IKS

King Woman (+ Datûra) | 10.08.2025 | Warszawa, Klub VooDoo | fot. Martyna Gut | tekst: Mariusz Jagiełło, org. Winiary Bookings

king-woman-galeria

Galeria zdjęć i relacja tekstowa z koncertu King Woman (+ Datûra) w warszawskim klubie VooDoo.

 

10 sierpnia w warszawskim klubie VooDoo miało miejsce święto fanów klimatycznego i mrocznego grania. Muszę przyznać, że bardzo czekałem na ten dzień. Przede wszystkim ze względu na King Woman i ich charyzmatyczną liderkę Kris Esfandiari, kiedy jednak dodatkowo kilka dni przed koncertem ogłoszono jako support warszawską Datûrę, moja ekscytacja wzrosła jeszcze bardziej. Wszak w mojej opinii ten zespół wydał jedną z najlepszych polskich płyt ubiegłego roku.

 

Datûra rozpoczęła występ od pochodzącego z ich debiutanckiej EP-ki utworu „The Plant” i muszę przyznać, że wybrzmiał zdecydowanie lepiej niż w wersji studyjnej. Ich set składał się jednak głównie z przedstawicieli płyty „Obsidian” – w mojej opinii dzieła wspaniałego. Kolejno wykonali z niego: „Valley”, świetnie przyjęty „Venom”, mocarny „Ether”  i wkręcający  „We Lived Afloat”.

 

Datûra widziałem trzeci albo czwarty raz i był to ich najlepszy występ z tych, które dane było mi zobaczyć do tej pory. Zespół po występach na Summer Dying Loud (w 2024 roku) i Castle Party (w 2025 roku)  nabrał scenicznej pewności siebie, ale nie polegającej na mizdrzeniu się do publiczności – jest w ich wizerunku i twórczości jakaś tajemnica, niepokój, groza i sporo muzycznego piękna. Ogromnym atutem jest też charyzmatyczna wokalistka Michalina Maja Rutkowska, która na scenie jest niczym woda i ogień. Może w trakcie koncertu nie mówi zbyt wiele, ale wręcz magnetyzuje swoją osobą. Widać też było, że z każdym kolejnym utworem zespół był coraz lepiej odbierany przez zgromadzone w klubie osoby. Czas, żeby Datûra zabrała się za tworzenie nowego materiału – potencjał na sukces pod każdym względem mają ogromny.

 

Punktualnie o godzinie 21.00 wybrzmiało długie intro koncertu King Woman. Zespół obecnie tworzy pięcioosobowy skład, ale wszyscy wiedzą kto jest personą najważniejszą. Mająca serbsko-irańskie korzenie Kris Esfandiari to osobowość nietuzinkowa. Udziela się w przeróżnych projektach od Whirr, przez Miserable, Sugar High, po NGHTCRWLR… I oczywiście King Woman. Zespół w ubiegłym roku wydał rewelacyjny album „Celestia Blues” i to od utworu tytułowego z tego właśnie krążka rozpoczęli swój występ. Kris w mocnym makijażu, z chustą na głowie początkowo sprawiała wrażenie lekko onieśmielonej. Przez pierwsze utwory rozkręcała się, przez co „Utopia”, „Bury” i „Coil” wypadły dość zachowawczo. Esfandiari kilka razy dawała do zrozumienia, że jest zachwycona frekwencją – koncert był w pełni wyprzedany. Zgromadzona publiczność miała też okazję poznać nowy utwór o tytule „You” – zapowiadający zbliżający się materiał. Wspaniale wybrzmiał „Psychic Wound” w czasie którego artystka była już w pełni wyluzowana i schodząc do fosy pod sceną, chóralnie wyśpiewała ze swoimi fanami wszystkie… jęki z tego kawałka. Od tego momentu uśmiech praktycznie na stałe zagościł na jej twarzy, a wokal wzniósł się na wyżyny.

 

Największe wrażenie zrobiły na mnie: mocno wydłużony i również wykonany z pomocą publiczności „Morning Star” i zagrany na bis cover The Stone Roses „I Wanna Be Adored”. Negatywnie zaskoczyła za to długość koncertu. Trwał tylko godzinę i pozostawił pod tym względem spory niedosyt. No nic, warto jednak było obcować z Kris i dźwiękami jej zespołu nawet jeśli nie trwało to zbyt długo. Żałowałem również, że nie było od King Woman  żadnego merchu – mocno byłem napalony na zakup „Celestia Blues” na jakimkolwiek nośniku. Były więc drobne minusy, jednak podsumowując to był bardzo udany gig. Mam nadziej, że Esfandiari będzie chciała częściej odwiedzać nasz kraj. Wyprzedany klub VooDoo to dowód, że ma w Polsce sporo oddanych jej fanów.

 

Organizatorem wydarzenia było Winiary Bookings.

 

Tekst Mariusz Jagiełło 

 

Poniżej zdjęcia autorstwa Martyny Gut.

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz