IKS

In Flames – „Foregone” [Recenzja]

Czternasty album w dorobku Szwedów z In Flames został wyprodukowany we współpracy z prawdziwym dream teamem. Na producenta mianowano magika dźwięku Howarda Bensona, zdobywcę nagród Grammy, który jest odpowiedzialny za brzmienie najlepszych albumów P.O.D. W przeszłości współpracował także z Motörhead, Sepulturą czy Papa Roach. Za mastering również odpowiada również zdobywca nagród Grammy – Todd Jensen, czyli żywa legenda inżynierii dźwięku, który działał z The Eagles, Norah Jones, Green Day, Madonną czy Panterą. Z ciekawostek dodam, że „Foregone” to pierwszy album, na którym zagrał Chris Broderick (zastąpił on Niclasa Engelina) oraz pierwszy, na którym za wszystkie partie perkusji odpowiada Tanner Wayne.

Fani In Flames nie mają łatwego życia z zespołem. Przez trzy dekady swojego istnienia grupa decydowała się na przeróżne zmiany i eksperymenty. Potrafiła przekierować się na bardzo stonowane, komercyjne brzmienie, żeby na kolejnych wydawnictwach proponować coś zgoła ostrzejszego i bardziej konserwatywnego. Ostatni album In Flames mógł zdystansować fanów mrocznego brzmienia od jakichkolwiek oczekiwań, co do następnych produkcji zespołu. „Foregone” jest jednak potężnym uderzeniem.

 

Płytę otwiera „The Beginning of All Things That Will End”. Akustyczne intro z przesłaniem, którego pełen sens zrozumiemy wsłuchując się w tekst ostatniego utworu krążka. „State of Slow Decay” to utwór thrash/melodicmetalowy, chwilami w klimacie twórczości formacji Mastodon. „Meet Your Maker” jest natomiast propozycją związaną z bardziej nowoczesnym brzmieniem. W czasie udanego solo gitarowego kompozycję wypełnia prosta thrashowa perkusja. Dzieje się tu podobna rzecz, co w „Bleeding Out”, czyli crossover stylów. Melodyjny gitarowy pochód przechodzi swobodnie w death metal, by w refrenie powrócić na tory większej dozy przystępności i wokalnej aranżacji, która z pewnością zachęci widownię do wspólnego śpiewania z wokalistą Andersem Fridénem podczas występów na żywo.

 

Tym przede wszystkim jest album „Foregone”. Uważną i precyzyjną dawką mieszaniny różnych stylów, które łączy wspólna heavymetalowa estetyka. In Flames zapewnili naprawdę różnorodne brzmienia, nawiązali do starych czasów, jednocześnie pozwalając fanom, bardziej otwartym na nowe doznania, zaspokoić ich żądze świeżych dźwięków. Cięte riffy, melodyjne pochody, ciekawe solówki, precyzyjne brzmienie, dodatki elektroniczne oraz bardzo, bardzo dopracowane wokale.

 

 

Dwie części utworu „Foregone” nawiązują brzmieniowo do krążka „Whoracle”. „Foregone pt.1” to zagęszczona aranżacja, thrashowe bębny i riffy oraz melodeathowe wokale. W „Foregone pt.2” słychać z kolei bardziej melodyjne podejście (na końcu pojawiają się jeszcze akustyczne gitary). „Pure Light of Mine” przypomina natomiast popisy Alter Bridge. To lżejszy, bardzo przebojowy utwór, po którym otrzymujemy „In the Dark” – cięższy, deathowy kawałek w wersach, który zamienia się w melodyjną ucztę w refrenie. Chwilami słychać echa metalu progresywnego. Chwytliwy refren pojawia się także w „A Dialogoue in B Flat Minor”. A „Cynosure” zapewnia jeden z moich ulubionych riffów na tym albumie oraz wyeksponowaną, niezwykle melodyjną partię gitary basowej Bryce’a Paula. Zawiera również tekst doszukujący się sensu w „tym wszystkim”, by w „End the Transmission” dosadnie przypomnieć nam, że… sensu „w tym wszystkim” brak i czas na „zakończenie transmisji”.

 

Niezwykłą siłą In Flames jest warsztat Björna Gelotte, głównego gitarzysty grupy. Zapewnia on najlepsze riffy, pochody i solówki, jakie znajdziemy obecnie w heavy metalu. Jest niezwykle wszechstronnym muzykiem odpowiedzialnym za niewątpliwie wysoką jakość tej płyty. Wspomaga go były członek Megadeth i Act Of Defiance – Chris Broderick. Wywołany wcześniej Anders Fridén jest natomiast trochę jak Lem w oczach Philipa K. Dicka. Ciężko uwierzyć, że tak różnorodny warsztat dostarcza jeden człowiek. To musi być spisek.

„Foregone” to wydawnictwo zapadające w pamięć, bardzo dopracowane pod względem aranżacji piosenek, różnorodności ich konstrukcji, przebojowości gitar, jak i wokali. To z jednej strony kontynuacja bardziej melodyjnego kierunku w twórczości In Flames, a z drugiej – powrót do źródeł w niektórych fragmentach tej produkcji. Nie ma na „Foregone” słabego i niedopracowanego utworu. W każdym z nich bardzo wiele się dzieje, a słuchacz nie ma nawet chwili na głębszy oddech. Być może to wada tego albumu, że dzieje się na nim zbyt dużo i bywa, że jest zbyt intensywnie. Sam osobiście wolałbym, żeby In Flames decydowali się na więcej propozycji muzycznych w stylu otwierającego album „The Beginning of All Things”. Nie zmienia to jednak faktu, że ciężko będzie komukolwiek przebić ten album w kategorii najlepszy metalowy album roku.

 

Ocena [w skali szkolnej 1-6]: 6 ogni

🔥🔥🔥🔥🔥🔥

 

Paweł Zajączkowski

 

Lista utworów:

1. The Beginning of All Things

2. State of Slow Decay

3. Meet Your Maker

4. Bleeding Out

5. Foregone, Pt. 1

6. Foregone, Pt. 2

7. Pure Light of Mind

8. The Great Deceiver

9. In the Dark

10. A Dialogue in B Flat Minor

11. Cynosure

12. End the Transmission

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz