Bright Ophidia to weterani z Białegostoku, którzy od końca lat 90-tych, kroczą własną ścieżką gdzieś pomiędzy progresją, alternatywą i metalowym ciężarem. Na koncie mają występy u boku Dream Theater, Opeth czy Haken, a ich dyskografia to cztery albumy wydane na przestrzeni kilkunastu lat: od „Coma” (2002) po „Fighting The Gravity” (2017). Po ośmioletniej przerwie wracają z nową płytą, która bez pardonu wjeżdża w muzyczny krajobraz jak burza z piorunami: „Quiet and Calm”. Czy ten tytuł jest nieprawdziwy? Tak, ale jedynie częściowo.
„Quiet and Calm” to nie tylko powrót — to manifest. Album nagrany w Lagrunge Studio, zmiksowany przez Krzysztofa Murawskiego i zmasterowany przez Richarda Addisona, to doskonale brzmiąca maszyna, która nie boi się emocji, ciężaru, zaskoczenia i melodii. Już pierwsze dźwięki „Anger” zapowiadają, że będzie inaczej: słowiańskie wokale, etniczne instrumenty, a potem BUM! Wpada sekcja rytmiczna jak taran, a wokal wypluwa emocje z intensywnością godną starego dobrego KoЯna. Ten numer jest zderzeniem światów: folkowego rytuału i brutalnej, progmetalowej nawałnicy. I działa to znakomicie, bo takiego połączenia na krajowej scenie ze świecą szukać. A to dopiero początek.

W „Survive” Bright Ophidia łapie nieco lżejszy, bardziej rockowy groove, ale nie odpuszcza jakości. Jest przebojowo, melodyjnie, z dobrze osadzonym riffem i solówką, która daje oddech, a jednak czuć, że zespół nie spuszcza z tonu. Mimo większej przystępności, siła pozostaje. Ta lekkość kontrastuje z kolejnymi numerami, w których zespół już w pełni rozgrywa karty progresywnego szaleństwa.
„In Disquose” to przykład, jak pięknie można połączyć elektronikę z metalem. Bas pulsuje, sekcja łamie rytmy z matematyczną precyzją, a wszystko napędza narastająca energia. Kiedy gitara zaczyna swoje solo, robi się naprawdę elegancko — światowy poziom, który może śmiało konkurować z gigantami gatunku. Ten numer aż prosi się o sceniczne rozwinięcie w wersji live — będzie petarda. Z kolei „Cold Embrace” pokazuje, jak bardzo Bright Ophidia potrafi lawirować między mrokiem a przystępnością. Gitary gadają ze sobą jak starzy kumple z tras koncertowych, sekcja miażdży, ale robi to z klasą. Sporo się tu dzieje: zmiany tempa, rytmiczne przesunięcia, ale wszystko pozostaje spójne. Skomplikowane? Tak. Ale wciągające i przejrzyste zarazem.
Wreszcie „In Your Eyes” — jedna z najmocniejszych rzeczy na płycie. Tu wszystko gra: ciężar, melorecytacja, melodyjny refren, który zostaje w głowie, a przede wszystkim kapitalna kompozycja, która pokazuje pełnię możliwości zespołu. Prog, groove, emocje, riffy — niczego tu nie brakuje. A wszystko w idealnych proporcjach.
Słuchając „Quiet and Calm”, nie sposób nie zwrócić uwagi na potężną produkcję. Dźwięk jest selektywny, przestrzenny, każda warstwa znajduje swoje miejsce. Sekcja rytmiczna to potwór, który pędzi do przodu z precyzją godną szwajcarskiego zegarka, a wokal raz zdziera gardło, raz śpiewa niemal z czułością. Gitarzyści robią tu robotę nie tylko riffem, ale też artykulacją, frazowaniem, dialogiem między partiami. Warto również pochylić się nad tekstową warstwą płyty. Artyści mówią o przemianach emocjonalnych, stanie zawieszenia, trwaniu w oku cyklonu — i to wszystko słychać. To muzyka pełna napięcia, która potrafi wznieść się i opaść, porwać i przygnieść.
„Quiet and Calm” to nie tylko bardzo dobry powrót Bright Ophidia. To dowód, że zespół ma nadal wiele do powiedzenia, a ich muzyka potrafi wciągnąć, poruszyć i skopać tyłek. Nieco łagodniejszy ton niż w przeszłości? Być może. Ale to tylko pozór: pod powierzchnią czai się potężna siła, pachnąca latami 90., ale zrealizowana z nowoczesnym rozmachem i dojrzałością. Pozycja obowiązkowa dla fanów progresywnego metalu, który nie boi się melodii, rytmicznego łamania schematów i emocjonalnych treści.
Ocena: 5/6
Marek Pruszczyński (Dezarbuzator)
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. „Quiet and Calm” oraz inne wydawnictwa zespołu Bright Ophidia możecie nabyć na bandcamp zespołu (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: