Body Count i Ice-T to dla mnie synonim autentyczności. Od zawsze imponowało mi jak potrafią łączyć brutalną szczerość z muzyczną perfekcją. Gdy usłyszałam o premierze „Merciless”, miałam wysokie oczekiwania. Dziś muszę przyznać, że album nie tylko im sprostał, a wręcz je przerósł! To dzieło pełne gniewu, refleksji, ale też niespodziewanej melodyjności, które udowadnia, że ta amerykańska formacja, ma nadal więcej rock’n’rollowego ducha niż niejeden współczesny mainstreamowy band.
Już od pierwszych sekund „The Purge” poczułam, że przenoszę się do tak dobrze znanego z poprzednich albumów świata Body Count. Ten utwór to potężny zastrzyk energii, który jednocześnie przypomina dlaczego Ice-T od dekad jest jednym z najbardziej wyrazistych głosów społecznej krytyki. Jego wokal, wspierany growlem George’a Fishera (Cannibal Corpse), sprawia, że utwór brzmi jak wezwanie do przebudzenia. Nie jest to tylko gniew – to przemyślana analiza podana z brutalną szczerością. W trakcie słuchania „Fuck What You Heard” miałam wrażenie, że Ice-T mówi osobiście do mnie. “Nie wierz we wszystko, co słyszysz” – słowa długo odbijały się echem w mojej głowie. Może dlatego, że w świecie zdominowanym przez fake newsy i manipulacje medialne, ten przekaz wydaje się bardziej aktualny niż kiedykolwiek.
Ice-T nigdy nie uciekał od trudnych tematów. Podobnie jest w przypadku „Merciless”. „Drug Lords” to brutalna opowieść o świecie przemocy i narkotyków, ale jednocześnie głęboka refleksja nad przyczynami systemowych problemów. W „World War” lider zespołu opowiada o dehumanizacji i globalnym kryzysie w sposób, który trafia prosto do serca. Słuchając tekstów miałam wrażenie, że Ice-T jest kimś więcej niż tylko muzykiem – jest kronikarzem naszych czasów. Jego słowa są ostre, bezpośrednie, ale też niesamowicie trafne.
Jednym z momentów, który naprawdę mnie zaskoczyły, był cover „Comfortably Numb”. Od samego początku podchodziłam do niego z pewną rezerwą – coverowanie Pink Floyd to ogromne ryzyko, niemal świętokradztwo. Body Count jednak udowodnił, że ma nie tylko odwagę, ale też artystyczną świadomość, która pozwoliła wynieść tę piosenkę na zupełnie inny poziom. Wersja, z dodatkowym solo Davida Gilmoura, jest surowa, emocjonalna i niezwykle aktualna. Słuchając jej miałam ciarki – to tak, jakby ktoś przebił bańkę komfortu w której żyję i zmusił do spojrzenia na otaczającą rzeczywistość pod zupełnie innym kątem.
Nie powinno się mówić o „Merciless” bez uwzględnienia zespołu i zaproszonych gości. Trzon Body Count od zawsze tworzą dwie osoby. Ice-T, jako lider i autor tekstów nadał albumowi swój charakterystyczny styl. Ernie C, gitarzysta prowadzący, wniósł do kompozycji potężne riffy i melodyjne solówki, które podobnie jak wokale Ice-T, od lat są znakiem rozpoznawczym zespołu. Wspomagający ich basista Vincent Price nie tylko dostarczył wyraziste linie basowe, ale również wspierał zespół wokalnie i produkcyjnie. Poza Ice-T oraz Pricem za produkcję albumu odpowiadał Will Putney, który dołożył swoje umiejętności w tworzeniu nowoczesnego, potężnego brzmienia.
Różnorodność „Merciless” udało się uzyskać między innymi dzięki zaproszonym gościom. Oprócz George’a Fishera w „The Purge”, na płycie można usłyszeć Joe Bada z Fit For An Autopsy w „Psychopath”, Howarda Jonesa (Killswitch Engage) w „Live Forever” oraz Maxa Cavalere w ciężkim i mocnym „Drug Lords”. Każdy z nich wniósł na płytę, coś unikalnego, co wzbogaciło muzyczny świat Body Count.
W trakcie poznawania „Merciless” zdałam sobie sprawę, jak rzadko zdarza mi się dziś naprawdę cieszyć muzyką. Tymczasem ten album wywołał u mnie szczery uśmiech – i to nie raz! Body Count przypomnieli mi dlaczego tak bardzo kocham muzykę. Ich bezkompromisowe podejście, autentyczność i pasja sprawiają, że „Merciless” jest nie tylko albumem do słuchania, ale też do przeżywania. Dla mnie Ice-T to prawdziwy rock’n’rollowiec, ktoś, kto tworzy muzykę z sercem i duszą. I choć ma 66 lat, brzmi bardziej autentycznie od wielu młodych metalowych wokalistów. „Merciless” to dla mnie dowód, że formacja nie boi się eksperymentować, jednocześnie zachowując swoją tożsamość. A co najważniejsze Body Count na „Merciless” nadal są najlepszą wersją samych siebie.
Ocena: 5/6
Ula Skowrońska-Malinowska
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “Merciless” możecie nabyć bezpośrednio na stronie zespołu (tutaj) . Płyta jest dostępna również w Polskiej dystrybucji . Wiele ciekawych wariantów znajdziecie między innymi w KNOCK OUT MUSIC STORE (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: