IKS

SNAKES SNAKES SNAKES [Rozmowa]

snakes-snakes-snakes-rozmowa

Łódźka grupa SNAKES SNAKES SNAKES zadebiutowała na początku lipca bardzo dobrym albumem o tytule „Syk”. Ponieważ wręcz zakochałem się w ich dźwiękach, nie mogłem odmówić sobie rozmowy z zespołem. Z Żanetą, Danielem, Bartkiem i Pawłem – czyli z wszystkimi wężami – porozmawiałem m.in. o genezie powstania zespołu i ich charakterystycznej nazwy, o albumie „Syk” i jego dotychczasowym odbiorze przez słuchaczy oraz co ich najbardziej wkurwia w otaczającej rzeczywistości.

 

Mariusz Jagiełło: Cześć! Miło widzieć Was w pełnym składzie. Przede wszystkim chciałbym pogratulować bardzo dobrej płyty „Syk”. Jesteście debiutantami, więc zacznijmy od oczywistego pytania – jak cała przygoda SNAKES SNAKES SNAKES się zaczęła?

 

 

Daniel Pawlicki: Cześć, również nam miło. Nasza przygoda zaczęła się tak, że najpierw graliśmy trzy lata z chłopakami we trójkę i szukaliśmy odpowiedniej osoby, która mogłaby nasze pomysły uzupełnić o wokal. I trafiła się nam Żaneta. Tak się zaczęło.

 

 

Żaneta Zawierta: Zanim przyszłam na pierwszą wspólną próbę, Daniel podesłał mi kilka instrumentalnych demówek i mimo że – z tego, co pamiętam – nie zachwyciły mnie od razu, postanowiłam jednak na żywo sprawdzić jak zadziała nasza energia. Tego samego dnia, w którym się spotkaliśmy, podjęliśmy decyzję, że w takim składzie chcemy budować zespół SNAKES SNAKES SNAKES, choć wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, że ochrzcimy go właśnie taką nazwą.

 

zdj. materiały promocyjne

 

MJ: Kolejne pytanie jest trochę zaczepne – dlaczego nie nazywacie się 4 razy Snakes? W końcu w zespole są cztery węże.

 

 

DP: Faktycznie ostatnio uzmysłowiliśmy sobie podczas różnego rodzaju rozmów, że cztery Snakes też miałoby sens, ale wcześniej na to nie wpadliśmy (śmiech)

 

 

Bartosz Rośczak:  Ale tak jest chyba lepiej – jak udzielaliśmy ostatnio wywiadu do Trójki, bardzo miły pan portier przywitał nas tym samym pytaniem, czyli to ludzi w jakiś sposób intryguje, na co my w ogóle nie wpadliśmy. Nasza nazwa jest po prostu abstrakcyjna, na tym to polega, jest nas czwórka, ale w nazwie są trzy grupy węży – Snakes, więc to może być kolejna zagwozdka.

 

 

MJ: A czy to prawda, że nazwa wzięła się z emotikonów?

 

 

ŻZ: Tak, w każdym razie tak to zapamiętałam. Wysyłaliśmy do siebie na czacie zespołowym jakieś emotikony, a że Paweł bardzo lubi kaczki, to wysyłaliśmy dużo kaczuszek. Jednak kiedyś ktoś wysłał węże, tych węży było kilka i padło takie hasło, że być może dla śmiechu spróbujemy się nazwać SNAKES SNAKES SNAKES. Biliśmy się z tą myślą kilka miesięcy, aż w końcu tak zostało

 

 

DP: Kombinowaliśmy na różne sposoby, dopóki nie doszliśmy do wniosku, że SNAKES SNAKES SNAKES jest spoko.

 

 

BR: Czyli mało brakowało, żeby byłoby Ducks Ducks Ducks… (śmiech)  („ducks” po angielsku kaczki – przyp. red. )

 

 

MJ:  Też pomyślałem, że powinny być kaczki (śmiech)….

 

 

BR: …chociaż mam taką tendencję, że dosyć sceptycznie podchodzę do różnych rzeczy i zastanawiałem się też, czy ta nazwa jest fajna. Ale potem pomyślałem – kurczę, a te wszystkie amerykańskie, angielskie nazwy – czy one są fajne dopóki zespół muzycznie czegoś nie udowodni? Trochę więc się do niej przekonywałem, ale teraz uważam, że jest naprawdę punkt.

 

 

MJ: Tak, też tak myślę, jest od razu kojarzona z Wami. Faktycznie te trzy człony dodają trochę tajemnicy i można wymyślać różne historyjki o niej.

 

 

DP: Tak, przypadkiem stworzyliśmy religię (śmiech)

 

 

ŻZ: Mamy sektę, to już jest oficjalne – żartuję oczywiście (śmiech)

 

 

MJ:  Szkoda, bo ja bym chętnie aplikował.

 

 

ŻZ: A można, można aplikować, tylko to nie może się nazywać sektą, może lepiej kult po prostu, ale stąd już blisko do Kazika więc…

 

zdj. materiały promocyjne

 

MJ:  Zostawmy więc Kazika i przejdźmy do kolejnego pytania. Rozmawiamy trochę ponad miesiąc od premiery Waszego debiutanckiego albumu „Syk”. Jaki jest feedback?

 

 

Paweł Ciszewski: Feedback jest bardzo dobry, płyta niesie się, wieści o nas również, mamy słuchaczy nie tylko w Łodzi, ale również w innych miastach czy nawet w innych krajach. Tak że odbiór jest dobry, ale też trzeba przyznać, że sporo napracowaliśmy się przy tej płycie, więc to również nagroda dla nas.

 

 

ŻZ: Z tego co widzę po statystykach mamy dużo słuchaczy w Polsce, ale również w Ameryce Północnej i – co jest też ciekawe – mamy paru odbiorców chociażby z Meksyku, którzy piszą do nas, żebyśmy przyjechali do nich.

 

 

MJ:  Nawiązując zatem do tego zainteresowania poza granicami naszego kraju.  Czy wy nagrywając płytę mieliście takie podejście, że chcecie wyjść z tego naszego krajowego grajdołka?

 

 

DP: Faktycznie jest to jakiś nasz cel, żeby pograć gdzieś poza Polską i nie ograniczać się do najbliższych miejsc. Jest to więc coś, co w jakiś sposób nas inspiruje.

 

 

ŻZ: Wydaje mi się, że nie boimy się tego i na pewno otwieramy się na tego typu sytuacje. Pierwsza próba już została podjęta, byliśmy na Litwie. Jesienią w zeszłym roku, graliśmy w Wilnie i w Olicie. Celujemy więc w rynek europejski, nie boimy się tego i dlatego też nasze teksty są po angielsku. Są oczywiście też po polsku i w przyszłości będzie takich więcej, ale nie będziemy rezygnować z języka angielskiego. Język angielski jest dobrym pomostem pomiędzy nami a obcokrajowcami, którzy nas słuchają w różnych miejscach i mogą z nami w tym języku porozmawiać.

 

 

MJ: A jakie macie podejście do tworzenia muzyki, jest to 100% hobbystyczne czy jednak chcecie być profesjonalnym zespołem i zasmakować sławy?

 

 

ŻZ: W moim przypadku apetyt rośnie w miarę jedzenia. Fajnie jest obserwować, jak rozwój naszego zespołu przekłada się na różnego rodzaju profity: jest więcej osób, które nas słuchają, gramy w jeszcze większej ilości miejsc. Widzimy ten nasz rozwój i chcemy, żeby to się jakoś bardziej rozlazło. Szkoda by było nic z tym nie robić, spocząć na laurach, zdecydowanie chcemy pracować więcej.

 

 

DP: Chociaż samo pojęcie sława brzmi tak dziwnie trochę…

 

 

ŻZ: …jeszcze trochę abstrakcyjnie i też sceptycznie podchodzę do wielu aspektów z tym związanych, ale nie ukrywam, że jakimś małym marzeniem jest, żeby zasłynąć na większej scenie.

 

 

DP: W dobrym tego słowa znaczeniu.

 

zdj. materiały promocyjne

 

MJ:  Tylko dobrym! Przejdźmy do sposobu wypuszczenia płyty. „Syk” wydaliście sami. Czy wcześniej uderzaliście do jakichś wytwórni i czy nie obawialiście się, że przez self-released ten materiał przepadnie w zalewie ogromnej ilości wydawanej muzyki? W końcu wytwórnie też dają pewną promocję i wsparcie.

 

 

PC: Ja się nie obawiałem, wcześniej bardzo dobrze nam szło z koncertami i byłem spokojny, że możemy pokazać się trochę szerzej i dotrzeć do wielu miejsc.

 

 

ŻZ: Nie było też tak, że zrobiliśmy materiał i próbowaliśmy dostać się do wytwórni, było wręcz odwrotnie. To my mieliśmy zapytania, czy nie potrzebujemy pomocy, wsparcia promocyjnego, ale uznaliśmy, że takowych nie chcemy. Włożyliśmy w tę płytę tyle własnego wysiłku, że postanowiliśmy to dopiąć i zamknąć sami. Wydać jako własne dzieło i zobaczyć czy cztery zupełnie niezależne osoby są w stanie popchnąć taki materiał do przodu i czy to jest w ogóle realne. Póki co jest to diabelny wysiłek, bo dość mocno poharatało nas to po kieszeniach. Cała promocja to drogie przedsięwzięcie, nie mamy wsparcia od żadnej wytwórni, nikt z zewnątrz nie handluje naszymi płytami. Płyty też jeszcze fizycznie nie ma, jest ona w trakcie przygotowywań i oczywiście w końcu się ukaże i zobaczymy wtedy, jak pójdzie jej sprzedaż. Ale nie boimy się tego, bo już cały ogrom tej najważniejszej pracy jest za nami. Zarejestrowaliśmy 12 kawałków, zrobiliśmy mnóstwo sesji zdjęciowych, pracowaliśmy z różnymi grafikami i mamy wiele fajnych kooperacji za sobą. Postaramy się jakoś ten album jeszcze popchnąć promocyjnie przy użyciu mediów społecznościowych. Mamy jeszcze parę pomysłów na ten krążek, on będzie się kręcił jak wąż uroboros.

 

 

DP: Zwracaliśmy też bardzo uwagę na fundamenty naszych działań, jak np. plakatowanie. Chodziliśmy po Łodzi z plakatami i rozwieszaliśmy je, sami organizowaliśmy sobie koncerty, wiele rzeczy ogarnialiśmy samodzielnie.

 

 

ŻZ: Namawiamy też naszych słuchaczy do wspierania nas poprzez kupowanie płyty „Syk” na Bandcampie ( TUTAJ – przyp. red.), co bardzo pomoże procesowi tłoczenia płyt na CD. Naszym marzeniem jest też wydać ten materiał na winylu.

 

 

BR: Na ostatnim koncercie ktoś trafnie zauważył, że grafika, którą przygotował nam Zbiok  (Sławomir Czajkowski – przyp. red.), świetnie prezentowałaby się na winylu. Ale najpierw na pewno zrobimy CD, a winyl może będzie jakimś następnym krokiem – być może w formie limitowanej, zobaczymy.

 

 

MJ:  Chciałem właśnie zapytać o okładkę albumu autorstwa Sławomira Czajkowskiego, czy ona coś wyraża i czy jakoś się odnosi do treści albumu, a może po prostu ma za zadanie jedynie przyciągać tym swoim pięknem?

 

 

BR: Trochę już mówiliśmy o tym kulcie węża – wszystko kręci się wokół węży, to syczenie, to kuszenie biblijne jest zawarte w tym wszystkim. Zachęcamy do oglądania tej okładki i szukania znaczeń, bo to jest interpretacja Zbioka. My też trochę byliśmy zaskoczeni, co tam poukrywał.

 

 

ŻZ: Tak jak Bartek wspomniał, jest to interpretacja Sławka (Czajkowskiego – przyp. red.), czyli daliśmy mu wolną rękę, żeby w swoim stylu przygotował grafikę, która w jakiś sposób będzie też pasowała do tego co tworzymy, z zawarciem motywów wężowych i trochę biblijnych.

 

 

MJ:  Tytuł „Syk” zdaje się nawiązuje do angielskiego słowa „sick”, które pojawia się w Intro i Outro płyty. Czy uważacie, że Wasz przekaz jest faktycznie w jakiś sposób „chory”?

 

 

ŻZ: Tytuł jest polski – „Syk” – i należy go po prostu traktować jako odgłos węża. Natomiast w intro i outro – kiedy pojawia się zdanie „this is sick” – mówimy, że ta płyta jest po prostu zwariowana i to wszystko.

 

 

DP:  Ja jeszcze dodam, że często na koncertach używaliśmy takiego stwierdzenia, a propos gatunków w jakim się obracamy i nazwaliśmy je „fuzz”, „echo” i „syk”.

 

 

PC:  Dopowiem tylko, że czasami syczymy brzmieniowo przez różne fuzy, efekty i czasami ten dźwięk przypomina syk również na scenie.

 

 

MJ:  No właśnie, wasze brzmienie opiera się właśnie głównie na fuzach, efektach, pogłosach – kto w zespole odpowiada za tego typu drogę muzyczną? Bo chyba każdy zespół ma taką osobę, która wyznacza kierunek.

 

 

DP:  Wydaje mi się, że w dużej mierze to ja stałem na straży tego, aby ta płyta mogła brzmieć trochę niestandardowo, czyli żeby była właśnie ubrana w te wszystkie przestery i żeby to bardziej chrupało. Nasze brzmienie, ukształtowało się trochę podczas robienia numeru „Ty”. Chyba wtedy po raz pierwszy użyłem delaya z fuzzem na basie i odkryłem trochę inną drogę, sposób w jaki możemy pewne rzeczy robić. Jakoś od tego momentu zaczął się kształtować kierunek, w jakim brzmi ta płyta.

 

MJ: Czy jako zespół myślicie, że macie już ugruntowany swój styl?

 

 

PC: Na szczęście brzmienie nas trochę łączy w tym momencie. Wcześniej  szukaliśmy swojej drogi. Obecnie wydaje mi się, że te utwory są w jakiś sposób spójne ze względu na wspomniane brzmienie czy charakterystyczny bas Daniela i wokal Żanety.

 

 

DP: Wydaje mi się, że następna płyta może być bardziej spójna, a w tej udało nam się zarejestrować taką historię tworzenia tego zespołu.

 

 

MJ:  Żaneto, a czy Ty masz jakieś idolki jeśli chodzi o wokalistki? Wzorujesz się na kimś?  

 

 

ŻZ: No właśnie chyba nie i wszystko co robię to jest jakaś synteza tego wszystkiego, co przez swoje życie udało mi się słuchać w wydaniu damskim. Ale czy mam idolki? Na pewno doceniam i uwielbiam Korę. Trochę też miałam romans z zespołem Wanda i Banda, ale to było jakieś 15 lat temu. Nie sądzę, żebym w swojej muzyce aktualnie próbowała naśladować te artystki. Może sposób w jaki śpiewam wynika z faktu, że dorastałam w latach 90. i latach 00., kiedy było dużo męskich głosów ale i jakiś określony styl śpiewania, który wtedy podłapałam i teraz po prostu też tak śpiewam. Niemniej to nie jest kwestia, że próbuję być jak ktoś inny. Absolutnie nie. Właśnie nie chciałabym być jak ktoś inny. Ale może na brzmienie mojego głosu ma wpływ jakaś kwestia charakteru czy potrzeba bycia teatralną na scenie. Mój wokal jest taki a nie inny i być może komuś może się to skojarzyć chociażby z Korą, bo już dwie osoby mi powiedziały, że ją przypominam wokalnie – to jest bardzo dla mnie miłe, ale świadomie nie śmiałabym naśladować Kory.

 

 

MJ: A kształciłaś/kształcisz swój głos czy jesteś samouczką?

 

 

ŻZ: Nie kształciłam się nigdzie, ale myślę o wzięciu udziału w jakichś warsztatach, żeby się rozwijać

 

 

MJ:  Nawiążę do utworu „Fck It”, czyli chyba takiego najbardziej buntowniczego utworu na płycie. Ale nawet nie chodzi o sam numer tylko kwestię, co was najbardziej wkurwia w otaczającej rzeczywistości?

 

 

BR: Hmmm. Każdego z nas denerwuje coś innego. Wszyscy jesteśmy skazani na te czasy, jesteśmy skazani na nowe technologie, skazani na to, co nam media pokazują i my już trochę za tym nie nadążamy. Myślę na przykład o Instagramie, Fame MMA.  Denerwuje nas pokazywanie cukierkowego życia na Instagramie, czy innych mediach społecznościowych – na których też jesteśmy, ale oglądanie różnych treści tam jest frustrujące. Więc kiedy, myślę o „Fck It”, o „Stupid Men” i fragmencie tekstu „Killing all the stupid men”, to jest to nasze wołanie przeciwko pewnym aspektom naszych czasów, które są tak szybkie i nie da się zejść z tej karuzeli. Musimy na niej być, musimy się na niej kręcić, ale nie chcemy też tego robić.

 

 

ŻZ: Tak, za duża cyfryzacja dla mnie też jest bardzo męcząca. Obecnie nie wystarczy, że nagrasz muzykę – trzeba jeszcze zrobić 800 filmów na Instagram, relacje, pierdoły, napisać coś na Facebooka, a może jeszcze na TikToka – a może to, a może tamto. Nie jest tak, że jedziesz gdzieś, grasz koncert, tylko trzeba pamiętać żeby nagrać jeszcze jakąś relację. Próbujemy się w to bawić. Nie wiem jak długo też pociągnę psychicznie z tym wszystkim, bo to jest wykańczające, ale staramy się, próbujemy, robimy to i ogólnie przykre jest, że trzeba tym się zajmować  Dobre strony tego są takie, że można w ten sposób zespół poznać i mieć go na wyciągnięcie ręki. Można w każdej chwili wejść na Instagram czy inne medium, żeby sobie podpatrzeć, co u danego zespołu słychać – ale to trochę  jednak uprzykrza życie. Trzeba w  zasadzie spać z telefonem. Sama trochę tak żyję, ale nie czuję się z tym dobrze.

 

 

MJ:  Dziwi mnie, że nie wspomnieliście nic o polityce. Czy polityka nie interesuje, nie wkurza Was?

 

 

ŻZ: Wkurza, ale czy trzeba o tym śpiewać?

 

 

BR: Wszystko się tak szybko dezaktualizuje, wszyscy wiemy że polityka jest zła, wszyscy wiemy, że politycy nas oszukują. To jest już takie w sumie sztampowe. W tych czasach wszystko się dezaktualizuje w ciągu tygodnia. Już nie pamiętamy żadnych afer, nie pamiętamy, kto co zrobił. Sama emocja jest ważna, a nie jakieś wydarzenie.

 

 

PC: Możemy szaleć na koncercie i nie musimy koniecznie o tym mówić wprost, pewnie każdy ma jakieś swoje przemyślenia, ale powiem za siebie, że już mam to trochę za sobą. Za dużo nerwów kiedyś straciłem w tym temacie i teraz staram się skupić na rzeczach ważniejszych.

 

 

DP: Z drugiej strony można powiedzieć, że każde uderzenie w bęben i w strunę jest jakimś wyrazem sprzeciwu.

 

 

ŻZ: Dla mnie teksty do „Up To You” czy do „Stalemate” są w pewnym sensie polityczne ponieważ dotykają wrażliwych spraw. „Stalemate” jest piosenką  dwuwarstwową,  w warstwie pierwszej – powierzchownej – mamy do czynienia z relacją damsko-męską,  damsko-damską czy męsko-męską – jak kto woli – ale pod spodem tak naprawdę chodzi o sprzeciw wobec Polski i wsparcie dla ruchu feministycznego. „Stalemate” jest takim hymnem do Polski, który ma wyrażać sprzeciw wobec ograniczeniu praw kobiet. Śpiewam w tej piosence, że Polska dosłownie wkłada dłoń w kobietę i próbuje w niej grzebać i zagrabiać coś dla siebie. Więc w ten sposób ogranicza się nas kobiety, decydując za nas, co powinno być zrobione. Natomiast „Up to You” to z kolei jest pieśń o jeszcze młodej osobie, która wchodzi w dojrzałość i zaczyna zdawać sobie sprawę z różnych rzeczy i doznaje przeróżnych oświeceń. Moje teksty są dosyć zawoalowane, więc tam nie ma nic na talerzu. Do moich słów można dołożyć jeszcze dodatkową własną personalną interpretację do danego problemu. Wydaje mi się, że uniwersalizm przekzu jest ważny, bo w ten sposób więcej osób może się z nim w jakimś stopniu utożsamić.

 

 

MJ:  Na zakończenie zapytam jeszcze o koncerty, jakie macie występy przed sobą?

 

 

DP:  Najwcześniej widzimy się w Warszawie 18 września w Chmurach. Gramy z New Candys – fantastycznym zespołem z Włoch.  Szykuje się też święto wężowe w Łodzi –  29 października. Gramy z fantastycznym zespołem z Litwy – Kyla Vėjas!, z naszymi znajomymi. Możliwe, że pojawimy się na Great September, nie wiadomo. I chyba na razie to tyle w tej chwili, ale pewnie coś jeszcze się pojawi.

 

 

MJ:  Ja na pewno pojawię się w Chmurach więc do zobaczenia. Tymczasem bardzo Wam dziękuję za super rozmowę i życzę wielu sukcesów.

 

 

 

Rozmawiał Mariusz Jagiełło

 

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz