IKS

Helloween (+ Beast in Black) | 28.10.2025 | Katowice, Spodek | org. Knock Out Productions [Relacja Tekstowa]

Helloween-relacja

Zazwyczaj, gdy odwiedzam kultowy katowicki Spodek przy okazji jakiegoś wydarzenia kulturalnego, wychodzę z niego w pełni usatysfakcjonowany. Pewnie to po części zasługa samej atmosfery tego miejsca, które – jako część mojego rodzinnego krajobrazu – ma dla mnie szczególne znaczenie, ale też i artystów, którzy na tej scenie występują. Wczoraj do tej listy dopisał się Helloween, świętujący w Katowicach swoje okrągłe 40. urodziny. Był to wieczór, który jeszcze długo pozostanie żywy w pamięci fanów.

Deszczowa aura nie oszczędziła nikogo w drodze do Spodka, ale nikt nie tracił humoru. Standardowo zajrzałem do stoiska z merchem. Kolejka była spora, lecz ceny, jak na koncertowe realia, całkiem przystępne. Koszulki po 170 zł, bluzy po 300 zł – nie było więc dużego powodów do narzekań. Zakup odłożyłem jednak na później, bo chciałem zobaczyć supportujący Niemców zespół Beast in Black. Wczesne wejście na płytę okazało się strzałem w dziesiątkę. Udało mi się zająć świetne miejsce w rogu wybiegu, z którego później mogłem podziwiać gitarowe popisy muzyków Helloween.

 

Zanim rozpoczęła się właściwa uczta, na scenie pojawił się aperitif w postaci wspomnianego Beast in Black – fińsko-grecko-węgierskiej formacji. Publiczność była podzielona: część bawiła się doskonale, część niecierpliwie czekała na gwiazdę wieczoru. Mnie ich występ wydał się nieco zbyt cukierkowy i mocno wspomagany taśmą, ale nie można odmówić im energii i zaangażowania. Warto wspomnieć, że tydzień wcześniej grupę opuścił gitarzysta Kasperi Heikkinen, a w jego miejsce dołączył Daniel Freyberg, znany z Children of Bodom. Jak zdradził frontman Yannis Papadopoulos, nowy członek zespołu nauczył się całego materiału w zaledwie cztery dni, a katowicki występ był jego scenicznym debiutem na trasie.

 

 

Podczas godzinnego seta Beast in Black zaprezentowali przekrój przez wszystkie trzy albumy, zaczynając od singlowego „Power of the Beast” – wybuchowej mieszanki heavy metalu i synthpopowej elektroniki rodem z anime lat 80. Cała estetyka grupy konsekwentnie utrzymana była w tej stylistyce. Wokalista skutecznie nawiązywał kontakt z publiką, a między utworami ogłoszono, że czwarty album jest już na finiszu produkcji. Zespół zapowiedział również powrót do Polski w listopadzie przyszłego roku – tym razem do gliwickiej PreZero Areny. Czy uda im się ją wypełnić? Trudno powiedzieć, choć towarzyszyć im ma Sonata Arctica. Czas supportu minął szybko, a po zejściu muzyków ze sceny pojawiła się zasłona z charakterystycznym logo Helloween.

 

Około 20:30 z głośników popłynął „Let Me Entertain You” Robbie’ego Williamsa – symboliczna zapowiedź tego, co miało nadejść. Gdy kurtyna opadła, na ekranie rozbłysły grafiki wszystkich albumów zespołu. „March of Time” otworzył koncert z potężnym uderzeniem. Chwilę później na scenie pojawił się Keeper, zapowiadając wielowątkową podróż przez cztery dekady twórczości. Epicki „The King for a 1000 Years” zachwycił rozmachem i wizualizacjami, choć momentami w miksie ginęły solówki gitarowe. To jednak drobiazg przy energii, jaką duet wokalny Michael Kiske i Andi Deris wlał w scenę.

 

zdj. Szymon Pęczalski

Z uśmiechem powitali śląską publiczność, żartując przed „Future World”, że zapowiedzą jego autora – Markusa Grosskopfa. Po chwili na wybiegu sceny pojawił się jednak Kai Hansen, witany gromkimi brawami. Z najnowszego albumu „Giants & Monsters” usłyszeliśmy „This is Tokyo”, którego refren fani odśpiewali chóralnie, a oprawa wizualna w stylu cyberpunkowego Tokio dodała mu charakteru. „We Burn” w wykonaniu Derisa rozgrzało publiczność jeszcze bardziej, a „Twilight of Gods” z pierwszego „Keepera” wywołał euforię.

„Ride the Sky” w interpretacji Hansena czy świeży „Into the Sun” podtrzymywały dynamikę koncertu. Chwilę później przyszła pora na nastrojowe „Hey Lord!” i wzruszające „Universe (Gravity for Hearts)”, którego tekst wyświetlał się na ekranie. Głos Michaela Kiske nadal imponuje – czysty, donośny, nienadgryziony czasem. Utwór zakończyły owacje dla kompozytora Saschy Gerstnera. Następnie Deris zapowiedział „Hell Was Made in Heaven”, który, jak podkreślił, jest jego ulubionym utworem skomponowanym przez Grosskopfa. Dla mnie – jeden z najbardziej przebojowych momentów wieczoru.

 

 

Po tym energetycznym fragmencie scenę opanował perkusista Daniel Löble, prezentując imponujące solo. Niestety, przejście w „I Want Out” nie wyszło idealnie – przez moment zgasły gitary. Mała wpadka, lecz szybko opanowana. Gdy światła przygasły, na wybiegu pojawiły się dwa krzesła barowe. Kiske rozpoczął akustyczny „Pink Bubbles Go Ape”, po czym dołączył do niego Deris w „In the Middle of a Heartbeat”. Następnie zamienili się rolami przy „A Tale That Wasn’t Right”, w drugiej części którego dołączył cały zespół. Piękną solówkę zagrał Michael Weikath – może nieco w cieniu, ale w formie doskonałej.

 

Po chwilowej melancholii wróciła energia za sprawą „A Little is a Little Too Much”. Zanim jednak wybrzmiał, wokaliści żartowali, czy inspirował go bardziej Kiss, czy Scorpions. Dla mnie odpowiedź jest prosta – Scorpions. Podstawową część koncertu zamykały „Heavy Metal (Is the Law)” i monumentalny „Halloween”, który był prawdziwą muzyczną ucztą i pokazem mocy zespołu.

 

 

Na bis Helloween nie kazał długo czekać. Po krótkim intro „Invitation” rozbrzmiało „Eagle Fly Free”, a następnie „Power”, z pasją wykonany przez Derisa. Finałowy „Dr. Stein” był czystą radością – w stronę publiczności poleciały wielkie balony, które fani odbijali z powrotem na scenę. Zabawa udzieliła się wszystkim. Zespół zakończył koncert kilkoma linijkami „Keeper of the Seven Keys”, symbolicznie zamykając ten jubileuszowy wieczór.

 

Trudno było opuścić Spodek bez uśmiechu. Helloween świętuje 40-lecie w znakomitej formie – z nowym, udanym albumem, świetną atmosferą i zespołową chemią, której można im tylko pozazdrościć. To marzenie, które zaczęło się od trasy „Pumpkins United”, trwa nadal i oby trwało jak najdłużej. Jeśli Niemcy wrócą do Polski, a wrócą na pewno, nie warto tego przegapić. Mnie do ponownej wizyty w Spodku zachęcać nie trzeba. Po koncercie można było jeszcze upolować coś z merchu, a obok kręcili się muzycy Beast in Black, jak zapowiadali wcześniej ze sceny. Dzięki temu moja kolekcja koncertowych pamiątek znów urosła.

 

Szymon Pęczalski

 

Setlista:

  1. March of Time
  2. The King for a 1000 Years
  3. Future World
  4. This is Tokyo
  5. We Burn
  6. Twlight of the Gods
  7. Ride the Sky
  8. Into the Sun
  9. Hey Lord
  10. Universe  (Gravity for Hearts)
  11. Hell Was Made in Heaven
  12. Daniel Löble’s Drum Solo
  13. I Want Out
  14. Pink Bubbles Go Ape
  15. In the Middle of a Heartbeat
  16. A Tale That Wasn’t Right
  17. A Little Is a Little Too Much
  18. Heavy Metal (Is the Law)
  19. Halloween
  20. Eagle Fly Free
  21. Power
  22. Dr. Stein
  23. Keeper of the Seven Keys

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz