IKS

Messa – „Spin” [Recenzja], wyd. Metal Blade Records

messa-spin-strona

Po trzyletniej przerwie, która minęła od wydania monumentalnego „Close”, formacja Messa powraca z albumem o zupełnie innym ciężarze emocjonalnym. „The Spin” to dźwiękowa transformacja. Zamiast dusznych i doomowych przestrzeni, otrzymaliśmy gotycki, chłodny i introspektywny muzyczny świat. To płyta, która nie uderza wprost, lecz przenika, omamia, a na sam końcu czaruje. Więcej tu cold wave’owej powściągliwości niż funeralnego przytłoczenia, więcej intymności i zmysłowego napięcia niż metalowego monumentalizmu.

Zespół Messa zachował swoją zdolność do budowania napięcia, ale na „The Spin” robi to środkami bardziej wyrafinowanymi. Elektronika, delikatne klawisze, oszczędne tempo i jazzujące partie instrumentów dętych zastępują dawną masywność gitar. Wokal Sary Bianchin zyskał nowy wymiar – aksamitny, chwilami szeptany, hipnotyzuje i prowadzi przez kolejne odcienie melancholii. „At Races” oparty jest na mechanicznym, jednostajnym rytmie, który buduje wrażenie chłodu i dystansu. Z czasem jednak wkrada się tu mrok, a w połowie utworu tempo drastycznie zwalnia (jest niemal doomowo). I tak oto muzycy tworza intymną, wręcz magiczną atmosferę. Gitara prowadzi marzycielskie solo, które rozświetla kompozycję melancholijnym blaskiem. To moment zatrzymania, zanurzenia się wewnątrz. Potem wszystko przyspiesza, klimat się zmienia, a napięcie odpowiednio narasta. To niesamowita, zaskakująca i wielowymiarowa kompozycja, która idealnie oddaje nowe oblicze formacji.

 

W „Immolation” z kolei zaczynamy od klawiszy i cudownie delikatnego wokalu Sary. Czuć atmosferę zadymionej, ciemnej sceny w małym klubie. Powoli dochodzą bas i elektronika, a utwór narasta, aż w końcu uderza mocnym gitarowym akcentem oraz perkusją. Zespół Messa pokazuje tu swój kunszt w pełnej krasie. Utwór nie pędzi, tylko płynie i hipnotyzuje słuchacza. W „The Dress” zespół wznosi się na wyżyny swojej ekspresji. Polamany riff na otwarcie wciąga jak wir, a całość pięknie się rozwija, balansując między momentami wyciszenia a pełnym uderzeniem. Tym razem wokal Sary jest mistyczny, niemal transowy. Czuć, że muzycy Messy dbają o każdy szczegół – jest klarowne brzmienie, jest przestrzeń, nie brak pogłosu. Choć zabrakło w tym utworze typowych metalowych przesterów, to ciężar emocjonalny oraz dramaturgia i tak są porażające. Wisienką na torcie jest, bez wątpienia, jazzowa wstawka – partia dęta, gitara i cykający talerz tworzą dźwiękowe arcydzieło. Końcówka eksploduje emocjami. I znów ma się ciarki na całym ciele!

 

Żródło : https://messa.bandcamp.com/

Album zamyka „Thicker Blood”. Mamy do czynienia z dziewięciominutową podróżą przez mrok i światło. Zaczyna się spokojnie – gitara, elektronika, intymność. Potem wchodzi duszny, wolny riff – ciężki i mroczny, jak diabli, przypominający doomowe początki zespołu. A jednak pod koniec pojawia się nadzieja. Utwór nabiera oddechu, otwiera przestrzeń, by na sam koniec wydać ostatni, poruszający krzyk. Piękne domknięcie krążka „The Spin”.

Brzmienie najnowszej płyty Messy jest pełne przestrzeni, a utwory często zmieniają klimat – od mechanicznego chłodu i minimalistycznych beatów, przez ambientowe pejzaże, aż po doomowe spowolnienia. Zespół mistrzowsko operuje dynamiką, wyciszeniami i nagłymi eksplozjami, dzięki czemu nawet najdelikatniejsze fragmenty niosą odpowiednie muzyczne napięcie. Kompozycje płyną swobodnie, niemal jak improwizacje. Wszystko jest jednak przemyślane, eleganckie i spójne.

 

„The Spin” to album, który oddycha nocą, klubowym mrokiem, migotaniem świateł i drgającą ciszą. Słychać echa jazzu, gotyku, filmowego ambientu. Najważniejsze jednak jest to, że Messa pozostaje sobą. Wciąż mamy do czynienia z zespołem, który potrafi zamienić dźwięk w doświadczenie cielesne. Riffy są lżejsze, ale kiedy już się pojawiają – ważą tonę. Solówki są pełne emocji, a każdy utwór to miniaturowy świat, zbudowany z niuansów, a także subtelnych kontrastów.

 

 

W porównaniu do „Close”, „The Spin” jest albumem bardziej zmysłowym i magicznym. Mniej w nim ciemności, więcej półcienia. Mniej dusznego ciężaru, a więcej przestrzeni dla emocji. To muzyka nocnych rozmów, zaparowanych szyb oraz drżących nerwów. Pełna niedopowiedzeń, smutku czy piękna.

Formacja Messa nie tyle się zmieniła, co rozwinęła. Muzycy udowodnili, że potrafią grać nie tylko głośno i ciężko, ale również subtelnie. „The Spin” to taka płyta, którą się nie tylko słucha. Ją się przeżywa, najlepiej w samotności. W ciszy. Z ciarkami na plecach…

 

Ocena: 5,5/6

 

Marek Pruszczyński (Dezarbuzator ) 🍉

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “The Spin” oraz poprzednie wydawnictw od Messa możecie nabyć między innymi w sklepie Mystic Production (tutaj)

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz