Po 16 latach przerwy mysłowiecki Gutierez wrócił z nową płytą „Mapy końca świata”. To kameralna muzycznie historia o rozstaniu i samotności w upalnym miejskim zgiełku lata 2022, nasycona takim ładunkiem wrażliwości, wobec której nie sposób przejść obojętnie. O tym, ile ‘kosztowała’ ta opowieść i gdzie lokują się jej zaczyny, opowiedział mi wokalista oraz autor tekstów Bartek Woźniczko.
MM: Co było przyczynkiem do powstania „Mapy końca świata”?
BW: Na pewno spotkanie z Grzegorzem Chrząścikiem oraz okoliczności. Lato roku 2022 było dla mnie osobiście naprawdę. Muzyka zawsze dla mnie była jakimś rodzajem terapii i tak samo było w tym przypadku. Spotkanie było prozaiczne – moja córka zaczęła chodzić do Grześka na lekcje gitary i zaczęliśmy gadać o muzyce, o tym co u nas… Miałem potrzebę piosenki po prostu.
MM: No właśnie – czemu akurat lato 2022?
BW: To pytanie jest zbyt prywatne. Nie chciałbym wywalać trzewi na wierzch. Myślę, że sporo jest w tekstach o tym – nawet wszystko jest w piosenkach. Tamto lato było bardzo pochmurne…
MM: Mówisz o potrzebie piosenki. Chodzi o „Olbrzyma”?
BW: Tak, „Olbrzym” był pierwszy – pisany trochę korespondencyjnie jednak, choć jesteśmy z Grzegorzem z jednego miasta. Klip do tej piosenki powstał w tym, wynajmowanym wówczas przeze mnie mieszkaniu, w tej swoistej ‘samotni na 3 piętrze’
MM: A „Bartek”?
BW: Po „Olbrzymie” pojawiły się kolejne skrawki „Mapy końca świata” – jakieś nieśmiałe melodie i klejenie emocji w słowach. Jestem trochę mechanikiem słów. Zapisuję hasła, potem je skręcam i kleję w całość. A w przypadku „Bartka” myślę, że po raz pierwszy faceci po 40-tce zapłakali na poważnie (śmiech). Ten numer sporo nas kosztował.
MM: Nie zapłakałem, ale poruszył mnie utwór „Apartamenty Bałtyk”.
BW: Co cię w nim poruszyło?
MM: Poetyckość tego numeru i jego smutek.
BW: Wiesz, byłem kiedyś na Helu zimą. Po raz pierwszy nad morzem zimą…. To ma jakiś swój niepowtarzalny nastrój, opustoszałych apartamentów i placów zabaw, zamkniętych smażalni oraz nieczynnych flipperów… „Apartamenty Bałtyk” są z życia wzięte.
MM: Zaśpiewała w nim Twoja córka.
BW: Tak, Blourney. To bardzo ważne dla mnie ‘miejsce’ na „Mapie końca świata”. Myślę, że świetnie śpiewa i świetnie czuje muzykę.
MM: Natomiast w „Rezerwacie Przyrody Lasu Murckowskiego” słyszę pewne pogodzenie z życiem, z sytuacją, którą opisujesz między wierszami na tej płycie.
BW: To jest koniec, a zarazem początek historii. Zamknięcie tego trudnego rozdziału. Poobijany idę dalej, w moim ulubionym murckowskim lesie odnajduję siłę i nadzieję. To jest rodzaj apelu: „Hej, słuchajcie, czas leczy rany, ci którzy marzą nigdy się nie uczą…”
MM: A czy następstwem tego jest powrót Gutierez na dłużej?
BW: Nie wiem. Piosenki nie powstały z myślą o albumie czy wydawnictwie, lecz z potrzeby serca i potrzeby wyrzucenia z siebie trudnych emocji. Zagraliśmy koncert z okazji premiery płyty. Przyszło ponad 200 osób, zabrakło miejsc. Gadam z ludźmi, dziennikarzami o płycie i naprawdę przecieram oczy i uszy ze zdumienia, gdy mówią o najważniejszej płycie tego roku. Czekamy na nieoczekiwane…
MM: Może właśnie to dlatego, że byliście oczekiwani?
BW: Nie sądzę, że ktoś czekał. Po tylu latach zaczynamy od początku, ale wiesz – bez presji i oczekiwań. Cieszę się na każde dobre słowo, ale nie liczę lajków i serduszek…
MM: Będą kolejne koncerty?
BW: Tak, myślę, że będą. Na żywo mamy inną, bardziej chropowatą energię. Gramy w 7 osób, jest dobry, gitarowy brud.
MM: Kto zatem uzupełnia skład?
BW: Blourney śpiewa ze mną, Jurek na gitarze, Grzegorz Chrząścik na gitarze, Adam ‘Bejnar’ Bejnarowicz na basie, Bartosz Bezegłów na klawiszach i w chórkach oraz Michał Rerak na perkusji.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Ten post ma jeden komentarz
Miło, że ktoś wyróżnił Apartamenty „Bałtyk”, mój nr 1 podczas pierwszych przesłuchań, jeszcze przed wydaniem płyty.