. Dominik po prostu uznał, że fajnie to brzmi, a ponieważ wówczas był pod dużym wpływem twórczości Rammstein, wymyślił, że pisownia nazwy zespołu będzie przez dwa „L”. Ciekawe jest to, że ludzie postrzegają nazwę Gorgonzolla jako śmieszkową i przez pryzmat tego założenia spodziewają się, że będziemy kolejnym zespołem grającym „comedy rocka”. OK kumam, poważny zespół nie może mieć nazwy wywodzącej się od sera pleśniowego, ale ja sam nigdy nie myślałem o Gorgonzolli jak o „serowej nazwie”. Dla mnie „Gorgonzolla” ze względu na jej pisownię to nazwa własna, która może oznaczać dla każdego coś innego. Na koniec dodam jeszcze tylko, że pomimo tego, że w naszej twórczości, jak sam zauważyłeś, jest dużo poważnych treści, to mimo wszystko nie brakuje w niej przestrzeni na odrobinę żartu. Wystarczy spojrzeć, chociażby na utwór ‘’Renata G.’’ lub ‘’Dziękujemy i przepraszamy’’. Więc może jednak ta Gorgonzolla to tylko głupi dowcip? (śmiech)
GC: Jak narodziło się motto „Poguj albo giń”?
MS: Motto „poguj albo giń” sięga czasów, gdy w zespole było jeszcze dwóch Szatanowskich. Część naszych fanów może nie wiedzieć, że w pierwotnym składzie Gorgonzolli, na gitarze basowej grał mój brat bliźniak, Jakub. I jeżeli pamięć mnie nie myli, to właśnie on wymyślił to hasło. Po marszowym rytmie w jednym z numerów, na próbie Dominik powiedział ‘’MASZERUJ ALBO GIŃ!”, co jest hasłem Legii Cudzoziemskiej, na co Kuba odpowiedział ‘‘POGUJ ALBO GIŃ!’’. Już dokładnie szczegółów nie kojarzę, ale na pewno Kuba wpadł na pomysł tego motta podczas jednej z naszych wczesnych prób, jeszcze na sali w Mystic Studio.
GC: Gorgonzolla świętuje dziesięć lat działalności. Co Twoim zdaniem spowodowało, że zespół jest aktywny już tyle czasu?
MS: Myślę, że składają się na to dwa czynniki. Po pierwsze Gorgonzolla to zespół przyjaciół. Nie jesteśmy jakąś tam grupą przypadkowych muzyków sesyjnych, którzy widzą się tylko w trasie i ewentualnie na próbach. Z większością członków zespołu znam się, już od naprawdę wielu lat, myślę, że zjedliśmy razem niejedną beczkę soli i przeżyliśmy wiele wspólnych chwil, zarówno dobrych jak i złych. To, co mnie osobiście trzyma w tym zespole to właśnie te relacje i wspólne doświadczenie, którego nie da się od kupić lub zdobyć idąc drogą na skróty. Przyznaję, że miałem myśli, aby przez te 10 lat odejść z zespołu, ale zawsze trzymała mnie ta atmosfera, ci ludzie, te relacje. Kolejna kwestia, która decyduje o trwałości Gorgonzolli to czysta miłości do muzyki. Oczywiście nie mogę się wypowiadać za wszystkich członków zespołu, bo każdy ma trochę inną motywację, ale jeżeli naszym paliwem byłyby kwestie finansowe lub sława albo jakieś inne pierdoły to już dawno byśmy zakończyli działalności.Uważam, że autentyczny fun z tworzenia muzyki to podstawa do tego, aby utrzymać zdrowe relacje w zespole.
GC: Dlaczego 10-lecie obchodzone jest teraz, a nie w 2019 roku, kiedy minęło 10 lat od założenia Gorgonzolli?
MS: Często w wywiadach powtarzamy, że nasz zespół ma niejako dwie daty powstania. Pierwsza data to rok 2009. To właśnie wtedy z inicjatywy Dominika i Bogusia została powołana do życia Gorgonzolla. Tak jak wspominałem wcześniej, Gorgonzolla wówczas nie była jeszcze prawdziwy zespołem, tylko bardziej projektem muzyczny, który funkcjonował tylko w internecie.
Działało to na takiej zasadzie, że Boguś był odpowiedzialny za muzykę, a Dominik za wokale i teksty. Chłopaki swoją twórczość rejestrowali w rodzinnym domu Bogusia w studio, które stworzył razem ze swoim ojcem. To właśnie wtedy powstały pierwsze demówki Gorgonzolli, które były wrzucane do sieci. Z czasem do zespołu zaczęli dołączać inni muzycy, którzy dogrywali się do kolejnych demówek, ale Gorgonzolla nie okazała się ich „domem” na dłużej. Funkcjonowało to w ten sposób, aż do momentu, w którym wyklarował się stały skład zespołu. W zespole byli wtedy: ja — gitara, Dominik — wokal, Boguś — druga gitara, Colin — perkusja, Kuba — bas. Zaczęliśmy grać pierwsze próby, a potem zamarzył nam się koncert. Ostatecznie udało nam się zgrać nasz pierwszy koncert w klubie Indecks siódmego kwietnia 2013 roku i to właśnie tę datę uznajemy za właściwą datę powstania zespołu
GC: Czy spełniłeś swoje ambicje z Gorgonzollą, czy jest coś, co chciałbyś z nią osiągnąć w przeciągu najbliższych 10 lat?
MS:To zabawne, bo z jednej strony jestem skłonny stwierdzić, że czuje się spełniony jako muzyk, z drugiej zaś nie. Gdy zaczynaliśmy pchać ten wózek zwany Gorgonzollą moim marzeniem było zagrać jakikolwiek koncert, albo napisać pierwszą piosenkę w swoim życiu. Teraz po dziesięciu latach okazuje się, że zagrałem mnóstwo wspaniałych koncertów w małych i dużych klubach, a także koncerty plenerowe w tym na największych festiwalach w naszym kraju. Miałem okazję poznać wielu ciekawych ludzi, prawdopodobnie gdybym nie grał w zespole, nie poznałbym mojej Żony (Pozdrawiam Kochanie). Ponadto dzieliłem scenę ze świetnymi muzykami i nagrałem dwie płyty, a w drodze jest trzecia. Także jak widać osiągnęliśmy z Gorgonzollą więcej, niż pierwotnie marzyłem. Z drugiej jednak strony uważam, że wciąż mam dużo pomysłów na muzykę. Chciałbym kiedyś z Gorgonzollą stworzyć album akustyczny albo chociaż EPkę. Marzy mi się również rozszerzenie brzmienia o inne instrumenty np. syntezator. Krótko mówiąc, dalej chce tworzyć z Gorgonzollą nową muzykę, eksperymentować i nie zamykać się na inne gatunki muzyczne.
Dalsza część wywiadu pod zdjęciem
GC: Co sądzisz o pierwszym od 23 lat występie Megadeth z Martym Friedmanem.
MS: Oczywiście jako fan Megadeth byłem absolutnie podekscytowany tym wydarzeniem. Marty to wybitny gitarzysta i to właśnie z jego udziałem Dave nagrał jedne z najbardziej kultowych płyt, ‘’Rust in peace’’ czy ‘’Countdown to extinction’’ to, już klasyki. Co do samego występu to podobało mi się to, że Dave podarował trochę więcej czasu scenicznego Martyemu i wykonali razem trzy utwory, w tym tytułowy numer z piątej płyty, który ostatni raz był grany na żywo, jakie się nie mylę w 2013 roku. Ogólnie cała ta sytuacja pokazuje jak dużym szacunkiem Dave darzy Martyego, ponieważ do tej pory nigdy nie zapraszał byłych członków zespołu na gościnne występy sceniczne. A mieć szacunek Mustaine’a to jednak niełatwe osiągnięcie, bo powszechnie wiadomo jak bardzo przerośnięte ego ma Dave i powszechnie wiadomo, że rzadko kiedy traktuje on innych muzyków na równi z sobą.
GC: Czy w przypadku Gorgonzolli wyobrażasz sobie podobne wystąpienie z byłymi członkami zespołu, np. na jubileuszowym koncercie?
MS:Na naszym najbliższym kwietniowym koncercie, pojawi się gościnnie Andrzej Szugiero, który w bardzo wczesnym okresie działalności zespołu grał na klawiszach. Andrzej podczas 10-lecia wesprze nas w kilku numerach i tutaj postawie kropkę, żeby nie zdradzać zbyt wiele.
GC: Czy za faktem, że wasz urodzinowy koncert odbędzie się w Prima Aprilis, kryje się jakieś drugie dno i szykujecie coś specjalnego lub mniej poważnego na tę okazję?
MS: Tak szczerze mówiąc to nie ma dla nas większego znaczenia, że 10-lecie odbędzie się akurat w Prima Aprilis, ale do koncertu pozostało jeszcze trochę czasu, więc może wykręcimy jakiś numer naszym fanom? (śmiech)
GC: 10-lecie aktywnej działalności to okazja do hucznego świętowania, rozłożonego w czasie czy raczej symbolicznego odnotowania, by po chwili skupić się na przyszłości, na przykład przygotowując nowy materiał?
MS: Jak pewnie wiesz na naszym FB w ramach świętowania, cyklicznie umieszczamy archiwalne zdjęcia z całego okresu działalności zespołu, które dodatkowo są okraszone anegdotami związanymi z tym obrazami. Ponadto jeszcze przed samym koncertem, w sieci pojawi się dokument z nami, w którym każdy z nas z własnej perspektywy opowiada co dla niego osobiście znaczy 10-lecie zespołu Gorgonzolla. Po samym już koncercie skupimy się na tworzeniu nowego materiału. Pomimo tego, że sam jestem sentymentalny, to paradoksalnie uważam, że nie ma co zbyt długo spoglądać w przeszłość.
GC: Mam wrażenie, że „Podróżnik” to na ten moment Wasz najcięższy numer, zarówno od strony tekstowej, jak i muzycznej. Możesz zdradzić czy w takim celu był on komponowany?
MS: Szczerze mówiąc to nie. Oczywiście gdy miałem, już pierwsze motywy gitarowe wiedziałem, w jakim kierunku podąży ten utwór, ale nie było żadnego założenia w stylu „to ma być najcięższy utwór w historii naszej twórczości”. Zresztą czy rzeczywiście jest najcięższy? Sam nie wiem. Wydaje mi się, że nie odbiega jakoś bardzo od naszej dotychczasowej twórczości i już wcześniej zdarzało nam się pisać ciężkie utwory (jak na nasze standardy) niemal pozbawione melodii jak np. ‘’Popiół’’. Ogólnie to zabawne jest to, że gdy dopiero zaczynaliśmy pisać materiał na trzecią płytę, to ja chciałem zrobić album właśnie lżejszy, bardziej piosenkowy, akordowy. Wygląda na to, że będzie wręcz odwrotnie. Mogę zdradzić, że w jednym z utworów szykownych na nową płytę pojawia się blasty co jest akurat nowością w naszej twórczości. Zresztą piękne w tym zespole jest to, że właściwe nie ograniczamy się w żaden sposób i jeżeli chcemy napisać utwór bardziej np. punkowy albo melodyjny, albo thrashowy, to po prostu tworzymy taki kawałek.
Dalsza część wywiadu pod teledyskiem
GC: Czy najnowsza płyta, którą promuje utwór „Podróżnik” ma być inna od poprze czy raczej będzie kontynuacją konsekwentnie wypracowanego stylu?
MS: Każda płyta jest trochę inna. Kiedyś trafiłem na takie porównanie, które uważam, że jest bardzo trafne, że albumy muzyczne są jak zdjęcia, tzn. są zapisem tego, co już było. Każdy z nas cały czas się zmienia i myślę, że zmiana ta jest widoczna w muzyce, którą tworzymy. Dlatego uważam, że nie da się nagrać dwa razy takiego samego albumu, zwłaszcza że na ogół proces tworzenia płyty jest długi, a w naszym przypadku trwa to kilka lata. Jeżeli jednak mam porównać nowy materiał do poprzednich płyt, to zdecydowanie jest mu bliżej do ‘’Konsumpcji’’. Nasza pierwsza płyta była raczej mało spójnym i niedopracowanym tworem. Wtedy dopiero zaczynaliśmy szukać swojego brzmienia i wszystko było dla nas nowe. Nie zmienia to też faktu, że kocham ten materiał i mam do niego olbrzymi sentyment. ‘’Konsumpcja’’ natomiast była już bardziej przemyślanym dziełem. Byliśmy bogatsi już o doświadczenie i wiedzieliśmy jakich błędów nie chcemy popełnić. Pod tym względem trzecia płyta będzie podobna do ‘’Konsumpcji’’, chcemy, żeby to był dopracowany materiał, nie spieszymy się z pisaniem. Wiadomo jednak, że różnice brzmieniowe oczywiście będą. Myślę, że będą one wynikały między innymi z przetasowań personalnych, które miały dawniej miejsce w zespole. Oczywiście nasza druga płyta została nagrana w składzie, w którym gramy obecnie, ale we wczesnym etapie pisania tego materiału, udział brali jeszcze Michał Hakenberg-Koter i Kinga Grądzka, dlatego myślę, że czuć część ich wrażliwości artystycznej na drugiej płycie, tak jak czuć wpływ Andrzeja i Kuby na „Eksploatowanych”. Na trzeciej płycie tego już nie będzie. Cały ten proces, od wczesnego pisania piosenek po późniejsze nagrywanie w studio, odbędzie się za pośrednictwem tych samych osób. No, chyba że coś się zmieni, ale z tego co mi wiadomo, to nie szykują się żadne zmiany w składzie zespołu. (śmiech) Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nasze nieskrępowane podejście do tworzenia, co sprawia, że nie boimy się eksperymentować.
GC: Czy od początku miałeś wizję na swoje brzmienie w zespole i grasz od lat na tym samym sprzęcie, czy dalej poszukujesz i Twoje instrumentarium się regularnie zmienia? Jednym słowem – na czym obecnie grasz ?
MS: Muszę się przyznać, że ja to w ogóle przez lata nie przykładałem dużego znaczenia do brzmienia. Dużo ważniejszy dla mnie był fun z samego grania i możliwość wyrażania siebie. Krótko mówiąc, przester i jazda! To są chyba po prostu błędy młodości, przez które każdy gitarzysta musi przejść, albo i nie. Ogólnie mam wrażenie, że dopiero od niedawna poświęcam dużo więcej uwagi mojemu brzmieniu i nie chodzi tu tylko o sprzęt, ale także o technikę gry. Co prawda żaden ze mnie wirtuoz, raczej absolutny przeciętniak, ale od jakiegoś czasu staram się bardziej świadomie wydobywać dźwięki ze swojego instrumentu. Po prostu staram się nie grać rzeczy zbyt trudnych dla mnie i grać w takich sposób, co według mojego uznania brzmi dobrze. Co do samego sprzętu to trochę się zmieniło, ale raczej nie jestem typem audiofila ,który ciągle poszukuje. Jak mi coś pasuje, to raczej zostaje ze mną na dłużej. Największa zmiana jak zaszła w moim sprzęcie to przejście z zestawu wzmacniacz lampowy plus kostki na multiefekt. Obecnie gram na starym już leciwym multiefekcie Line 6 POD XT live, chociaż w najbliższym czasie zamierzam się przesiąść na Mooera GE 300 albo na Helixa, bo w tym moim starym podzie, to już jednak guziki trochę się wyrobiły i czasami coś może nie wskoczyć (śmiech). Co do gitary to gram już od dluższego czasu na ESP LTD MFA-600 Matt Devries signature. Nie jestem jakimś wielkim fanem Lamb Of God, ale muszę przyznać, że dobrze leży mi ta gitarka w łapie i myślę, że pasuje do muzyki Gorgonzolli.
Rozmowę przeprowadził Grzegorz Cyga