Stanisław Janaszak pierwotnie pisał muzykę wyłącznie na gitarę klasyczną. Od 2017 roku. Skupia się jednak na gitarze elektrycznej. Jego styl jest obecnie mieszanką gatunków i stylów, które są mu bliskie – od dźwiękowego impresjonizmu, przez bluesa i fusion, aż do grunge’u i doom metalu z lat 90. Płyta „Perpetual Motion” jest próbą wytworzenia własnego stylu, opartego na wszystkich tych inspiracjach. W poniższej rozmowie Stanisław opowiedział mi o detalach, jakie były kluczem do stworzenia tego albumu.
MM: Była jakaś myśl przewodnia, która towarzyszyła Ci przy komponowaniu materiału na „Perpetual Motion”?
SJ: Chciałem nagrać materiał który będzie jednocześnie zdyscyplinowany w kontekście formy i pokazywał sprawność instrumentalistów a przy tym miał klimat oraz atmosferę, będąca połączeniem bliskich mi stylów muzycznych: jazzu, bluesa, grunge’e czy nawet doom’u.
MM: Wychodziłeś przy tym od riffów, czy od harmonii?
SJ: To zależy w jakim utworze. W kilku utworach rzeczywiście motywem przewodnim był gitarowy riff, w niektórych progresja harmoniczna. W wypadku wyraźnego tematu melodycznego raczej zaczynałem od komponowania melodii.
MM: A jak było w przypadku „Artificial Intelligence Blues”? Bo tutaj klawisze są zdaje się nie mniej ważnym instrumentem, niż Twoja gitara.
SJ: W tym wypadku najpierw powstała progresja harmoniczna. Chciałem nagrać bluesa, ale nie w typowej harmonii. Gdzieś inspiracją była płyta „Tore Down House” Scotta Hendersona, gdzie 'poodkształcał’ bluesowe schematy na swój sposób. Temat przyszedł mi do głowy jak sobie improwizowałem do tej nagranej już warsztatowo progresji. To, że klawisze mają równie wiodacą rolę, to już kwestia aranżacji samego utworu i ustalenia jego formy.
MM: Kim jest „Mr Grumpy”?
SJ: To oczywiście ja (śmiech). Z ludzi, którzy mnie trochę znają, nikt nie musiał zadawać tego pytania, bo jest to dosyć oczywiste.
MM: Utwór nie mówi o tym jednoznacznie. Mam wrażenie, że „Mr Grumpy” to król fushion.
SJ: Wiadomo, tytuły to często kompletna kokieteria autorów i dorabianie ich po samym procesie powstania. Słuchacz może sobie dorobić samemu pewne skojarzenia. Natomiast nie ma to często zupełnie związku z zamysłem autora, o ile jakiś zamysł w ogóle był, oprócz skomponowania „fajnego tematu” (śmiech). Staram się myśleć nieco ‘programowo’ i mieć jakieś założenie pozamuzyczne do swoich kompozycji, ale nie zawsze tak jest. Na tej płycie akurat jest sporo kompozycji, gdzie była ‘i myśl, i muzyka’.
MM: Kluczowy wydaje się tu utwór tytułowy. Jest esencją wszystkich wpływów, o których wspomniałeś.
SJ: Jeżeli chodzi o formę, to z pewnością bliżej mu do krótkich, mocno skompresowanych metalowych kawałków, niż do jazzu. Zresztą, to jedyny utwór na płycie, w którym nie ma w ogóle solówki gitary. Jakbym miał komuś pokazać swoje podejście do muzyki, to ten utwór raczej nie byłby specjalnie reprezentatywny. Chodziło mi o coś innego – bardziej minimalistyczne podejście, wykorzystanie jednego prostego motywu jako głównej myśli w całej kompozycji. To też jest kwestia kontekstu w stosunku do innych utworów na płycie. Zależało mi na różnorodności.
MM: Drugą część płyty nagrałeś z innym składem instrumentalistów. Z czego to wynika?
SJ: Dwa ostatnie z utwory z trąbkami nagrałem nieco wcześniej. To były pojedyncze utwory do których nagrałem też video. Miałem taką ideę, żeby nagrać całą płytę w takim zestawieniu, ale potem poczułem, że jednak poszukam czegoś innego. Na tamtą chwilę czułem, że się na razie wypowiedziałem w tym zestawieniu i wystarczy. Więc nie był to jakiś zamierzony proces – po prostu tak się ułożyło. Przesłuchałem ten materiał z syntezatorami, a potem ten z trąbkami i stwierdziłem, że to dobrze współgra. Płyta jest przez to ciekawsza, a przy tym raczej nie traci na spójności.
MM: A czemu akurat trąbka pojawiła się w tych nagraniach?
SJ: Zestawienie trąbki z gitarą bardzo mnie wtedy pociągało i miałem ochotę napisać coś na taki skład. Grałem wtedy parę razy na jamach z Kubą Jankowiakiem, który jest jednym z trębaczy, którzy zagrali potem na tej płycie i pomyślałem, że to dobrze brzmi w tym składzie.
MM: Palermo ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?
SJ: Tak, byłem dosyć zafascynowany kontrastami w tym mieście. Zestawieniem olśniewających kościołów i zabytków, łączących wpływy róznych kultur z bazarami rodem z Polski wczesnych lat 90. i tonami śmieci na ulicach. Morze i góry w jednym miejscu, gołębie i papugi, palmy, kaktusy, drzewka pomarańczowe, drzewa iglaste i liściaste (śmiech). Bardzo dużo wrażeń jak na jedno miasto.
MM: Będziesz koncertował z tym materiałem?
SJ: Nie, to raczej się nie uda, choć ja oczywiście chciałbym. Organizacja koncertów to niełatwa rzecz, a mając tak świetnych muzyków na tym albumie, konieczne jest zapewnienie im odpowiednich warunków. Na moim obecnym etapie ponad moje możliwości jest negocjowanie i z organizatorami i z muzykami.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: