Kiedy po latach milczenia Proghma-C prezentuje „Equation Toxic A”, słuchacz dostaje coś więcej niż zestaw utworów – otrzymuje opowieść dźwiękową, która wciąga, prowokuje i zostaje z człowiekiem długo po ostatnich dźwiękach. To płyta fenomenalna i aż trudno pojąć, dlaczego w mediach muzycznych nie budzi większego echa. Choć materiał powstał dziewięć lat temu, zupełnie nie słychać upływu czasu – brzmi świeżo, aktualnie, jakby powstał dziś. To muzyka wymagająca, ale jednocześnie fascynująca i hojnie nagradzająca słuchacza za cierpliwość oraz uważność.
Ogromną rolę w odbiorze albumu odgrywa wokal Patryka Zwolińskiego, znanego choćby z Blindead23. Jego głos nadaje muzyce głębię i melancholię, ale też pazur tam, gdzie trzeba. W spokojniejszych momentach potrafi być subtelny i liryczny, a w kulminacjach – potężny, pełen ekspresji, dorównujący monumentalnym partiom instrumentalnym. W pierwszym utworze „Oceanic” pojawia się fragment, w którym Zwoliński brzmi jak Eddie Vedder – i to w najlepszym możliwym znaczeniu: jako naturalny, emocjonalny rezonans. Dzięki temu jego wokal staje się czymś więcej niż tylko linią melodyczną, jest pełnoprawnym instrumentem, który prowadzi narrację. Pozostali muzycy również wykonują tu znakomitą pracę: gitary, sekcja rytmiczna i elektroniczne detale tworzą aranżacje gęste, bogate, a jednocześnie przejrzyste. Każdy dźwięk wydaje się przemyślany, co świadczy o ogromnej świadomości artystycznej zespołu.

„Oceanic” to monumentalne otwarcie – powolne zanurzenie w bezkres. Początkowo spokojne i przestrzenne, oparte na ambientowych tłach, stopniowo narasta i gęstnieje, aż przeistacza się w potężną falę. To doskonałe wprowadzenie w świat albumu i jasny sygnał, że Proghma-C nie boi się ambicji ani rozbudowanych form.
„Stay” stanowi kontrast – najbardziej intymny moment płyty, skupiony na wokalu. Instrumentarium schodzi tu na dalszy plan, tworząc delikatne tło dla emocji, które opowiadają o tęsknocie, potrzebie obecności i próbie zatrzymania tego, co ulotne. To chwila wytchnienia między monumentalnym otwarciem a dramatycznym finałem. „Inexplicable Breakdowns” domyka całość. Utwór pulsuje napięciem – raz zawieszony w ciszy, raz eksplodujący ścianą dźwięku. Gitary i perkusja prowadzą narrację pełną kontrastów, a wokal doskonale wpisuje się w jej rytm, dodając dramatyzmu i emocjonalnej intensywności. To muzyczna ilustracja kryzysu i pęknięć, po której pozostaje wrażenie katharsis, ale też pewnego niedopowiedzenia.
Album brzmi jak dzieło długo dojrzewające, a jednocześnie w pełni współczesne. Każda warstwa ma tu swoje miejsce: potężne riffy, subtelne efekty przestrzenne, wokalne niuanse. To muzyka, która nie szuka prostych refrenów ani przebojowych schematów, lecz nagradza uważność bogactwem detali i emocji. „Equation Toxic A” to trzy rozdziały jednej opowieści – od oceanicznego zanurzenia, przez intymne zatrzymanie, aż po dramatyczne załamanie. Zespół nie podąża za trendami ani kalkulacją; idzie własną drogą: konsekwentną, dojrzałą i odważną.
„Equation Toxic A” to powrót, na który naprawdę warto było czekać: ambitny, szczery i pełen emocji. W mojej ocenie — jedno z najciekawszych wydawnictw ostatnich lat. Album absolutnie fenomenalny, który zasługuje na znacznie większą uwagę. Brawo, Panowie!
Ula Skowrońska-Malinowska
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych i cyfrowych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek.
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Facebook
Instagram