IKS

Poison Heart [Rozmowa]

poison-heart-rozmowa

Po 7 latach od wydania „Heart Of Black City” ukazał się nowy album warszawskich punk’n’rollowców z Poison Heart zatytułowany „Love, Lies and Hard Times”, mający jeszcze bardziej rock and rollowe inklinacje, niż wcześmniej. O tym, co spowodowało przerwę wydawniczą, a przede wszystkim o zawartości płyty opowiedział mi gitarzysta Paweł Kozicki.

 

MM: Poprzednie płyty wydawaliście w odstępach dwuletnich. Dlaczego więc na „Love, Lies And Hard Times” trzeba było czekać aż 7 lat?

 

 

PK: Rzeczywiście, poprzednie płyty pojawiały się co dwa lata, więc sam czasem się zastanawiam, czemu tym razem minęło aż siedem. Co ciekawe, większość numerów była gotowa już od dawna. Tym razem jednak podeszliśmy do tego na chłodno – nie chcieliśmy powtarzać „Heart Of Black City”, tylko spojrzeć na te kawałki z dystansem. Nie było też większej presji. Pandemia na pewno nas trochę wyhamowała, ale świadomie postanowiliśmy się nie spieszyć. Ślady nagraliśmy już rok temu, a ponieważ wszystko rejestrował nasz gitarzysta Grzesiek w Silent Scream Studio, mieliśmy po prostu czas, żeby zrobić to po swojemu – spokojnie i bez ciśnienia.

 

MM: Mimo tego, materiał nie jest znów zbyt długi – niespełna 30 minut

 

 

PK: W zasadzie wszystkie nasze płyty miały podobną długość. Zawsze staramy się zostawić pewien niedosyt. Teoretycznie można by dorzucić jeszcze ze dwa numery, ale sami mieliśmy co do tego wątpliwości. Tworzenie nowych kawałków, mając już jakiś katalog za sobą, to nie jest prosta sprawa – łatwo wpaść w pułapkę powtarzalności. Dlatego przykładamy dużą wagę do każdego numeru. Taki „Precedens” zmieniał się chyba trzy razy, zanim powstała wersja, którą słychać na płycie. I mam tu na myśli większe zmiany, a nie tylko detale.

 

 

MM: Na płycie są też – nie po raz pierwszy w waszym przypadku – numery po polsku.

 

PK: Zgadza się, polskie numery pojawiły się już na naszym demie „Goin’ On”, a nawet „Bad Girl” było po polsku na „Wasted”. Na początku mieliśmy trochę mieszane uczucia co do tej decyzji, bo te kawałki brzmiały dla nas trochę dziwnie. Mieliśmy zresztą możliwość porównać, bo część z nich miała też wersje po angielsku. Ale w końcu trzeba było podjąć decyzję – bo kiedy, jak nie teraz? Co ciekawe, spotkaliśmy się z całkiem pozytywnym feedbackiem na temat numerów po polsku.

 

MM: A nie myśleliście, by nagrać całą płytę po polsku?

 

PK: Takich pomysłów jeszcze nie mieliśmy. Ciężko nam to sobie nawet wyobrazić, bo od początku staramy się działać globalnie. Chociaż z drugiej strony, są zespoły jak Kvelertak, które pokazują, że da się to ograć na własnych zasadach. Jeśli kiedyś pojawi się cała płyta po polsku, to wiedz, że to był Twój pomysł (śmiech).

 

 

MM: Mam wrażenie, że ten album jest bardziej rockandrollowy, niż poprzednie.

 

PK: Może tak być. Tak jak wspominałem wcześniej, szukaliśmy czegoś innego, żeby się nie powielać. Do tego doszła zmiana w składzie, Kamila Sontka zastąpił Greg, który musiał szybko uruchomić swoją kreatywność przy tworzeniu melodii. I chyba słychać to na tej płycie. Myślę, że Greg świetnie się w tym odnalazł. Ja osobiście mam też wrażenie, że jest tu mniej Skandynawii, niż zwykle. Ale fakt, te riffy są chyba bardziej rock’n’rollowe.

 

 

MM: No właśnie – te melodie nie są wymuszone. Tak jakby same wychodziły Wam spod palców.

 

PK: Tak jest. Na riffach są zawsze trochę bardziej ograniczone możliwości, ale to melodia dodaje numerom charakteru i smaku. Sami lubimy słuchać muzyki, w której melodia gra główną rolę, więc naturalnie też taką muzykę chcemy tworzyć.

 

zdj. Łukasz Skarbek

 

 

MM: A jak było z tekstami na tej płycie? Bo jak by nie patrzeć – traktuje ona w dużej mierze o relacjach

 

PK: Tak, słuszna uwaga. Relacje to zdecydowanie motyw przewodni tej płyty. Myślę, że wynika to też z faktu, że poza zespołem spędzamy ze sobą sporo czasu i te nasze prywatne relacje są czymś trwałym – nie kończą się na sali prób czy koncertach. Ale z drugiej strony, teksty odnoszą się też do szerszych relacji, które działy się wokół nas. Mam na myśli większe wydarzenia, jak pandemia czy wojna. Sam tytuł płyty trochę to sugeruje.

 

 

MM: Jaki w takim razie jest dziś status Poison Heart, bo wydaje mi się, że jesteście trochę mniej aktywni, niż chociażby przed pandemią?

 

PK: Generalnie ostatnio byliśmy mocno skupieni na dokończeniu płyty, a do tego doszły też różne prywatne obowiązki, które nie ułatwiały działania. Wszystko się trochę nawarstwiło, ale myślę, że jesteśmy teraz na dobrej drodze – samo wydanie tego albumu jest też tego dowodem. Przez dłuższy czas działaliśmy głównie na zapleczu, więc można było odnieść wrażenie, że jesteśmy nieaktywni. Na jesień planujemy się bardziej uaktywnić koncertowo, odwiedzić stare miejsca, ale też zagrać w nowych. Co ciekawe, mamy już parę nowych numerów i zaczynamy pracować nad kolejnymi.

 

 

MM: A myślicie już o nowej płycie?

 

PK: Na dziś bardziej myślimy o EP-ce, 3–4 numery, ale to wszystko zależy od tego, jak bardzo będziemy twórczy w najbliższym czasie. Nie chcę zapeszać, bo zazwyczaj mamy mocny start, a potem wszystko zwalnia… Pewnie jak u wielu zespołów.

 

 

Rozmawiał  Maciej Majewski

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

 

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz