Po 34 latach milczenia Dark Angel wracają z nowym materiałem, który ma szansę wstrząsnąć światem thrash metalu. Gene Hoglan opowiada o powrocie zespołu, spuściźnie Jima Durkina, organicznej produkcji bez cyfrowych udziwnień i o tym, dlaczego Dark Angel w 2025 roku znów są pionierami sceny. Zespół już wkrótce dwukrotnie wystąpi na żywo w Polsce. Zapraszamy na koncerty we wrocławskich Zaklętych Rewirach (4 sierpnia) i w warszawskim Klubie Proxima (5 sierpnia).
Ula Skowrońska-Malinowska: Cześć, dziękuję, że do mnie dołączyłeś. Muszę się przyznać, że ze względu na to, że w Wielkiej Brytanii trwa ogromna fala upałów, jestem potwornie zmęczona i mam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje.
Gene Hoglan: Przykro mi to słyszeć. Ale jestem pewien, że i tak świetnie sobie poradzisz.
USM: Dziękuję! A jak Ty się masz?
GH: Mam się świetnie. Mogę zapytać, jak masz na imię? Widziałem, że pojawiło się „Lulu”.
USM: Mam na imię Ula.
GH: Cześć, Ula! Mam nadzieję, że szybko poczujesz się lepiej.
USM: Dzięki. Jutro ma być jeszcze gorzej.
GH: A ile to u Was stopni?
USM: 33.
GH: Urocze! To ciepły dzień, ale w Kalifornii bywa 40, a w Phoenix nawet 45 stopni.
USM: Ale wy jesteście przyzwyczajeni – my nie! (śmiech)
GH: To prawda. W UK zazwyczaj jest chłodno i deszczowo. Mieszkałem tam, więc rozumiem. Mam nadzieję, że ta fala upałów szybko minie.
USM: Dzięki. Zaczynamy?
GH: Jasne.

USM: 11 kwietnia wydaliście singiel „Extinction Level Event” – to Wasz pierwszy nowy utwór od trzydziestu czterech lat. Jakie są reakcje fanów?
GH: Dobre pytanie, bo szczerze mówiąc… nie śledzę ich. Osobiście nie sprawdzam opinii – nie siedzę w sieci. Jeśli ludziom się podoba nasza muzyka, super. Jeśli nie – cóż, przynajmniej dostają muzykę Dark Angel! Uwielbiam ten utwór: muzykę, tekst, wokale. Od tamtej pory wypuściliśmy drugi singiel, „Circular Firing Squad”. Kocham wszystko, co związane z nową muzyką i albumem Dark Angel. Jesteśmy już blisko ogłoszenia daty premiery. Uwielbiam też okładkę, nad którą ja i mój grafik Kane Gillis pracowaliśmy przez dwa i pół roku. To naprawdę ekscytujący czas dla Dark Angel – nie mogę się doczekać, aż wszyscy usłyszą ten album. Każdy, kto już go słyszał, jest zachwycony, i to najlepsze, na co możemy liczyć.
USM: Po tak długiej przerwie to na pewno ekscytujące – zarówno dla Was, jak i dla fanów. Drugi singiel „Circular Firing Squad” wyszedł na początku lipca – dlaczego akurat ten utwór wybraliście jako kolejny? Czy planujecie jeszcze jakieś single, czy teraz już tylko album?
GH: Może jeszcze coś wypuścimy, ale szczerze mówiąc – można by wrzucić wszystkie tytuły do kapelusza i wylosować. Jestem równie dumny z każdego utworu. Każdy z nich mógłby być singlem, wszystkie oddają brzmienie Dark Angel w 2025 roku. To naprawdę losowy wybór.
USM: Tytułowy utwór napisał świętej pamięci Jim Durkin około 10 lat temu. Jak wyglądała praca nad jego dokończeniem i produkcją po jego śmierci w 2023 roku?
GH: Kiedy Dark Angel wrócił z niebytu i zaczęliśmy znowu grać koncerty, Jim podszedł do mnie i puścił demo utworu, który skomponował. Była tam wtedy tylko muzyka, ale to był klasyczny Jim i klasyczne Dark Angel. To mnie zmotywowało do pisania nowego materiału. Już w 1992 roku, kiedy Dark Angel się rozpadł, mieliśmy niemal gotowy album. Przekazałem go Jimowi wiele lat później. Spodobał mu się, ale uznałem, że teraz możemy stworzyć coś jeszcze lepszego. Jim miał mnóstwo nowych riffów i zdecydowaliśmy się skupić na nowym materiale, który odda to, gdzie wtedy byliśmy jako zespół. Jim i ja pracowaliśmy razem nad riffami, ale kiedy przyszło co do czego, Jim zaczął się trochę wycofywać – byliśmy do tego przyzwyczajeni – więc kontynuowałem pisanie. Moja koleżanka z zespołu, Laura Christine, również dodała swoje riffy. Starałem się pisać tak, żeby zachować klimat Jima. Niedługo później weszliśmy do studia: perkusja, gitary, bas, potem wokale. Od 2021 roku praktycznie nie miałem dnia wolnego! Dobrze pracuję pod presją. I tak dotarliśmy do miejsca, w którym jesteśmy w 2025 roku.
USM: Czyli lubisz pracować pod presją?
GH: Nie przeszkadza mi to. To mój 42. rok w branży muzycznej – robię to, odkąd byłem dzieciakiem. Może jestem przeciętnym dorosłym, ale w muzyce potrafię się naprawdę skupić.
USM: Laura Christine przejęła gitarę po Jimie. Czy dynamika w zespole się zmieniła?
GH: Oczywiście. Z Jimem było świetnie, a z Laurą jest świetnie na inny sposób. Laura wnosi niesamowitą energię, poczucie humoru i wybitne umiejętności muzyczne. Pracujemy razem od 16–17 lat przy innym projekcie i jest jedną z najlepszych gitarzystek, z jakimi grałem. Jej riffy są niesamowite, a jej styl przenika cały nowy album. Styl Laury, styl Jima i mój świetnie się uzupełniają. Laura początkowo dołączyła jako koncertowa zastępczyni Jima – czasem nie mógł grać z powodu pracy poza muzyką. To Jim sam ją zaproponował jako swoją zastępczynię i wszyscy się zgodziliśmy. Jest bardzo skrupulatna, jeśli chodzi o granie riffów i na żywo jesteśmy naprawdę zgrani. Ostatnio zastąpiła drugiego gitarzystę na koncercie w Brazylii – i dała radę. Jest jak siostra dla każdego z nas i wnosi do zespołu nową energię i charakter.
USM: Czyli wybór Laury był naturalny, skoro już wcześniej zastępowała Jima na koncertach?
GH: Dokładnie. Puściłem Jimowi materiał, który nagraliśmy z Laurą – był zachwycony i powiedział, że to jego ulubiona gitarzystka. Chciał żeby go zastępowała, gdy jego nie będzie. Nikt nie przewidział co się stanie, ale teraz za każdym razem kiedy gramy, oddajemy mu hołd.
USM: Ostatnio gracie na żywo cały album „Darkness Descends” razem z nowym materiałem. Jak udaje się Wam pogodzić szacunek dla przeszłości z pchaniem zespołu naprzód?
GH: Kocham ten nowy album tak bardzo, że najchętniej grałbym wszystkie utwory na żywo – Ron, nasz wokalista, też tak uważa. Uczymy się wszystkiego, żeby móc je zagrać, ale nie obiecujemy, że tak się stanie. Dla wielu osób Dark Angel to zupełnie nowy zespół – ostatni album wyszedł 34 lata temu, a nasi fani są często dużo młodsi. „Darkness Descends” ma już swój status w społeczności thrashowej i wpłynął też na wiele zespołów death metalowych. Jeśli granie całego albumu sprawia ludziom radość – robimy to. To też forma uczczenia Jima Durkina. Doskonale pamiętam tamte czasy – to była dla mnie magia. Mam mocne korzenie w thrashu i to niesamowite, że brałem udział w powstaniu dwóch kamieni milowych: Show No Mercy ze Slayerem i Darkness Descends z Dark Angel.
USM: Nowy album produkowałeś Ty i Rob Shallcross. Jak ta współpraca wpłynęła na brzmienie?
GH: Od 2006 roku zrobiliśmy z Robem razem z 12–15 projektów. Odegrał ogromną rolę w mojej karierze nagraniowej. Nie jestem producentem, ale Rob miał wizję – brzmienie organiczne, bez Pro Toolsa, bez gridów, bez pluginów. Wszystko nagraliśmy na żywo, bez podmiany dźwięków i cyfrowej obróbki. Cały proces odbył się w Armory Studios w Vancouver, gdzie często pracuję. Album miksował Mike Fraser – legenda. Jeśli komuś spodoba się brzmienie – super. Jeśli nie – też w porządku. Ale trzeba nam oddać, że zrobiliśmy coś innego. Ten album aż kipi energią i życiem – to nie są martwe komputerowe dźwięki. Może zapoczątkujemy nowy trend, a może ktoś już to robi – nie wiem. Ale w 2025 roku to wciąż brzmi świeżo.
USM: Z tego, co słyszę od innych artystów – to zdecydowanie inne podejście.
GH: Dobrze wiedzieć! Przyznam, że przez ostatnie trzy lata słuchałem tylko Dark Angel, więc nie mam pojęcia, jak brzmią inne zespoły.

USM: Zostały nam trzy minuty, więc ostatnie pytanie o powrót Dark Angel: Zespół jest znany z brutalności i techniczności. Jak widzisz ewolucję thrashu na przestrzeni dekad i gdzie jest Wasze miejsce w 2025 roku?
GH: Jako jeden z oryginalnych zespołów wiemy, jak tworzyć scenę. Mam wrażenie, że w 2025 roku Dark Angel znowu jest pionierem. Ten album to kamień milowy – pod względem kompozycji i podejścia. Wierzę, że poprowadzimy nową falę thrashu. Taki mam cel – i zwykle udaje mi się osiągać to, co sobie zaplanuję. Jeśli świat się ze mną zgodzi – to będzie coś wielkiego!
USM: Kocham thrash, więc nie mogę się doczekać całego albumu. Jeszcze jedno pytanie – widzę za Tobą plakat Black Sabbath. Widziałeś ich ostatni koncert? Co o nim sądzisz?
GH: Jeszcze nie miałem okazji. Jestem teraz w sali prób – robię wywiady i potem ćwiczę, więc nie widziałem. Ale najważniejsze dla mnie było to, że Bill Ward wrócił do Black Sabbath na ich ostatni występ. Tak powinno być. Wszystkie zespoły były świetne, ale obecność Billa to było dla mnie najważniejsze.
USM: Ja tam byłam – było tak emocjonalnie. Płakałam przez cały występ Ozzy’ego i Sabbath. To było najlepsze możliwe pożegnanie.
GH: Wspaniale.
USM: Nie będę Cię już dłużej zatrzymywać. Dziękuję za rozmowę. Nie mogę się doczekać albumu i mam nadzieję, że zobaczymy się na trasie.
GH: Dzięki! Do zobaczenia w trasie.
Rozmawiała Ula Skowrońska-Malinowska
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: