IKS

Destroyer – „Labyrinthitis”, dystr: PIAS

destroyer-labyrinthitis-recenzja

Pierwszy raz z twórczością Destroyer spotkałem się stosunkowo późno, bo w 2011 roku. Wtedy to Artur Rojek ogłosił ich występ na Off Festivalu. Z zasady staram się poznać każdego wykonawcę widniejącego na plakacie katowickiej imprezy, bo to kopalnia wiedzy na temat artystów, którzy za chwilę zyskają popularność albo po prostu są godni uwagi, a ze świecą ich szukać w mainstreamowych mediach.

Dyrektor artystyczny Off’a bywa nieprzewidywalny w swoich wyborach i bardzo często prezentuje pozornie skrajnie odległe od siebie gatunki. I tak black metal potrafi grać scenę w scenę z rapem, a jazz z muzyką pop. Gdy usłyszałem nazwę kapeli ogłaszaną na żywo w Programie Trzecim Polskiego Radia (łezka się kręci w oku jak wspominam te czasy), nie miałem pojęcia czego za chwilę będę słuchać, ale skojarzenia były dość oczywiste. Destroyer promował wtedy swój dziewiąty album o równie intrygującym tytule „Kaputt”, który z perspektywy czasu, określany jest jako opus magnum formacji.
 
Zasugerowany nazwą spodziewałem się srogiego metalowego lania, a to co dostałem było dokładnie przeciwnością moich wyobrażeń. Przepiękne, wpadające w ucho melodie, powaliły mnie swoją delikatnością i stylem, sprawiając, że do dziś wracam do twórczości formacji z Kanady i z zaciekawieniem obserwuję jaki kierunek obierze zespół na kolejnym wydawnictwie.
 
Destroyer powstał w 1995 roku z inicjatywny Dana Bejara, jednego z czołowych przedstawicieli niezależnej rockowej sceny Vancouver. Kanadyjczyk otwarcie mówi, że nie lubi się przywiązywać do stylów i gatunków, czego wyrazem jest też 13 w dorobku album „Labyrinthitis”. Tytuł w tłumaczeniu z Łaciny oznacza zapalenie błędnika. Schorzenie, objawiające się miedzy innymi zaburzeniem równowagi, dezorientacją czy zawrotami głowy. Dan Bejar był zawsze doskonałym tekściarzem, który używając licznych przenośni i porównań ilustrował otaczającą go rzeczywistość i problemy, które ze sobą niesie. I właśnie w taki sposób mógł się czuć, obserwując szaleństwo jakie opanowało nasz świat przed dwoma laty.
 
Płyta powstała w pierwszej fazie lock downu , w połowie 2020 roku, gdzie z perspektywy czasu, pandemia była jedną wielką przerażającą niewiadomą, ale i zarazem wrogą siłą , która z dnia na dzień zmieniła kierunek w jakim podążał nasz świat . „I’d be lying if I didn’t say Fortune’s wheel’s just for show In this brutal turning Nothing changes the slow grind away” śpiewa w pierwszych wersach singlowego “June” . Dan w materiałach zapowiadający album sugerował, że płyta będzie miała mocno schizofreniczny wydźwięk i taki właśnie krążek dostaliśmy. Idealnym zwiastunem tego był między innymi wspomniany singiel. Przytłaczające, pełne mistycyzmu teksty o śmierci, izolacji i rozpadzie mieszają się z najróżniejszymi muzycznymi eksperymentami z pogranicza muzyki tanecznej, elektronicznej i dokonaniami Destroyer, które doskonale znamy z poprzednich albumów.
 

Patrząc na bogatą dyskografie Destroyer, jak i wszystkich innych projektów, w których udziela się Dan Bejara, z The New Pornographers na czele, widać wyraźną ewolucję stylów, zachodzącą na przestrzeni lat. W przypadku „Labyrinthitis” ten muzyczny eklektyzm czuć w zasadzie w każdym z 10 utworów. Ukochana przez Dana stylistyka lat 80 , która pojawiała się na poprzednich płytach, jest tu odczuwalna jeszcze mocniej. Album spięty jest swoistą klamrą w postaci otwieracza „It’s in Your Heart Now” z pogranicza ambientowego popu oraz zamykającego, oszczędnego w środkach „The Last Song” , które na tle pozostałych kompozycji wydają się być najbardziej zachowawcze. To, co mamy pomiędzy, to stylistyczna jazda bez trzymanki. Post Punk spod szyldu New Order miesza się z muzyką disco i gitarami w stylu Neala Rodgersa z Chic. „Labyrinthitis” jest totalnie nieprzewidywalny.

Dan Bejera jeszcze nigdy nie był tak odważny w swoich partiach wokalnych , śpiewa, recytuje, szepcze, syczy, rapuje (?)… Doskonale to słychać w singlowych „Tintoretto it’s for You” i wspomnianym wcześniej „June”. Surrealistyczne, mroczne teksty mieszają się z dźwiękiem syntezatorów, gitar i saksofonu, co jeszcze bardziej potęguje dziwaczną atmosferę jaka panuje na płycie. „No matter when, Don’t matter where, You’re gonna suffer” to fragment rozpoczynający drugi na płycie utwór “Suffer”, który pomimo przygnębiającego tekstu jest jednym z bardziej chwytliwych kawałków na „Labyrinthitis”. Dalej mamy równie ciekawe „It Takes A Thief”, które mnie osobiście nasuwa skojarzenia z taneczną odsłoną Belle And Sebastian i ponad trzyminutowy , instrumentalny eksperyment w postaci tytułowego utworu , pełen dziwacznych sampli, bitów, i delikatnego pianina , którego oniryczny klimat idealnie koresponduje z ilustracją na okładce.
 
Za produkcję odpowiada długoletni współpracownik Dana i kolega z zespołu, John Collins, współodpowiedzialny za albumy Destroyer, którym udało się osiągnąć największy artystyczny (i komercyjny?) sukces. Mowa tu oczywiście o wspomnianym wcześniej „Kaputt”, ale też „Destroyer’s Rubies” z 2006 roku i ostatni „Have We Met”. Czy tym razem udało mu się stworzyć album wybijający na tle innych produkcji spod szyldu Destroyer? Na początku myślałem, że nie.
 
Długo nie mogłem przekonać się do płyty , ale słuchałem ją raz za razem, wczytywałem w poetyckie teksty aż w końcu te pozornie odległe od siebie elementy, chaotycznie porozrzucane, zaczęły układać się w całość. Jest to na pewno płyta wyjątkowa, inna od wszystkiego, co zrobił do tej pory Dan Bejar. Ja finalnie kupuje „Labyrinthitis”, chociaż początkowo nie była to „łatwa przyjaźń”.
Ta niezwykle odważna zmiana muzycznej drogi pozostawia tylko pytanie, w jaką stronę skieruje się Destroyer na kolejnym albumie, ale w przypadku tego wykonawcy takie pytanie to raczej standard.
 
Ocena (w skaliod 1 do 10) 8 rozbitych syntezatorów
🎹🎹🎹🎹🎹🎹🎹🎹
 

Grzegorz Bohosiewicz

 
Tracklist:
1. It’s In Your Heart Now
2. Suffer
3. June
4. All My Pretty Dresses
5. Tintoretto, It’s For You
6. Labyrinthitis
7. Eat The Wine, Drink The Bread
8. It Takes A Thief
9. The States
10. The Last Song
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz