Idąc na koncert DITZ do warszawskich Chmur miałam wielkie oczekiwania – w końcu o tym zespole mówiło się, że dali jeden z najlepszych występów na Mystic Festiwalu! No i co? I nie zawiodłam się!
Wieczór rozpoczął się od występu duetu z Trójmiasta – Dule Tree i już tutaj działo się naprawdę dużo. Charyzmatyczny wokalista i gitarzysta w fikuśnym stroju miotający się po scenie, z pasją uderzający w instrumenty perkusyjne, a do tego światła i wizualizacje, które powinny chyba zostać poprzedzone ostrzeżeniem dla osób z epilepsją. To naprawdę robiło wrażenie.
Podczas występu DITZ na scenie było już troszkę bardziej minimalistycznie, ale nie mniej energetycznie. Wokalista zaczął od częstowania publiczności winem wlewające je im z butelki prosto do gardła, następnie rzucił się w publikę, uwieszał się jak małpka na różnych prętach czy barierkach wystających ze ścian czy sufitu, grał w kółko i krzyżyk na zakurzonej klimatyzacji (przegrał) a w końcu… wspiął się na klatkę z realizatorem dźwięku umieszczoną w końcu sali (kto był w Chmurach ten wie). No ja bawiłam się świetnie i mam mocnego pretendenta do podium jeśli chodzi o koncert roku.
Za organizację koncertu odpowiada nie kto inny jak Knockout Productions.