English version below/Angielska wersja niżej !
Co dzieje się za kulisami Drowning Pool? Jak wygląda powrót Ryana McCombsa, skąd wzięło się „Madness Madness” i co planują na 25-lecie „Sinner”? Miałam okazję pogadać z CJ Piercem o tym, jak wygląda życie w zespole od środka, o muzycznych inspiracjach, wspomnieniach i planach na przyszłość. Wyszła z tego szczera rozmowa pełna energii, anegdot i refleksji – dla tych, którzy chcą poznać Drowning Pool nie tylko ze sceny. A już 3 i 4 sierpnia 2025 zespół zagra w warszawskim klubie Proxima i krakowskim Hype Parku – będzie więc okazja, by zobaczyć ich na żywo. Organizatorem koncertów jest Winiary Bookings.
CJ Pierce: Cześć, właśnie rozmawiałem z chłopakami z zespołu o nowych utworach i planie działania. Skąd dzwonisz?
Ula Skowronska-Malinowska: Jestem z Polski, ale mieszkam w Anglii.
CJP: O, wow — super! Taka mieszanka! Fajnie.
USM: Możemy zaczynać?
CJP: Jasne, jedziemy z tym. Jestem gotowy.
USM: Wydaliście niedawno singiel „Madness Madness”. Czy możesz opowiedzieć, co zainspirowało ten utwór i jaki jest jego przekaz?
CJP: Tak, jest wiele inspiracji do tego utworu — kilka różnych tematów. Ale myślę, że jedną z głównych rzeczy, która to napędzała, była idea: „moje zasady, po mojemu, bawmy się”. To jest twój świat, twoje życie; musisz je ukształtować tak, jak chcesz. Zawsze trzeba walczyć o to, czego się chce. U nas było też sporo spraw biznesowych — trudne momenty z managmentem, wytwórniami i tak dalej. Branża muzyczna ciągle się zmienia. Teraz jesteśmy samowystarczalni. Kiedy pisaliśmy ten utwór, Ryan McCombs właśnie wrócił do zespołu i kiedy go skończyliśmy, naprawdę poczuliśmy: „moje zasady, po mojemu, bawmy się”. To jest moje życie i chcę je tak ułożyć. Świat jest szalony — to szaleństwo — bo garstka elitarnych miliarderów rozdaje karty, a reszta z nas nie tego chciała. To trochę frustrujące. Stąd się to wzięło. Poza tym, jeśli chodzi o riff — jeszcze o tym nie mówiłem, ale powiem teraz. Kiedyś pracowaliśmy z producentem Kato, dawno temu. Był świetnym producentem, robił płyty, które nagrywaliśmy z Ryanem. Pracując nad nowymi utworami zawsze się zastanawiamy: „co by zrobił Kato?”. Podczas pisania riffu do „Madness Madness” miałem sen, w którym Kato klepnął mnie w ramię i obudził, mówiąc: „Możesz zrobić to lepiej”. To było tak realne. Zawsze czuję, że stoi za mną i motywuje mnie żebym grał lepiej.
USM: Niesamowita historia. A tak przy okazji, mówiłeś, że rozmawiałeś z chłopakami o nowych utworach. Możesz coś zdradzić? Nowe utwory, nowa płyta?
CJP: Tak, mamy dużo materiału na stole. W ostatnim tygodniu weszliśmy w pełny tryb twórczy. W przyszłym tygodniu wchodzimy do studia nagrać resztę utworów — musimy wypuścić nową muzykę. To już ostatnia prosta, mamy już sporo rzeczy gotowych, ale jak to w Drowning Pool, w ostatniej chwili pojawiają się nowe pomysły. Stevie, Mike (nasz perkusista), ja, Ryan — każdy wrzuca coś od siebie. Dzisiaj właśnie wszystkie pomysły wylądowały na stole. Zobaczymy, które utwory się wyróżnią i będą godne naszych fanów.
USM: Super, nie mogę się doczekać! Jaki macie proces twórczy podczas pisania utworów? Burza mózgów, czy każdy robi swoje i potem się spotykacie? Jak to wygląda?
CJP: Za każdym razem jest inaczej. Wcześniej miałem więcej czasu na pisanie niż teraz. Im jesteś starszy, tym więcej rzeczy masz na głowie, a do tego sami się zarządzamy, więc dochodzą sprawy biznesowe. Ale kiedy jestem w trybie twórczym, uwielbiam to. Jeśli chodzi o inspiracje, czasem zaczynam od gitary, czasem od beatu perkusyjnego, czasem od melodii czy tekstu, a potem łapię za gitarę. Każdy z nas pisze z innej perspektywy. Na tym etapie każdy z nas ma surowe pomysły, które potem razem omawiamy jako zespół. Wszyscy czterej wyrażamy swoje opinie. Efekt końcowy to coś, co wszyscy kochamy i każdy miał na to wpływ. Myślę, że to słychać w muzyce. Ważne, żeby fani wiedzieli, że to prawdziwe, nie robimy tego dla pieniędzy, tylko dlatego, że to kochamy i wkładamy w to serce. Niektórzy robią to dla sławy czy kasy — nie oceniam. Ale dla mnie to sztuka, ekspresja siebie. Im bardziej jesteśmy szczerzy, tym łatwiej się z tym utożsamić. O to chodzi — żeby to było prawdziwe.
USM: Zdecydowanie, fani to czują. Zbliża się 25 rocznica wydania „Sinner” — jak się czujesz, patrząc wstecz na ten kultowy debiut?
CJP: To już prawie 25 lat. Szaleństwo. Dwudziesta czwarta rocznica była 5 czerwca. To był świetny czas dla nas, będąc lokalnym zespołem w Dallas — tam jest mnóstwo świetnych kapel. Mieliśmy swoje utwory, graliśmy „Tear Away”, „Bodies”, nagle ludzie zaczęli przychodzić, sprzedawaliśmy kluby, zainteresowała się nami wytwórnia. Radio 97.1 The Eagle zaczęło grać nasze dema w eterze i wszystko potoczyło się bardzo szybko. To były niesamowite chwile, zwłaszcza podczas tras zagranicznych — „Jak to, znacie naszą piosenkę po drugiej stronie świata?”. To wspaniałe uczucie. Jestem wdzięczny, że wciąż możemy grać.
USM: Planujecie coś specjalnego na tę rocznicę? Niektóre zespoły grają cały album na trasie.
CJP: Planujemy różne rzeczy na 25-lecie w przyszłym roku. Mamy mnóstwo pomysłów. Przede wszystkim chcę oddać hołd Dave’owi Williamsowi. Ostatnio przenosiłem rzeczy ze starego magazynu do nowego i znalazłem mnóstwo rzeczy o których zapomniałem. Chcę to pokazać światu. O, zobacz — znalazłem kasetę VHS.

USM: O wow!
CJP: Jest podpisana „Live Vampire Lounge”. Graliśmy tam w 1999, jest też „Live at the Sanctuary”. Nie wiem, co jest na tej kasecie, ale to nasze pierwsze koncerty z Dave’em Williamsem. Chcę to pokazać światu. Fajnie by było, prawda? Choć obawiam się, że byliśmy fatalni (śmiech).
USM: Niesamowite! Pewnie nie byliście tacy źli, bo debiutancki album wam wyszedł świetnie, ale na pewno to byłoby bardzo ciekawe zobaczyć takie starocie.
CJP: Tak, sam jestem ciekaw. Muszę znaleźć odtwarzacz VHS, co dziś nie jest łatwe — może w lombardzie.
USM: Twoje riffy gitarowe są kluczowe dla brzmienia zespołu. Jak przez te lata utrzymujesz świeżość i inspiracje w grze?
CJP: Gitara ma sześć strun, a ja ogarnąłem może dwie, trzy! Cały czas się uczę, inspiruje mnie wszystko wokół. Wychowałem się w Nowym Orleanie, miałem szczęście być otoczony muzyką — tata grał na basie i śpiewał, dziadek też. Muzyczna rodzina: jazz, blues, hard rock, metal. Przez chwilę grałem nawet grindcore, potem w kościelnym zespole, w jazz bandzie. Grałem różne style i czerpię z tego, kiedy gram. Muzyka to ekspresja siebie i emocje, ale sercem zawsze byłem w metalu. Zawsze kochałem Panterę. To po prostu z nas wychodzi. Ale słucham wszystkiego. W trasie, zwłaszcza ostatnio, często prowadzę w nocy po koncercie, bo jestem pełen energii. Słucham wtedy całych katalogów Korn, Pantery, Metalliki. To pozwala mi znów się inspirować ulubionymi zespołami.
USM: Nowy album na horyzoncie — gdzie widzisz zespół za kilka lat, muzycznie i osobiście?
CJP: Super, że Ryan McCombs wrócił do zespołu. W przyszłym tygodniu wchodzimy do studia, żeby dokończyć nagrania. Zaraz po tej rozmowie wracam do pracy nad nową muzyką. W przyszłym roku 25-lecie „Sinner” — chcę się skupić na Dave’ie Williamsie, zrobić dla niego coś specjalnego. Potem mamy sporo planów z Ryanem. Chciałbym kiedyś nagrać płytę akustyczną, bo mamy kilka utworów, które chcielibyśmy przerobić. Ryan też ma takie pomysły. Kiedy jest u mnie w Stanach, śpi na tej kanapie i razem tworzymy nowe rzeczy albo wracamy do starych. Może zrobimy „reimagining” kilku utworów. Dużo pomysłów jest na stole.
USM: Brzmi ekscytująco! Wracając do muzyki — wasze utwory zawsze niosą duży ładunek emocjonalny. Jaką rolę odgrywa gitara w procesie pisania?
CJP: Gitara to moje główne narzędzie ekspresji. Przykład: niedawno graliśmy trasę z Godsmack i POD, słyszałem jak Sonny z POD mówił o znaczeniu i emocjach w utworze. U mnie np. „Tear Away” zaczęło się od riffu, nad którym pracowałem, Dave wbiegł i zaczął śpiewać. Wiedziałem, że mamy coś dobrego. Dla Dave’a ten utwór miał jedno znaczenie, po jego śmierci dla mnie nabrał innego sensu. Teraz to dla mnie piosenka o szacunku do siebie, o tym, że trzeba kochać siebie, zanim pokocha się innych. Tak to teraz widzę.

USM: Dokładnie tak — trzeba kochać siebie, zanim pokocha się innych. Psycholog by to potwierdził! Tylko że fani nie słuchają tekstów, tylko skaczą na scenę!
CJP: Tak, skaczą na scenę, łapią ich. Mówię: „Rozstąpcie się, niech upadną!” Żartuję! Proszę, łapcie ich, niech nie upadają. Żarty — wciąż mam ich sporo!
USM: Patrząc wstecz, czy jest utwór lub album, który był przełomowy poza debiutem?
CJP: Kocham wszystkie za różne rzeczy i okresy w życiu. Ale z Ryanem McCombsem, kiedy wydaliśmy „Feel Like I Do”, to był przełom. Wtedy jeszcze były płyty CD, ale przechodziliśmy na cyfrowe wydania. Pamiętam, jak zadzwoniła wytwórnia: „Wiem, że premiera za miesiąc, ale wasza muzyka już wyciekła”. Byłem wściekły, ale na pierwszym koncercie — Pop Evil grali przed nami, Snoop Dogg też tam był, na stadionie w Michigan — zagraliśmy „Feel Like I Do” i wszyscy śpiewali, bo już mieli ten utwór. Więc nie byłem aż tak zły. To był przełom. „37 Stitches” to też świetny numer. Z Ryanem dobrze się pisze i nie mogę się doczekać nowych utworów. Właśnie rozmawiałem z Mikiem i Steviem, chcemy wrzucić jak najwięcej materiału i zobaczyć, co się sprawdzi. Stevie ma świetny pomysł na jeden utwór, ja mam kilka mocniejszych. W trasie z Godsmack i POD pisałem nowe rzeczy w łazience na stacji benzynowej o 2-3 w nocy.
USM: Jesteście na scenie metalowej od dekad — jak myślisz, co sprawia, że Drowning Pool wciąż jest blisko swoich fanów?
CJP: Myślę, że chodzi o szczerość. To widać na scenie, szczególnie na żywo. Znamy się z chłopakami od liceum. Nie mam nic do zespołów z wynajętymi muzykami czy jednym autorem, ale my jesteśmy po prostu czterema gośćmi, którzy kochają grać. To się czuje — naszą pasję i miłość do muzyki. Kocham występować, pisać, grać — ta szczerość jest w utworach. To daje prawdziwą więź, kiedy nie udajesz, tylko jesteś sobą. Każdy z nas przechodzi przez różne rzeczy, czasem wydaje się, że to dotyczy tylko ciebie, ale tak naprawdę wszyscy przez to przechodzimy. Razem damy radę.
USM: Co jest najtrudniejsze w trasach, a co daje największą satysfakcję?
CJP: Najtrudniejsze teraz to pogodzenie spraw biznesowych — sami się zarządzamy, więc dużo spada na mnie. Trzeba ogarnąć biznes, rodzinę, a potem przełączyć się na tryb sceniczny. Najważniejsze, żeby każdy dostał uwagę, żeby wszystko było załatwione, a potem wejść w tryb koncertu. Największa satysfakcja to spotkania z fanami każdej nocy. Uwielbiam słuchać historii, poznawać nowe kraje i kultury — to niesamowite.

USM: Ostatnio graliście z dużymi nazwami, jak np. Godsmack. Czy takie doświadczenia was kształtują? Czy wpływa na was to, z kim gracie, czy po prostu jesteście sobą?
CJP: Staram się inspirować wszystkim. To wpływa, gdy widzisz kolegów po fachu — P.O.D. zawsze podnosi poprzeczkę, Godsmack też. Sully przeszedł długą drogę, fajnie być z nimi przyjaciółmi. Zaczynaliśmy w tym samym czasie. Nasza kariera to rollercoaster, więc fajnie widzieć, jak znajomi idą dalej. To, że wciąż tu jesteśmy, też inspiruje. Po koncercie, zwłaszcza po „Bodies”, łapię za gitarę i piszę nowe riffy na świeżo z adrenaliną.
USM: Gdybyś mógł pogadać ze sobą w wieku 20 lat, jaką dałbyś sobie radę na wejście w świat rocka?
CJP: Nie rób tego, Ryan! Żartuję. Powiedziałbym: tylko dlatego, że jest darmowy alkohol każdej nocy, nie musisz pić wszystkiego. Tylko dlatego, że ktoś ci coś daje, nie musisz brać wszystkiego. Byłem bardzo wesoły przez długi czas — pewnie przez 10-15 lat byłem na rauszu, ale słyszałem historie, że bawiłem się zbyt dobrze. Powiedziałbym sobie: nie imprezuj aż tak. Nie musisz. Wiele historii zaczyna się od „nie wierzę, że żyjesz”. Trochę więcej odpowiedzialności w młodszym wieku by się przydało. Poza tym: korzystaj z każdej chwili na pisanie i granie muzyki. Teraz, między biznesem a rodziną, kiedy wszyscy idą spać, gram na gitarze do 3-4 rano, ale potem nie śpię.
USM: Z tak długą historią tras — jesteś dinozaurem, trochę wampirem z Nowego Orleanu — masz jakieś rytuały lub rutyny przed koncertem, które cię nakręcają? Wasze koncerty są pełne energii!
CJP: Godzinę przed koncertem puszczamy muzykę i razem jamujemy. Każdy ma inną playlistę, ale teraz więcej śpiewamy razem niż kiedyś. Ryan, wszyscy się rozgrzewamy, nakręcamy na koncert — to jak metalowy trening. Dużo skaczę na scenie, nie wiem jak to robię dzień w dzień — boli, ale nie mówię o tym. Kostki mnie nienawidzą! To trening i nastawienie. Czasem nie jestem w tym samym stanie ducha, co gdy pisałem piosenkę, ale występ przywraca te emocje. Kiedyś byłem bardziej wściekły, mamy ciężkie utwory, ale teraz jestem szczęśliwy! Gramy razem całe życie, więc mogę zamknąć oczy i czuję, co robią chłopaki.
USM: Wspomniałeś o powrocie Ryana — czy coś się zmieniło? Nie było go w zespole przez 13 lat.
CJP: Myślałem, że robimy trzy miesiące przerwy, a wyszło 13 lat! Nie, nie było dziwnie. Graliśmy razem nawet jak był w Soil, zawsze mieliśmy dobrą relacje. Wtedy każdy miał swoje sprawy, potrzebowaliśmy przerwy. Jason Moreno był lokalnym chłopakiem, miał unikalny głos, więc spróbowaliśmy czegoś nowego. Ale super, że Ryan wrócił — to świetny kumpel, ma potężny głos. Fajnie znowu grać razem. Kiedy jest w Stanach, mieszka u mnie. Jesteśmy jak rodzina. Komunikacja jest teraz dużo lepsza. Kiedyś się biliśmy po koncertach — nie powinienem tego mówić, ale to prawda! Po prostu byliśmy młodzi i głupi. Teraz jest lepiej, każdy ma świetne pomysły, wszyscy się angażują. To nasz projekt naukowy z metalu! Nie sądziłem, że tu będziemy, ale jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek.
USM: Gdybyś miał stworzyć nowy podgatunek opisujący obecne brzmienie Drowning Pool, jak byś go nazwał?
CJP: To mieszanka starej i nowej szkoły. Podstawą zawsze był metal. Mówią o nas „nu-metal deathcore” czy coś takiego. Chciałbym to wyjaśnić: mamy piosenkę, gdzie pada „We are the devil and life is hell”. Chodzi o to, że sami sobie komplikujemy życie — to nie znaczy, że czcimy diabła! To metafora. Deathcore — nie wiem, skąd to się wzięło. Nu-metal na pewno, bo z tej epoki pochodzimy. Nie mam problemu z tą etykietą. Gram metal, ale wtedy to była nowość. Deathcore — nie wiem, skąd to się wzięło, ale mamy ciężkie numery. Grałem też w Flesh Parade, grindcore/deathcore, może stąd to skojarzenie.

USM: Niesamowite jak dobrze nam się rozmawia.
CJP: To prawda, teraz ja o coś zapytam – Jak długo robisz wywiady?
USM: Niezbyt długo — to mój drugi rok, ale uwielbiam to. Nie dostaję za to pieniędzy, robię to z miłości do muzyki.
CJP: To wpadnij na koncert, postawię ci drinka! Dam ci 20 dolarów napiwku za rozmowę ze mną — to musi być czasem bolesne! (śmiech) Ale robisz to z miłości do muzyki, ja też. Wciąż się ekscytuję, wciąż jestem fanem. Nawet jak mamy swoje rzeczy, nigdy nie czuję się „sławny”. Nie jestem tak zaprogramowany. Zawsze się jaram, jak np. gramy z Korn — to jeden z moich ulubionych zespołów. Znamy się, graliśmy razem „Roots Bloody Roots” na Shiprocked. To było niesamowite być z nimi na scenie.
USM: To dla mnie ogromna satysfakcja — móc pogadać z ludźmi, których oglądałam w TV czy słuchałam w samochodzie. Bardzo zawsze jestem wdzięczna za poświęcony czas i odpowiedzi.
CJP: Gramy niedługo u was — uwielbiam grać w UK. Ostatni koncert z Godsmack był niesamowity. Wpadnij, wpiszę cię na listę gości.
USM: Okej, ostatnie pytanie: jak chciałbyś, żeby zapamiętano Drowning Pool jako zespół i muzyków? Jaka będzie Wasza spuścizna.
CJP: Nasza spuścizna? To była jazda bez trzymanki. Wszystko, co może się przydarzyć zespołowi, nas spotkało — rozstania, uzależnienia, problemy osobiste, wszystko. Przeszliśmy przez to i wciąż gramy razem. Chciałbym, żeby ludzie poznali Dave’a Williamsa. Mieliśmy z nim cztery magiczne lata — był prawdziwą gwiazdą, kochał muzykę, miał niesamowitą osobowość. Mieliśmy szczęście, że z nim graliśmy, i wielka strata, że odszedł tak młodo — kardiomiopatia, 30 lat. W przyszłym roku chcę się skupić na Dave’ie. Mam mnóstwo materiałów — wideo, taśmy z prób, niewydane utwory. Chciałbym, żeby nasza spuścizna pokazała, skąd pochodzimy — prawdziwi metalowcy z Nowego Orleanu i Dallas. Southern metal, no!
USM: Bardzo dziękuję za rozmowę. To była ogromna przyjemność — jesteś świetnym gościem. Zawsze się stresuję, jak ktoś mnie potraktuje, ale byłeś niesamowity.
CJP: Dziękuję. Nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć na koncercie! Na który przyjdziesz?
USM: Postaram się w UK. Bardzo dziękuję. Miłego wieczoru!
CJP: Tobie też. Trzymaj się!
Rozmawiała Ula Skowrońska-Malinowska
ENGLISH VERSION
What’s really going on behind the scenes in Drowning Pool? How does Ryan McCombs’ return feel, where did “Madness Madness” come from, and what’s in store for the 25th anniversary of “Sinner”? I had the chance to chat with CJ Pierce about life inside the band, musical inspirations, memories, and future plans. The result is an honest, energetic conversation full of stories and reflections — perfect for anyone curious to see a different side of Drowning Pool. And on August 3rd and 4rd, 2025, the band will perform live at Proxima Club in Warsaw and Hype Park In Krakow — a great chance to catch them on stage! The concert organizer is Winiary Bookings.
CJ Pierce: Hi, I was just talking with the guys from the band about new songs and our action plan. Where are you calling from?
Ula Skowronska-Malinowska: I’m from Poland, but I live in England.
CJP: Oh, wow — that’s awesome! What a mix! Cool.
USM: Can we start?
CJP: Sure, let’s do it. I’m ready.
USM: You recently released the single „Madness Madness.” Can you tell us what inspired this song and what its message is?
CJP: Yeah, there are a lot of inspirations behind this song — a few different themes. But I think one of the main driving forces was the idea: „my rules, my way, let’s have fun.” It’s your world, your life; you have to shape it the way you want. You always have to fight for what you want. For us, there were also a lot of business issues — tough times with management, labels, and so on. The music industry keeps changing. Now we’re self-sufficient. When we were writing this song, Ryan McCombs had just come back to the band, and when we finished it, we really felt: „my rules, my way, let’s have fun.” This is my life and I want to live it my way. The world is crazy — it’s madness — because a handful of elite billionaires are calling the shots, and the rest of us didn’t ask for that. It’s a bit frustrating. That’s where it came from. Also, about the riff — I haven’t talked about this before, but I’ll say it now. We used to work with producer Kato, a long time ago. He was a great producer, he did the albums we recorded with Ryan. When working on new songs, we always ask ourselves: „what would Kato do?” While writing the riff for „Madness Madness,” I had a dream where Kato tapped me on the shoulder and woke me up, saying: „You can do better.” It felt so real. I always feel like he’s behind me, motivating me to play better.
USM: That’s an amazing story. By the way, you mentioned talking with the guys about new songs. Can you share anything? New tracks, a new album?
CJP: Yeah, we’ve got a lot of material on the table. Last week we went into full creative mode. Next week we’re going into the studio to record the rest of the songs — we need to release new music. We’re in the final stretch, we’ve got a lot ready, but as always with Drowning Pool, new ideas come up at the last minute. Stevie, Mike (our drummer), me, Ryan — everyone brings something to the table. Today, all the ideas ended up on the table. We’ll see which songs stand out and are worthy of our fans.
USM: Awesome, I can’t wait! What’s your creative process when writing songs? Brainstorming, or does everyone do their own thing and then you meet up? How does it look?
CJP: It’s different every time. I used to have more time to write than I do now. The older you get, the more things you have on your plate, and since we manage ourselves, there are business matters too. But when I’m in creative mode, I love it. As for inspiration, sometimes I start with the guitar, sometimes with a drum beat, sometimes with a melody or lyrics, and then I grab the guitar. Each of us writes from a different perspective. At this stage, we all have raw ideas, which we then discuss together as a band. All four of us give our opinions. The final result is something we all love, and everyone had a hand in it. I think you can hear that in the music. It’s important for fans to know it’s real, we’re not doing it for the money, but because we love it and put our hearts into it. Some people do it for fame or cash — I’m not judging. But for me, it’s art, self-expression. The more honest we are, the easier it is to relate. That’s what it’s about — being real.
USM: Definitely, the fans can feel that. The 25th anniversary of „Sinner” is coming up — how do you feel looking back at that iconic debut?
CJP: It’s almost 25 years. Crazy. The 24th anniversary was June 5th. That was a great time for us, being a local band in Dallas — there are a lot of great bands there. We had our songs, played „Tear Away,” „Bodies,” suddenly people started showing up, we were selling out clubs, labels got interested. Radio 97.1 The Eagle started playing our demos on air and everything happened really fast. Those were amazing times, especially touring abroad — „Wait, you know our song on the other side of the world?” It’s a wonderful feeling. I’m grateful we can still play.
USM: Are you planning anything special for the anniversary? Some bands play the whole album on tour.
CJP: We’re planning a lot for the 25th next year. We’ve got tons of ideas. Most importantly, I want to pay tribute to Dave Williams. Recently I was moving stuff from the old storage to the new one and found a lot of things I’d forgotten about. I want to show that to the world. Oh, look — I found a VHS tape.

USM: Oh wow!
CJP: It’s labeled „Live Vampire Lounge.” We played there in 1999, there’s also „Live at the Sanctuary.” I don’t know what’s on that tape, but it’s our first shows with Dave Williams. I want to show that to the world. It would be cool, right? Though I’m afraid we were terrible (laughs).
USM: Amazing! You probably weren’t that bad, since your debut album turned out great, but it would definitely be interesting to see those oldies.
CJP: Yeah, I’m curious myself. I need to find a VHS player, which isn’t easy these days — maybe at a pawn shop.
USM: Your guitar riffs are key to the band’s sound. How do you keep your playing fresh and inspired over the years?
CJP: The guitar has six strings, and I’ve maybe mastered two or three! I’m always learning, everything around me inspires me. I grew up in New Orleans, I was lucky to be surrounded by music — my dad played bass and sang, my grandpa too. Musical family: jazz, blues, hard rock, metal. For a while I even played grindcore, then in a church band, in a jazz band. I played different styles and I draw from that when I play. Music is self-expression and emotion, but my heart was always in metal. I always loved Pantera. It just comes out of us. But I listen to everything. On tour, especially lately, I often drive at night after a show because I’m full of energy. I listen to whole catalogs of Korn, Pantera, Metallica. That lets me get inspired again by my favorite bands.
USM: A new album on the horizon — where do you see the band in a few years, musically and personally?
CJP: It’s great that Ryan McCombs is back in the band. Next week we’re going into the studio to finish recording. Right after this conversation, I’m going back to work on new music. Next year is the 25th anniversary of „Sinner” — I want to focus on Dave Williams, do something special for him. Then we’ve got a lot of plans with Ryan. I’d like to record an acoustic album one day, because we have some songs we’d like to rework. Ryan has those ideas too. When he’s in the States, he sleeps on that couch, and we create new things together or revisit old ones. Maybe we’ll do a „reimagining” of some tracks. Lots of ideas on the table.
USM: Sounds exciting! Back to the music — your songs always carry a lot of emotional weight. What role does the guitar play in the writing process?
CJP: Guitar is my main tool of expression. For example: recently we toured with Godsmack and POD, I heard Sonny from POD talk about meaning and emotion in a song. For me, like with „Tear Away,” it started with a riff I was working on, Dave ran in and started singing. I knew we had something good. For Dave, that song meant one thing, after his death it took on a different meaning for me. Now it’s a song about self-respect, about loving yourself before you can love others. That’s how I see it now.

USM: Exactly — you have to love yourself before you can love others. A psychologist would confirm that! Only fans don’t listen to the lyrics, they just stage dive!
CJP: Yeah, they stage dive, people catch them. I say: „Move aside, let them fall!” Just kidding! Please, catch them, don’t let them fall. Jokes — I still have plenty!
USM: Looking back, is there a song or album that was a breakthrough for you besides the debut?
CJP: I love them all for different reasons and times in my life. But with Ryan McCombs, when we released „Feel Like I Do,” that was a breakthrough. CDs were still a thing, but we were moving to digital releases. I remember the label called: „I know the premiere is in a month, but your music has already leaked.” I was mad, but at the first show — Pop Evil played before us, Snoop Dogg was there too, at a stadium in Michigan — we played „Feel Like I Do” and everyone was singing along because they already had the song. So I wasn’t that mad. That was a breakthrough. „37 Stitches” is also a great track. Writing with Ryan is great and I can’t wait for the new songs. I was just talking to Mike and Stevie, we want to put as much material as possible and see what works. Stevie has a great idea for one song, I have a few heavier ones. On tour with Godsmack and POD I was writing new stuff in the bathroom at a gas station at 2-3 am.
USM: You’ve been on the metal scene for decades — what do you think keeps Drowning Pool close to its fans?
CJP: I think it’s honesty. You can see it on stage, especially live. We’ve known each other since high school. Nothing against bands with hired musicians or one songwriter, but we’re just four guys who love to play. You can feel it — our passion and love for music. I love performing, writing, playing — that honesty is in the songs. That creates a real bond, when you’re not pretending, just being yourself. Each of us goes through different things, sometimes it seems like it’s only you, but really, we all go through it. Together, we can make it.
USM: What’s the hardest part of touring, and what gives you the most satisfaction?
CJP: The hardest thing now is balancing business — we manage ourselves, so a lot falls on me. You have to handle business, family, and then switch to stage mode. The most important thing is to make sure everyone gets attention, everything is sorted, and then go into concert mode. The greatest satisfaction is meeting fans every night. I love hearing stories, discovering new countries and cultures — it’s amazing.

USM: Recently you played with big names like Godsmack. Do those experiences shape you? Does it matter who you play with, or are you just yourselves?
CJP: I try to be inspired by everything. It has an impact when you see your peers — P.O.D. always raises the bar, Godsmack too. Sully has come a long way, it’s cool to be friends with them. We started at the same time. Our career is a rollercoaster, so it’s nice to see friends keep going. The fact that we’re still here is inspiring too. After a show, especially after „Bodies,” I grab the guitar and write new riffs, fresh with adrenaline.
USM: If you could talk to your 20-year-old self, what advice would you give for entering the rock world?
CJP: Don’t do it, Ryan! Just kidding. I’d say: just because there’s free alcohol every night, you don’t have to drink it all. Just because someone gives you something, you don’t have to take it all. I was very cheerful for a long time — probably for 10-15 years I was buzzed, but I’ve heard stories that I partied too hard. I’d say: don’t party that much. You don’t have to. Many stories start with „I can’t believe you’re alive.” A bit more responsibility at a younger age would have helped. Besides that: use every moment to write and play music. Now, between business and family, when everyone goes to sleep, I play guitar until 3-4 am, but then I don’t sleep.
USM: With such a long touring history — you’re a dinosaur, a bit of a vampire from New Orleans — do you have any rituals or routines before a show that get you pumped? Your concerts are full of energy!
CJP: An hour before the show we play music and jam together. Everyone has a different playlist, but now we sing together more than before. Ryan, all of us warm up, get hyped for the show — it’s like a metal workout. I jump a lot on stage, I don’t know how I do it day after day — it hurts, but I don’t talk about it. My ankles hate me! It’s training and mindset. Sometimes I’m not in the same headspace as when I wrote the song, but performing brings those emotions back. I used to be angrier, we have heavy songs, but now I’m happy! We’ve played together our whole lives, so I can close my eyes and feel what the guys are doing.
USM: You mentioned Ryan’s return — has anything changed? He was out of the band for 13 years.
CJP: I thought we were taking a three-month break, and it turned into 13 years! No, it wasn’t weird. We played together even when he was in Soil, we always had a good relationship. Back then everyone had their own things, we needed a break. Jason Moreno was a local guy, had a unique voice, so we tried something new. But it’s great that Ryan’s back — he’s a great guy, has a powerful voice. It’s fun to play together again. When he’s in the States, he stays at my place. We’re like family. Communication is much better now. We used to fight after shows — I shouldn’t say that, but it’s true! We were just young and dumb. Now it’s better, everyone has great ideas, everyone gets involved. It’s our metal science project! I didn’t think we’d be here, but I’m happier than ever.
USM: If you had to create a new subgenre to describe Drowning Pool’s current sound, what would you call it?
CJP: It’s a mix of old and new school. The foundation has always been metal. They call us „nu-metal deathcore” or something like that. I’d like to clarify: we have a song where the line goes „We are the devil and life is hell.” It’s about how we complicate life for ourselves — it doesn’t mean we worship the devil! It’s a metaphor. Deathcore — I don’t know where that came from. Nu-metal for sure, because that’s the era we come from. I have no problem with that label. I play metal, but back then it was something new. Deathcore — not sure where that came from, but we have heavy songs. I also played in Flesh Parade, grindcore/deathcore, maybe that’s the association.

USM: It’s amazing how well we’re talking.
CJP: That’s true, now let me ask you something — how long have you been doing interviews?
USM: Not very long — this is my second year, but I love it. I don’t get paid, I do it for the love of music.
CJP: Then come to a show, I’ll buy you a drink! I’ll give you a $20 tip for talking to me — it must be painful sometimes! (laughs) But you do it for the love of music, so do I. I still get excited, I’m still a fan. Even though we have our own stuff, I never feel „famous.” I’m not wired that way. I still get excited, like when we play with Korn — that’s one of my favorite bands. We know each other, we played „Roots Bloody Roots” together on Shiprocked. It was amazing to be on stage with them.
USM: It’s a huge satisfaction for me — to be able to talk to people I watched on TV or listened to in the car. I’m always very grateful for the time and answers.
CJP: We’re playing over there soon — I love playing in the UK. The last show with Godsmack was amazing. Come by, I’ll put you on the guest list.
USM: Okay, last question: how would you like Drowning Pool to be remembered as a band and as musicians? What will your legacy be?
CJP: Our legacy? It’s been a wild ride. Everything that can happen to a band has happened to us — breakups, addictions, personal problems, everything. We’ve been through it all and we’re still playing together. I’d like people to get to know Dave Williams. We had four magical years with him — he was a real star, loved music, had an amazing personality. We were lucky to play with him, and it’s a huge loss that he left so young — cardiomyopathy, 30 years old. Next year I want to focus on Dave. I have a lot of material — videos, rehearsal tapes, unreleased songs. I’d like our legacy to show where we come from — real metalheads from New Orleans and Dallas. Southern metal, yeah!
USM: Thank you so much for the interview. It was a real pleasure — you’re a great guy. I’m always nervous about how someone will treat me, but you were amazing.
CJP: Thank you. Can’t wait to see you at a show! Which one will you come to?
USM: I’ll try in the UK. Thank you so much. Have a great evening!
CJP: You too. Take care!
Ula Skowrońska-Malinowska
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: