IKS

Ben Gordon (Parkway Drive) [Rozmowa]

PD-rozmowa

Zwani australijskimi gigantami metalcore’u (choć od lat przekraczający granice gatunku) Parkway Drive po sześciu latach powracają do Polski z absolutnie wyjątkową (pod wieloma względami przebijającą wszystko to, co mogliśmy zobaczyć wcześniej) jubileuszową, celebrującą 20-lecie zespołu trasą koncertową i słowo daję – jest to wydarzenie z gatunku tych, których nie można przegapić (zespół wystąpi 10 listopada w łódzkiej Atlas Arenie – organizatorem koncertu jest Winiary Bookings). Czy to rzeczywiście największa i najlepsza produkcja, jaką kiedykolwiek zrobili? Czego możemy się spodziewać? Jak to jest grać na bębnach podczas przejażdżki kolejką górską? Co skłoniło ich do wprowadzenia elementów niemalże kaskaderskich do występów? Dlaczego pojawili się w National Geographic i co mają z tym wspólnego Chris Hemsworth oraz Ed Sheeran? O tym, między innymi, jak również o niestereotypowym, fantastycznym (i jak się okazuje bardzo skutecznym!) podejściu do życia i muzyki, najnowszym utworze Sacred i perspektywach na nowy album – opowiedział mi Ben Gordon, perkusista formacji.

 

Magda Żmudzińska: Już za moment rozpoczynacie europejską część Waszego wyjątkowego, jubileuszowego touru. Wystartowaliście z nim jesienią zeszłego roku w rodzimej Australii. Po tamtych domowych, inaugurujących wszystko gigach, rozmawiałam z Winstonem, który powiedział mi wówczas: „To dosłownie najlepsze koncerty, jakie kiedykolwiek zagraliśmy, najlepsza trasa, jaką kiedykolwiek przygotowaliśmy.” Zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?

 

 

Ben Gordon: Jak najbardziej! Wiesz, przez te dwie dekady zrobiliśmy wiele tras, ale myślę, że ta zdecydowanie jest najlepszą, jaką przyszło i udało nam się zorganizować. Włożyliśmy w nią mnóstwo pracy, całą swoją wiedzę i umiejętności, jakie na przestrzeni tych lat zdobyliśmy i połączyliśmy to w jedną, komplementarną, wykraczającą poza wszystko to co dotychczas całość. To naprawdę niesamowite doświadczenie. Wspomniane przez Ciebie australijskie gigi miały taką energię i spotkały się z takim przyjęciem, że to też przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Jesteśmy bardzo podekscytowani faktem, że możemy to wszystko zabrać teraz do Europy. Przyjeżdżamy tu od 2006 roku, a więc prawie od samego początku. Stary Kontynent jest zatem dla nas w pewnym sensie drugim domem – tak się tu zawsze czujemy i szczerze uwielbiamy tu wracać.  No i cieszymy się, że będziemy mogli Wam pokazać, do czego jesteśmy zdolni.

 

 

MŻ: To nie raz już nam tu zademonstrowaliście. Wasze koncerty – a w ostatnich latach mam szczęście uczestniczyć w nich dość regularnie – to jest dla mnie absolutna top liga, jeżeli więc mówisz, że teraz wchodzicie na jeszcze wyższy poziom, to zaczynam się bać… (śmiech)

 

 

BG: I słusznie! (śmiech) Wiesz, to będzie ukoronowanie naszej całej 20-letniej kariery zamknięte w jednym wieczorze, jednym show. To gigantyczna i absolutnie szalona produkcja. Możemy obiecać, że w setliście pojawią się zarówno najstarsze, jak i najnowsze utwory i mnóstwo tego, co pomiędzy. Będzie i arenowo, z rozmachem, ale będzie też i intymnie…Nigdy nie zgubiliśmy w sobie tego pierwotnego ducha zespołu stającego z ludźmi twarzą w twarz.

 

Plakat zbliżającego sie koncertu Parkway Drive w łódzkiej Atlas Arenie/ koncert organizuje Winiary Bookings

 

MŻ: Nie sposób się nie zgodzić, macie fenomenalny kontakt z publicznością i w ogóle – z fanami. Zakładam, że na koncertach nie zabraknie Twojego numeru popisowego. Niedawno podzieliliście się w social mediach filmikiem, na którym Gabe (Helguera -przyp. red.) z I Prevail próbuje grać na bębnach – jak Ty, podczas każdego występu – obracając się i będąc do góry nogami. Z tego co widzimy – nie było łatwo! Nie dziwię się. Choć obręcz nie kręci się w aż takim tempie, to jednak jest to dla mnie trochę jak próba skupienia się na grze na instrumencie wymagającym koordynacji nóg, rąk i oczywiście głowy podczas jazdy kolejką górską (na którą nawiasem mówiąc nie ma opcji żebym wsiadła) …

 

 

BG: Wiesz, co zabawne ja też nie znoszę rollercoasterów i tych wszystkich innych ustrojstw, od których wariuje błędnik, serio! Tak że jakby co to też nie wsiadam, zostaję z Tobą na ziemi. (śmiech) Ale granie do góry nogami na perkusji, o dziwo, zupełnie mi nie przeszkadza. To mogę robić codziennie. I nie zraziło mnie do tego nawet to, gdy np. ostatnio zdarzyła nam się usterka podczas jednego koncertu w USA i gdy cała klatka zacięła się w momencie, gdy wisiałem głową w dół. Spędziłem w tej pozycji kilka minut, cały czas grając i kątem oka obserwując naszą ekipę techniczną, która na tyłach próbowała ogarnąć sytuację i ściągnąć mnie z powrotem na dół, i nie powiem – trochę się zgrzałem, fakt, ale nie wyobrażam już sobie, abym miał tego nie robić.

 

 

MŻ: Podziwiam, niezmiennie! A skoro jesteśmy już przy temacie to wyjaśnijmy (bo geneza tego numeru bywa różnie interpretowana) – co zainspirowało Cię do tego, żeby ten wyglądający bezsprzecznie imponująco, ale jednocześnie nieco kaskadersko i niebezpiecznie element, wprowadzić na stałe do Waszych koncertów? Niekoniecznie chodziło tu o puszczenie oka do innych zespołów, które stosowały podobne rozwiązania – w końcu wynieśliście tę sztukę też na zupełnie inny poziom – a za całą koncepcją stał… teledysk, zgadza się?

 

 

BG: Dokładnie tak, wszystko wzięło się od klipu, jaki nagrywaliśmy do utworu Crushed i do którego mieliśmy koncepcję obracającej się grawitacji. Zrealizowaliśmy to za pomocą sztuczki z kamerą. Stworzyliśmy pokój, który odwracał się do góry nogami, a obraz podążał za nim, więc wyglądało to, jakbyśmy stali na ścianach albo na suficie. Gdy kręciliśmy video zdaliśmy sobie sprawę, że to może być świetny patent do wprowadzenia także na żywo. I oczywiście, nie byliśmy pierwszymi, którzy wpadli na taki pomysł, ale jednak sposób, w jaki do tego podeszliśmy, różni się od tego co robi np. Slipknot czy  Mötley Crüe, choć jasne, te bandy też zawsze były dla nas jakimiś punktami odniesienia, w takim ogólnym, szerszym ujęciu. Chcieliśmy się wybić i wejść na poziom tych wielkich zespołów, które grają na największych festiwalach i robią niesamowite show. I wiedzieliśmy, że aby to zrobić, musimy włączyć do naszych koncertów jakieś sztuczki i że musimy z produkcją wejść na możliwie najwyższy poziom. Dlatego gdy pojawiła się koncepcja, żebym obrócił się z zestawem do góry nogami, wiedzieliśmy, że to nie może być coś, co gdzieś już ktoś częściowo wykorzystywał. Wiedzieliśmy, że musimy zrobić 360 stopni, że muszę zatoczyć, wielokrotnie, pełne koło.

 

zdj. materiały promocyjne

 

MŻ: Które do tego można podpalić…

 

 

BG: Czemu nie, prawda? Skoro już z tym idziemy, to pójdźmy na całość (śmiech) Dużo w to zainwestowaliśmy, ale warto było. Teraz to już stały punkt programu, który absolutnie uwielbiam! Dzięki niemu nasze występy stały się dla mnie jeszcze bardziej ekscytujące.

 

 

MŻ: Dla nas również! W kolejnym pytaniu chciałabym nawiązać do tego czy raczej wyjść od tego, co ostatnio w jednym z wywiadów powiedział o Tobie Chris Hemsworth, któremu to niedawno udzielałeś lekcji perkusji.

 

 

BG: Och, Chris to jest świetny gość! Mieszka w tym samym mieście co my, przyjaźnię się z nim od jakichś siedmiu lat, więc gdy Ed Sheeran rzucił mu wyzwanie, żeby nauczył się grać na perkusji i wystąpił z nim na koncercie w Bukareszcie, zadzwonił od razu do mnie. Początkowo myślałem, że mam mu pomóc całkowicie poza kamerami, poza kulisami, po prostu dać mu kilka wskazówek, gdy przyjdzie do nas i usiądzie za zestawem, ale ostatecznie razem z Chrisem pojawiła się telewizja.

 

 

MŻ: I to jaka telewizja – National Geographic!

 

 

BG: Tak! Ostatnio właśnie rozmawialiśmy o tym, że nikt z nas nigdy by się nie spodziewał, że kiedyś tam wylądujemy (śmiech). Chyba spodobałem im się jako postać, spodobała im się dynamika między mną a Chrisem i dlatego też stałem się postacią w tym odcinku. (Mowa o programie „Limitless”, w którym Hemsworth szuka sposobów na wzmocnienie swojego ciała i umysłu poprzez ekstremalne wyzwania – przyp. red.)  Jakieś dwa tygodnie przed występem dostałem zapytanie, czy mógłbym pojawić się na tym koncercie, ponieważ Chris naprawdę chciał, żebym tam był, więc naturalnie wybrałem się do stolicy Rumunii. Fajnie było być częścią tego, tym bardziej, że to wszystko ma też wartość edukacyjną, dla wielu osób to nie tylko rozrywka, ale coś, z czego mogą się wiele nauczyć. No i wiesz, jeden z największych aktorów na świecie, jedna z największych gwiazd popu na świecie i w tym wszystkim ja i zespół Parkway Drive – to całkiem szalone połączenie, którego nikt z nas by sobie nigdy nie wymyślił. Fantastyczna przygoda, niesamowita współpraca. To doświadczenie zostanie ze mną na zawsze.

 

zdj. materiały promocyjne

 

MŻ: Z całą pewnością! Cytat z Chrisa, opisujący Twoją osobę, do którego chciałam się odnieść brzmi: „Wyjątkowo dobry, piekielnie dobry perkusista, ale z całkiem buddyjskim podejściem do tego wszystkiego. Jest w nim jakaś taka cecha Zen, która totalnie kontrastuje z muzyką, którą gra”. Trudno się nie zgodzić. To swoją drogą częsty przypadek w tym muzycznym świecie, dlatego o reprezentantach tak ciężkiego grania mówi się nieraz, że są jednymi z najmilszych i najspokojniejszych ludzi. Czy dla Ciebie muzyka jest rzeczywiście takim narzędziem do powiedzmy oczyszczania, dawania upustu wszystkim nagromadzonym napięciom?

 

 

BG: Hm, to dobre pytanie. Wiesz, ja jak my wszyscy zresztą, bardzo dużo surfuję. Do tego codziennie medytuję, uprawiam jogę i ćwiczę. Nie piję alkoholu, nie biorę narkotyków. To nie jest styl życia, o który można by pewnie podejrzewać metalowego perkusistę, tak stereotypowo patrząc. I wiesz, myślę, że to wszystko samo w sobie sprawia, że tego napięcia nie ma we mnie na co dzień tak dużo. W tej ciężkiej muzyce Parkway Drive znajduję więc chyba bardziej ujście dla swojej kreatywności. Ale też i do uwolnienia energii, oczywiście, to na pewno. I do doładowania jej z tego, co dostajemy od tłumu. Myślę, że w życiu potrzebna jest równowaga – musi być i hałas, i cisza, ciężkość riffów i bitów i kojący szum fal, działanie na pełnej mocy i zupełne spowolnienie. Yin i Yang. Bez tego za daleko byśmy nie doszli, szybko byśmy się wypalili.

 

 

MŻ: Pełna zgoda. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba Twoje podejście do życia, zarówno w tych kwestiach, w Twojej działalności na rzecz ochrony środowiska i zwierząt, jak i np. gdy chodzi o patrzenie w przyszłość. Na 5 dni przed tym, gdy zaczniecie europejską część touru, 20-lecie będzie obchodził Wasz pierwszy longplay – Killing With a Smile. Podczas wspomnianej już rozmowy z Winstonem powiedział mi on, że odkopaliście jakiś czas temu nagranie z Waszej pierwszej, promującej tę płytę trasy koncertowej, na którym pada pytanie: „gdzie widzicie siebie za 5 lat?” I że byłeś jedyną osobą, która odpowiedziała „nadal będę grać na bębnach w Parkway Drive i będzie świetnie”. Od początku wierzyłeś w to, że to będzie zajęcie na całe życie, że pisana jest Wam taka kariera, że będziecie grali na całym świecie, że wystąpicie w Sydney Opera House, że będziecie mieli Park Wave Fest, Parkway Nation itd. czy jednak patrząc z perspektywy czasu, w jakimś stopniu, to jak to wszystko się potoczyło jest dla Ciebie zaskoczeniem?

 

 

BG: Tak, ten filmik był zabawny, na pewno częściowo jestem bardzo, bardzo zaskoczony tym, jak potoczyły się nasze kariery, nie spodziewałem się, że ewoluuje to wszystko do takiego stopnia. No i że wystąpimy w operze! Tamta odpowiedź była spontaniczną, ale sądzę, że wynikała właśnie z tego mojego optymistycznego nastawienia do życia i spraw wszelkich. Podczas gdy każdy z chłopaków mówił, że pewnie będzie w jakiejś gównianej czy powiedzmy tzw. normalnej robocie, ja naprawdę wierzyłem, że za 5 lat nadal będziemy robić to samo. Zawsze żartujemy, że to wszystko to dlatego, że to ja tym swoim mindsetem zamanifestowałem taki obrót spraw i taki wynik dla Parkway Drive. (śmiech) A tak już całkiem serio, to myślę, że to, że doszliśmy tu, gdzie doszliśmy, jest wynikiem ciężkiej pracy, którą wykonaliśmy. To pełna wyzwań, jasne, ale absolutnie niesamowita podróż, którą mamy wielkie szczęście odbywać razem z kumplami już od ponad dwóch dekad. I teoretycznie przez te wszystkie lata można by było się przyzwyczaić do tego, że tak to wygląda, a jednak za każdym razem, gdy wychodzimy na scenę, pod którą gromadzą się tysiące ludzi, jesteśmy pod wielkim wrażeniem i myślimy: „wow, jak to się stało? Jak tego dokonaliśmy?” Ogromnie nas to wzrusza. Mamy w sobie bardzo dużo pokory i wdzięczności. To, że wciąż je w sobie zachowujemy, jest też dla mnie bardzo ważne.

 

MŻ: Tak, to jest piękne! Niestety, powoli kończy nam się czas, więc zmierzając ku zamknięciu – w maju wypuściliście nowy utwór – Sacred. Absolutnie killerski kawałek i równie świetny klip, chylę czoła…

 

 

BG: Dzięki, że o nim wspominasz, jesteśmy naprawdę zadowoleni z tego numeru. Uwielbiam go, bo jest w nim ta równowaga, o której wcześniej rozmawialiśmy – cały ten ciężar brzmienia idealnie współgra tu z dającą nadzieję i podnoszącą na duchu warstwą liryczną. Winston świetnie to wszystko ubrał w słowa. Jesteśmy też pod dużym wrażeniem klipu zrealizowanego przez Third Eye Visuals – Ben to fenomenalny artysta!

 

 

MŻ: Fantastyczny! Cieszę się więc tym bardziej, że będzie z Wami tu w Europie, spodziewam się równie killerskich materiałów z tych koncertów. A czy Sacred możemy traktować jako zwiastun nadchodzącej nowej płyty? I czy planujecie wypuścić w tym roku coś jeszcze?

 

 

BG: Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, ale mogę powiedzieć, że… nie, album nie ukaże się w najbliższym czasie, ponieważ wciąż nad nim pracujemy. Coś nowego na pewno się pojawi, ale trudno na ten moment określić kiedy. Zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy zespołem, który potrzebuje dużo czasu, żeby napisać muzykę. Niektóre bandy po prostu ją produkują i potrafią nagrać nowe single w ciągu miesiąca czy dwóch, ale u nas to jest zawsze rozciągnięty proces. I wiesz, pracujemy nad tym między trasą koncertową i innymi zobowiązaniami zespołu, więc to też wszystko wydłuża.

 

 

MŻ: To fakt, na Was zawsze trzeba trochę poczekać, ale też i zawsze warto!

 

 

BG: Och, bardzo dziękuję! W imieniu swoim i chłopaków. Doceniam ogromnie wsparcie i dziękuję za bycie z nami i śledzenie naszych poczynań, przez te wszystkie lata. To wiele dla nas znaczy!

 

 

MŻ: Dziękuję i ja, za wszystko co robicie. Na koniec – już w listopadzie zagracie ponownie w Polsce, w Łodzi. Nie wiem, czy pamiętasz, ale to właśnie w tym samym mieście zagraliście w naszym kraju po raz pierwszy, 19 lat temu. Z tym że wtedy był to mały klubowy koncert, teraz będzie to duża arena. I uważam, że to jest naprawdę wzruszające jak to wszystko ewoluowało.

 

 

BG: O wow, naprawdę? Pamiętam nasz pierwszy koncert w Polsce! 19 lat temu nie mogłem uwierzyć, że wtedy, zanim jeszcze urośliśmy, ludzie śpiewali razem z nami i pogowali do tego małego australijskiego zespołu z małego miasteczka, o którym zdawać by się mogło nikt nie słyszał. To było naprawdę super. Nie miałem pojęcia, że teraz wracamy do tego samego miasta. Serio?

 

 

MŻ: Serio!

 

 

BG: Wow, no to jest podwójnie ekscytujące! To tym bardziej nie mogę się doczekać!

 

 

MŻ: Nie możemy się doczekać i my! Dzięki serdeczne za rozmowę Ben!

 

 

BG: Dziękuję również Magda, to była przyjemność, do zobaczenia!

 

 

Rozmawiała: Magda Żmudzińska

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz