W drodze powrotnej do Gdańska z warszawskiego Frozen Sun Fest 2022, który odbył się dziewiątego lipca w klubie Progresja, stwierdziłem, że potrzebny jest wywiad z jego organizatorami. Na ten jednodniowy fest udało się zaprosić różnorodne gatunkowo i pokoleniowo kapele. Zagrali znajdujący się w niesamowitej formie i tuż po wydaniu chwalonego krążka “Cancer Culture” Decapitated. Czadu, również lirycznie, dali świętujący trzydziestolecie panowie z Illusion gromadzący sporą część publiki, która przyszła zobaczyć właśnie ich. Zaangażować w małą taneczną metalową rozróbę udało się kanadyjskiemu Get the shot, co stało się zasługą bardzo zaangażowanego frontmana grupy. Dodatkowo można było usłyszeć, jak grają i ruszają publikę w innych częściach świata. Kto zagrał jeszcze? Kontynuując kolejność lineupową – zespół From Today. Wcześniej warszawskie Noconcreto zaproponowało mieszankę rapceore’u i nu-metalu. Z kolei Sothoris zbierające pochwały publiczności zapewniło wizualne show w stylu Ghost czy Mudvayne. Synapsa, która udźwignęła otwarcie festiwalu gra z kolei bardzo nowocześnie i mocno trzymam za nich kciuki. Wszystkie te zespoły warto obserwować i wspierać.
Poniżej rozmowa z Krzysztofem Korolczukiem oraz Mateuszem Pędzichem – organizatorami Frozen Sun Fest 2022.
Paweł Zajączkowski (PZ): Cześć, Krzysztof i Mateusz! Gratuluję udanego festiwalu. Jak oceniacie zorganizowane przez siebie wydarzenie, jesteście zadowoleni? Co do poprawy na przyszły rok? Co Was zaskoczyło?
Krzysztof Korolczuk (KK): Pierwsza przerosła nasze oczekiwania. Oceny jakie słyszymy od ludzi, którzy uczestniczyli, także są mega pozytywne. Wynika z nich, że cały line-up się podobal, nie było słabych punktów. Zespoły wskazywały super atmosferę, klimat i przyjęcie. Na przyszły rok mamy jeszcze więcej pomysłów, ale najpierw musimy zdecydować tak naprawdę, czy przyszły rok się w ogóle odbędzie. Zaskoczyło nas to, że się udało, będąc kompletnymi laikami bez znajomości, zaangażować tyle osób i po prostu to zrobić. Dodatkowo, zaskoczył nas ogrom pracy, ale jak się wszystko zakończy, to zaczynasz za tą pracą tęsknić!
Mateusz Pędzich (MP): Jestem nawet bardziej niż zadowolony! Pomimo wszystkich błędów, które popełniliśmy, udało się wszystko spiąć! Pesymistyczne scenariusze się nie sprawdziły, ludzie dopisali i wyglądali na zadowolonych. Bo to był największy strach – będzie mało osób. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Jak Krzysiek wspomniał, zewsząd spływają bardzo pozytywne oceny oraz głosy, że zaczęło się oczekiwanie na drugą edycje. Zespoły również fajnie współpracowały, to było pierwsze takie nasze przedsięwzięcie na taką skalę i zastanawialiśmy się, jak to będzie wyglądać, ale ostatecznie strach miał tylko wielkie oczy. Jako, że wywiad odbywa się tuż po festiwalu, to nie mieliśmy jeszcze z Krzyśkiem czasu na naradę, podsumowanie wszystkiego, emocje dopiero opadają i los Frozen Suna dopiero będzie się klarować (śmiech), Mnie zaskoczyło ile kroków zrobiłem w dniu festiwalu, bo według apki na telefonie dobiłem do 19 km. W dodatku Progresja ma wszędzie schody!
PZ: Haha, to prawda, sam zrobiłem trochę kroków za potrzebą po piwo i tak dalej. Co Was skłoniło do chęci zorganizowania tego festiwalu?
(KK): Współdzielone marzenie, zaczęło się od jednego zdania “organizujemy festiwal”. Chęć zrobienia czegoś większego, nowego kanału dla zespołów aby mogły się szerzej zaprezentować. Sama decyzyjność nad formułą, line-up’em również była bardzo kusząca. Jest to praca twórcza, kreatywna, pomimo iż to artyści później występują na scenie.
(MP): Ja jestem niespełnionym muzykiem-amatorem, w dodatku od dawna intrygowało mnie jak wygląda organizacja koncertów “od kuchni” i gdy Krzysiek do mnie zagadał, czy bym nie chciał połączyć z nim sił… to długo nie myślałem. Chcieliśmy też zapełnić lukę w aglomeracji warszawskiej, bo teraz wszystko odbywa się poza stolicą, a jeszcze ładnych parę lat temu co roku odbywały się tu festiwale z muzyką rockową i metalową. Chcieliśmy stworzyć coś na co sami chętnie byśmy poszli.
PZ: Dlaczego klub Progresja? Wyszło świetnie, ale z czego wynikał wybór lokalizacji?
(KK): Najlepszy klub w Warszawie a może i Polsce, na początku festiwal miał się odbyć na scenie letniej, ale z uwagi na pogodę przenieśliśmy go do klubu (co okazało się wyśmienitym pomysłem). Wspominałem wcześniej, że nie mieliśmy wcześniej doświadczenia w organizowaniu eventów. Współpraca z Progresją zdjęła z nas wiele obowiązków, jak zapewnienie spełnienia wymagań riderowy’ch artystów, cateringu. To specjaliści, którzy robią to od lat. A jeżeli chodzi o samą Warszawę, brakowało tu festiwalu takiej rangi, z szerokim wachlarzem artystów. Była nisza, wypełniliśmy ją!
(MP): Przede wszystkim Progresja od jakiegoś czasu nie jest już tylko klubem, ale również sceną na otwartym powietrzu zwaną Letnią Sceną Progresji. Gdy zaczęliśmy wszystko planować, to była jesień 2021 roku, dookoła obostrzenia, niepewność, czy w ogóle będzie można organizować jakiekolwiek koncerty i chcieliśmy rozegrać to bezpiecznie, więc scena letnia miała zapewnić nam komfort, że pandemia nie pokrzyżuje nam planów. Dodatkowo jako bywalcy koncertów wiedzieliśmy, że to po prostu świetne miejsce, zarządzane przez profesjonalistów. I teraz przekonaliśmy się o tym również od strony organizatorskiej. Współpraca z Progresją to był strzał w dziesiątkę, bo jak już to podkreślił Krzysiek, nasze doświadczenie było bliskie zeru, przynajmniej jeśli chodzi o taką skalę wydarzenia, a ekipa klubu zdjęła z nas lwią część obowiązków. Tutaj pragnę serdecznie pozdrowić i podziękować jeszcze raz całej ekipie Progresji, przede wszystkim Prezesowi Markowi, Waldkowi i Karolowi, bo dzięki nim nauczyliśmy się naprawdę wiele i co było niezmiernie miłe, od początku traktowano nas… jakby to powiedzieć, normalnie? Pomimo, że nasze portfolio było bardzo ubogie. Jako organizator który zobaczył teraz jak to wygląda w Progresji od kuchni, chylę czoło przed całą ekipą, bo wszyscy – technicy, ochrona, barmani, catering, osoby dbające o porządek i wiele, wiele więcej – wszyscy są po prostu profesjonalistami przez duże “P”.
PZ: Kto przygotował logo festiwalu? Robi wrażenie. W bardzo fajnym stylu przygotowaliście merch.
(KK): Współpracujemy tylko z najlepszymi, na key-visuals festiwalu ogłosiliśmy konkurs i wygrała najlepsza propozycja według nas. Autorką tych grafik jest Małgorzata Mroczek.
(MP): Tak jest, jak zobaczyliśmy propozycję to byliśmy jednomyślni, urzekła nas główna grafika i logo. Niektóre elementy na pewno zostaną z nami na dłużej, bo są genialne. A co do merchu, od początku chcieliśmy, by był dobrej klasy i fajnie się prezentował. Zostało nam jeszcze trochę koszulek jakby ktoś zapragnął takową mieć w kolekcji.
PZ: No dobrze, to oczym myślicie tak ostrożnie na przyszły rok? Jak sami wspominacie, sporo osób trzyma kciuki za kontynuację.
(KK): Jest kilka nowych pomysłów, aby powiększyć macki festiwalu. Napewno chcielibyśmy przebić pierwszą edycję. Jeszcze lepszy line-up, więcej atrakcji, więcej współpracy z patronami i inicjatywami pobocznymi. I na pewno ciągle blisko z publicznością, nie zamierzamy się ukrywać i być “Frozen Sun Fest” bez twarzy. Kazdy moze wejsc z nami w interakcje i zaproponować swój wkład, aby razem budować festiwalową społeczność.
(MP): Przede wszystkim musimy stwierdzić, że chcemy następnej edycji. Ale snucie planów już trwa jakiś czas, jak to bywa, chcemy by Frozen Sun Fest vol. 2 był jeszcze ciekawszy. Chcemy, by było nas po prostu więcej wszędzie, bo nadal nasza rozpoznawalność nie jest taka, jakiej byśmy sobie życzyli. Nadal będziemy raczej trzymać się wielu konwencji, które stosowaliśmy do tej pory, bo wspominaliśmy o tym w wielu miejscach – to impreza od fanów dla fanów. I staraliśmy się to podkreślać, że po drugiej stronie są po prostu normalne ziomki, co też chodzą na koncerty małe i duże. Na pewno nie zrezygnujemy z dawania szansy zespołom mało znanym, bo uważamy, że mieszanie kapel w taki sposób, jak to zrobiliśmy ostatnio, to bardzo fajna formuła, chociaż nie zawsze doceniana, wiele osób domaga się po prostu samych gwiazd. A jakby tak wybiec w przyszłość jeszcze bardziej, jeśli wszystko będzie się spinać, ludzie będą kupować bilety… to może impreza nie będzie już tylko jednodniowa? Ale to nadal odległa wizja, na razie skupimy się na jednym, ale solidnym dniu.
PZ: Jak oceniasz kondycję gitarowego grania w Polsce w kontekście wsparcia zespołów, które ewidentnie mają potencjał, talent, ale należy pomóc im zdobyć większą popularność?
(KK): Osobiście mam wrażenie, że na większych koncertach, ciagle grają te same zespoły. Nic im nie umniejszając ale ciężko jest zobaczyć coś nowego, świeżego. Dziewięćdziesiąt procent zespołów dokłada do grania bardzo dużo, sami organizują koncerty, sami się promują, sami nagrywają płyty. Robią to tylko z pasji i zbierają wspaniałe wspomnienia. Myślę, że wsparcie jest raczej średnie. Nie sądzę, aby wynikało to z niczyjej złej woli. Jeżeli natomiast komuś się udaje żyć z muzyki to tylko pogratulować i się z tego cieszyć!
(MP): Ja mam wrażenie, że jak nie przebijesz się teraz w sieci, to popularności za bardzo nie zyskasz, niestety. I bywa tak, że na koncert przychodzą głównie znajomi. Wiele osób też nie stara się odkrywać nowej muzyki, dobrze im z tymi samymi zespołami od wielu, wielu lat. Trzeba po prostu zapraszać mniej popularne zespoły na support tych trochę bardziej popularnych, a potem przyjść na sam początek koncertu. I warto też kupić jakiś merch!
PZ: Co radzisz zespołom, które chciałyby wypłynąć na szersze wody, ale utknęły w sali prób i przed komputerem nagrywając pierwszy materiał?
(KK): Energia i autentyczność. Czasem kuszące może się wydawać powielanie czyjejś drogi i może się to udać. Jest to ok jeżeli naprawde to robisz bo to czujesz, a nie zależy Ci na zdobyciu szybkiej rozpoznawalności, gdyż akurat w tym momencie dany gatunek jest popularny. Co do energii, mam tu na myśli energię na scenie, jest to też powiązane z autentycznością. Jeżeli na scenie wyglądasz tak, jakby Twoja muzyka Ci się nie podobała to w jaki sposób miałaby się podobać publiczności? Baw się muzyką, uzewnętrznij energię, skacz, biegaj, tańcz. Przekazuj energię. Nawiązuj relacje z innymi zespołami, wspierajcie i promujcie się nawzajem.
(MP): Zgodzę się z Krzyśkiem, ale dodam też, by nie brakowało odwagi. Dostaliśmy naprawdę dużo zgłoszeń na pierwszą edycję Frozen Sun Fest, przesłuchaliśmy po trochu każdej kapeli i wybór nie był prosty. Część z nich pewnie przesłuchamy ponownie myśląc o kolejnej edycji. I tutaj pojawiła się ta odwaga – napisali do nas, nie mieli nic do stracenia, a wiele do zyskania. Ale dodam też, by te wiadomości jednak pisać w odpowiedni sposób, bo dostaliśmy całą masę maili z jednym zdaniem i linkiem do jednego kawałka. Nie tędy droga, bo tak tylko tracicie czas. Taki mail to jest wizytówka zespołu, pierwsze wrażenie, a jak wiadomo to jest często kluczowe, szczególnie w tej branży. Przede wszystkim jednak, trzeba grać koncerty, im więcej tym lepiej, trzeba dać się usłyszeć na żywo i zapamiętać! Sprawić, by jedna osoba poleciła zespół drugiej, a ta druga trzeciej i tak dalej. No i ciesz się tym co robisz, niech sprawia ci to masę radości!