IKS

Foals – „Life is Yours” [Recenzja], dystr: Warner Music Polska

foals-life-is-yours-recenzja

Na liście moich ulubionych zespołów XXI wieku z pewnością wysoko umieściłbym brytyjskie Źrebięta. Ciężko, żeby było inaczej. Naprawdę trudno się nie zakochać w ich melodyjnych utworach, których w dorobku mają naprawdę sporo. Wystarczy zobaczyć muzyków na żywo. Zestaw sprawdzonych „killerów” gwarantowany.

Z tego wstępu możecie się domyślać, że na „Life is Yours”, siódmy studyjny album formacji Foals, czekałem z wypiekami na twarzy. To bez wątpienia najbardziej popowy album, jaki kiedykolwiek stworzyliśmy – w ten właśnie sposób najnowsze dzieło opisał lider grupy Yannis Philippakis. Nic dodać, nic ująć. Już utwory promujące zwiastowały, że „Life is Yours” będzie zdecydowanie tanecznym krążkiem. I tak w rzeczywistości jest. W skrócie: przechył bardziej w stronę syntezatorów niż mocniejszych riffów. Żeby nie było – nie jest to zarzut. W „Wake Me Up” czy „2001” funkowa pulsacja jest niczym miód na uszy. Głowa sama się kiwa, a biodra idą w ruch. Te kompozycje zdecydowanie przyjęły się koncertowo – byłem tego świadkiem na tegorocznym Orange Warsaw Festival. Zwłaszcza skandowany refren w „Wake Me Up” sprawdza się na żywo.

 

Świetny jest „2am”. Czyż ta gitara pięknie tu nie „plumka”? Nawet „Looking High”, do którego z początku miałem nawet pewne obiekcje, ostatecznie mnie do siebie przekonał, urzekł wakacyjnym klimatem i łagodnym śpiewem Philippakisa. Nie sposób doczepić się do tytułowego otwieracza z tymi wszystkimi „przeszkadzajkami” w tle. Wydawałoby się więc, że fabryka hitów prosperuje bardzo dobrze, wręcz idealnie. Czy tak w rzeczywiście jest? Otóż nie.  Przysłowiowe „schody” zaczynają się w drugiej części „Life is Yours”. Niestety, czuć, że muzykom zabrakło ciekawych pomysłów. Brakuje na „Life is Yours” różnorodności. Nie ukrywajmy, że to była ogromna siła Foalsów na dwóch ostatnich albumach. Podczas ich słuchania ciężko było się nudzić, bo człowiek nie wiedział, czego może się spodziewać po każdym kolejnym numerze. „Flutter” – o zabarwieniu afrykańskim – powoli się rozkręca, pojawia się fajna gitara, ale… uważam, że można było z niego wycisnąć więcej. Niewykorzystany potencjał? Oj, zdecydowanie. „Under the Radar” to natomiast zupełne nieporozumienie. Brzmi po prostu jak odrzut, który mógłby ewentualnie znaleźć się na stronie B singla, a nie na pełnowymiarowym albumie. Nie przykuwa uwagi i szybko o nim zapomniałem – jednym uchem wleciał, drugim wyleciał. Tyle go „widzieli”.

 

Z końcówką „Life is Yours” jest właśnie taki problem. Kompozycje są, tak naprawdę, na jedno kopyto. Trudno je od siebie odróżnić. Dobrze, że trochę więcej świeżego powietrza wprowadza na chwilę dynamicznie-taneczny „The Sound”, ale zaraz pojawia się zamykający, mocniej psychodeliczny „Wild Green”, który mnie… lekko uśpił. I zostawił z poczuciem niedosytu.

Gdyby cały album był tak dobry, jak pierwsze single, które zostały udostępnione przed premierą „Life is Yours”, to końcowa ocena pewnie zakręciłaby się może i nawet koło „dziewiątki”. Niestety, druga część albumu to znaczna obniżka lotów. Nie będę tego ukrywał, ale… nie byłem na to przygotowany. Z bólem serca muszę napisać, że po serii bardzo dobrych, a nawet i wręcz wybitnych („What Went Down” ubóstwiam, gdyby ktoś pytał) albumów, przyszła pora na solidne potknięcie. Na szczęście, kilka numerów ratuje całą sytuację i nie mamy do czynienia z prawdziwą katastrofą. Foalsi są obecnie na zakręcie – oby tylko jak najkrócej.

 

Ocenam (w skali od 1 do 10) 7 zdziwionych minek
😱 😱 😱 😱 😱 😱 😱

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

 

1. Life Is Yours
2. Wake Me Up
3. 2am
4. 2001
5. (summer sky)
6. Flutter
7. Looking High
8. Under The Radar
9. Crest of the Wave
10. The Sound
11. Wild Green

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉  bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz