Ojcze! Tato! Jakie twoje imię jest
A może Świętej Pamięci Brat Joka odpowiedź już zna
A może nie a może tak
A może tak tak tak tak! Ah
W środku majówki spadła jak grom z jasnego nieba wiadomość, że Michał Marten czyli popularny Joka zmarł w wieku niespełna 48 lat. Jeden z ojców założycieli polskiego rapu, absolutny prekursor kultury hip-hop, błyskotliwy MC i tekściarz ze zdumiewającą łatwością układania błyskotliwych linijek w swoich zwrotkach.
Zawsze szybko umierają tacy jak ja
Tacy sami lecz ciągną nitki inny kolor
Wiedzcie że jest
Bo ktoś musi być
Bo tak łatwiej żyć
W to można uwierzyć
Dziwne uczucie. Bardzo dziwne. Odchodzą starzy rockmani, odchodzą młode gwiazdki rapu nie dźwigające ciężaru używek, pieniędzy i pułapek sławy, ale kurde Joka?! Ten wesoły gawędziarz, fircyk, bon vivant hip-hopu?! Człowiek obrośnięty legendami, z niezwykle bogatym życiorysem, który niczym Kobieta Pracująca żadnej pracy się nie bał?! Autor wersów, które weszły na stałe do języka potocznego, wydawał się zaimpregnowany na los, pecha, choroby i inne takie świństwa przyziemnego życia. A jednak…
“Księga Tajemnicza. Prolog” to maksymalnie upalona jazda trzech małolatów, którzy w spowitych smogiem Katowicach lat 90. postanowili urządzić swój świat. Na przekór swoim starym, szkole i pasjom większości rówieśników. Inspirowani zgrywanymi na taśmach VHS programami “YO! MTV Raps”. Zasłuchani w zdobywanych niemalże cudem kasetach i płytach z amerykańskim rapem. Dziwnie ubrani, hermetyczni, wyniośli, pewni swego.
Anegdoty opisujące kulisy powstawania, a przede wszystkim nagrywania, “Księgi” brzmią dzisiaj nierealnie, czasem bawią, często straszą, stanowią też szalenie ciekawy zapis ówczesnych realiów. Ś.P. Brat Joka jest mistyczny i uduchowiony. Jego teksty wykraczają dalece poza hip-hopowe schematy, a solowa “Moja obawa (bądź a klęknę)” do dzisiaj przyprawia mnie o ciary na plecach. Kiedyś emocje były tak samo intensywne, a przecież nie miałem zielonego pojęcia, o co mu chodzi. Teraz się domyślam, ale wrażenie wciąż pozostaje piorunujące.
Mało kto pozostał wobec tej pozycji obojętny, była powszechnie hejtowana przez ulicznych raperów ze stolicy, a dla wielu pozostaje niezrozumiana do dnia dzisiejszego. Ale ja pamiętam punków i metali, którzy na koncertach Kalibra 44 bawili się wyśmienicie i brali muzykę chłopaków za swoją. Nie było gwizdów i rzucania kuflami. Oni mieli w sobie tę samą pasję, ten sam bunt, to samo wyobcowanie. Przecież to właśnie rapowy Kaliber wygrał małą scenę na festiwalu Odjazdy w 1995, a była to impreza obsadzona przede wszystkim mocną rockową muzyką. Rok później małą scenę wygrał wszak groove-metalowy Tuff Enuff. Kaliber 44 grał masę koncertów z Frontside czy Myslovitz, którzy zaczynali karierę w tych samych czasach. Przebijali się dokładnie tak, jak kolejny rockowy, punkowy czy metalowy skład tamtych czasów.
Joka był jednym z tych, którzy przerzucili pomost między dotychczasową estetyką antykulturową a rapem. Stał w pierwszym szeregu, kiedy młodzież lat 90. odkryła nowe, zupełnie nieskażone PRL-em, środki wyrazu.
Tak to ja – Joka
Kontem swego O.K
Widzę to chwytam to
Pomimo spoko oka
Hej pomimo niewiary
Pomimo śmiechu po tym hej stary
To nie głupoty
Bo po tym widzę kłopoty
“W 63 minuty dookoła świata” to płyta – perełka. Jej klimat jest absolutnie niepowtarzalny, chłopaki nie mniej upaleni niż na debiucie zrezygnowali z pisków i krzyków, a zaczęli lecieć na takim rapowym flow, jakiego nie miał nikt wcześniej. Joka jest tutaj niezwykle płodny, poza przytoczoną solówką “Kontem OK” nagrał też drugą – “Międzymiastowa”. Linijki składane przez chłopaków są błyskotliwe, pomysłowe, pełne nieoczywistych metafor i znów wymykają się rapowym schematom. Jednocześnie częściowa rezygnacja z mistycznej jazdy i wpuszczenie do zwroteki trochę zwykłej osiedlówy zadziałało wyłącznie na korzyść tej produkcji. Płyta pełna klasyków jak “Film” czy “Może tak, może nie”. Ilu z nas do dzisiaj wrzuca na relacje na instagramie “Grubego czarnego kota” w każdy piątek trzynastego? Ja robię to zawsze!
Po nagraniu drugiej płyty Magik opuszcza ekipę i zakłada Paktofonikę. Bracia Marten kontynuują swoją karierę i goszczą na przełomowej dla polskiego hip-hopu składance….
Kolega z osiedla lubi jeździć na rowerze
Ja wierzę: od czasu do czasu mnie też to bierze
Wtedy jeżdżę – przejebane mają ludzie na spacerze
Gdy wypadam z kumplami i mieszkam na kwaterze
Zielone palę, rymy składam w dobrej atmosferze
Był to szok. Nielubiany w Warszawie Kaliber na składance warszawskiego DJ?! Dziś to wszystko brzmi śmiesznie, ale wtedy człowiek żył tym na poważnie. Tak jak wytyczonym przez “Produkcję Hip-Hop” 600 Volta podziałem sceny na tą jasną i ciemną stronę.
Przytoczony fragment “Ja się wcale nie chwalę” jest kolejnym dowodem na niezwykłą umiejętność składania niepowtarzalnych linijek przez Jokę. One potrafią się głęboko wryć w mózg i wracać w najmniej spodziewanych momentach.
Nocne życie kiedy ja się bawię to wy śpicie
Po każdej płycie napierdala dobry bit
A mandatów niepłaconych ja mam cały plik
Przychodzi komornik
Gdzie jest Joka (znikł)
A ja jestem na imprezie, dziewczyny i muzyka
Jakby ktoś pytał w dupie mam komornika
Rok 2000 jest znowu dobrym rokiem dla Joki. Wychodzi “3:44”, na której znowu rzuca nieśmiertelne wersy. Kaliber koncertuje intensywnie, w Polsce hip-hop przeżywa swój wielki boom, a zespół pojawia się na składance “Ekspedycje”, gdzie Joka w numerze “Szał baj najt” rzuca taki tekst:
Dwudziesta trzecia, dzień jak Kukuczka zleciał
Cały czas leżałem to teraz bym posiedział
No to siedzę w klubie małym jak kolejowy przedział
No, mistrz, prawdziwy mistrz! Ale rok 2000 stanowi zarazem moment, w którym Michał zaczął się wycofywać z rapgry. Emigracja, perypetie osobiste i długich pięć lat bez żadnych nowych nagrywek… Jak już wrócił, to znowu buzia słuchacza uśmiechnęłą się od ucha do ucha:
Twój syn przy kompie zarywa całe noce
Bo na zabitej wiosce ma do rapu dostęp
Twoja córka wydaje twe pieniądze
I bawi się moim poligamicznym dzwonkiem

To 2005 rok i solowa płyta brata. Znowu emanuje swoim dowcipnym i bezczelnym sznytem, dając nadzieję, że długie wakacje od rapu się skończyły. Ale potem znowu przerwa. A potem raz na jakiś czas gościnka. W końcu powrót do koncertowania, w końcu nowa płyta Kalibra, kawałek z Pokahontaz, koncerty z orkiestrą symfoniczną, huczne 30. lecie w Spodku, itd, itd. I nagle KONIEC. Gwałtowny. Jak niedokończony i nie spuentowany wers.
Myślę, że ludzie kochali Jokę, bo był jednym z nas. Miał swoje słabości, demony, problemy. A jednocześnie był jowialnym i szalenie dowcipnym facetem, zjednywał ludzi momentalnie. Jak nie miał hajsu, to pracował na taryfie. Albo pracował fizycznie przy budowie wiaduktów. Totalnie jeden z nas. Bez taniego blichtru i nieznośnej pozy na amerykańskiego rapera. Przytoczone powyżej fragmenty jego tekstów to takie moje małe “the best of”. Każdy słuchacz ma swoje. Joka miał ten przywilej, że jego powiedzonka funkcjonują w języku powszechnym, w ten sposób zapewniając mu nieśmiertelność…
Abradab to z pewnością ten bardziej pracowity i systematyczny brat. W jego karierze nie ma tak długich przerw, zakrętów, zniknięć i powrotów. Ale najlepsze rzeczy tworzył gdy obok miał tego niesfornego Michała. To żaden zarzut, tak po prostu jest. Może w tym tkwi jego siła i talent? W tej niesforności, nieprzewidywalności, pewnie cholernie trudnej dla bliskich. Ale kiedy Joka rapował, to czuło się, że dzieje się coś istotnego i niepowtarzalnego. Niewielu jest hip-hopowców, o których można to napisać.
Michał „Sezamek” Borowski (Godzina Sezamkowa)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: