IKS

High Vis (+Pain Of Truth) | 16.11.2024 | Warszawa, Niebo | foto: Joanna Cisowska | org. Knock Out Productions

high-vis-galeria

16 listopada 2024 roku w warszawskim klubie Niebo wystąpiły brytyjski zespół High Vis oraz pochodzący z Nowego Jorku Pain of Truth . Chociaż panowie nie zapełnili całego klubu to ich występy rozgrzały do czerwoności wszystkich sympatyków hardcore'owych dźwięków. I jedyne czego można było żałować to fakt, iż... trwały zdecydowanie za krótko.

Jako pierwsi zaprezentowali swój repertuar Pain Of Truth. I trzeba przyznać, że było to konkretne kardio przed główną gwiazdą wieczoru. Już od pierwszych dźwięków pod sceną zrobił się spory młyn, ale jak miało być inaczej skoro muzycy grają tę brooklyńską odmianę hardcore’u w duchu takich kapel jak Biohazard, Crown Of Thornz, Death Threat i Fury Of Five. Nie był to długi występ (trwał niecałe 30 minut), ale na pewno osoby szalejące pod sceną były w pełni usatysfakcjonowane. Pain Of Truth zaprezentował głównie materiał z dwóch wydawnictw: „No Blame… Just Facts” i „Not Through Blood”.

High Vis polubili się z polską publicznością już na tegorocznym Mystic Festival. I trzeba uczciwie przyznać, że w pełni zasługują na pozytywny odbiór ich twórczości. Koncertowe wykony dodają ich utworom jeszcze więcej energii. Wokalista Graham Sayle już od pierwszych dźwięków włączył tryb „no mercy” i pewnie dlatego ich set również nie był długi. Trwał tylko 45 minut nad czym bardzo ubolewam, bo w ich repertuarze jest mnóstwo fantastycznych utworów. Co dziwne tego wieczoru wcale przesadnie nie promowali swojego najnowszego krążka „Guided Tour”. Zagrali z niego jedynie trzy fragmenty, ale za to same przekozackie: „Drop Me Out”, house’owy „Mind’s a Lie” i mój faworyt z ostatniej płyty „Mob DLA”. Największą reprezentacje miał album „Blending”. I to pochodzący z niego „Trauma Bonds” wprowadził mnie w największą ekstazę. A były przecież też m.in. zagrany jako pierwszy „Talk For Hours”, „0151” „Out Cold” i „Fever Dream”. Ze swojego debiutu najbardziej podobało mi się wykonanie „The Bastard Inside”, ale i w czasie kończącego set „Choose to Loose” miałem ciary na całym ciele.

Nie wiem jaki był ich festiwalowy występ, ale ten klubowy to była czysta radość i energia. Z Nieba wychodziłem w iście anielskim nastroju, co nie zmienia faktu, że ich secik był za krótki. Mam nadzieje, że na kolejnych trasach wydłużą go o co najmniej 3-4 utwory. Ich mieszanka hardcore’u, post-punka i britpopu to nie jest jakiś szczególny wpierdul więc sił wszystkim uczestnikom powinno starczyć.

Mariusz Jagiełło

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz