IKS

Blink-182 – „One More Time…Part 2” [Recenzja]

Blink-182 nie zwalnia tempa po ubiegłorocznym powrocie albumem „One More Time…”. W tym roku realizują imponującą stadionową trasę w Stanach Zjednoczonych, która doskonale obrazuje ich niezłą formę, lata zgrania i poprawę nastrojów wewnątrz zespołu. Kolejnym etapem tego całego procesu jest debiutujące właśnie poszerzone wydanie wspomnianej wcześniej płyty pod szyldem… „One More Time…Part 2″. Zawiera ono 8 premierowych kompozycji, które nie odbiegają stylistycznie od reszty kompilacji.

Punkowe trio z Kalifornii w dalszym ciągu wykorzystuje wpływy brzmienia innych gatunków (m.in. pop czy indie-rock), nawiązując do twórczości swoich pobocznych indywidualnych projektów (Angels and Airwaves, Box Car Racer, solowy katalog Travisa Barkera). Tym samym podążają oni ścieżką obraną eponimicznym albumem z 2003 roku, który stanowi jeszcze bardziej wyraźne odejście w stronę brzmienia popowego. Blink-182 od początku kariery miał inklinacje do ładnych melodii i radiowego formatu jednak to na tym albumie muzyka Amerykanów zaczęła tracić krwiste, gitarowe brzmienie.

 

fot. materiały promocyjne

 

W 2024 roku widać, że skupiają się na popularnym ostatnio towarze czyli nostalgii. Nie silą się na zbyt daleko idące eksperymenty, prędzej nawiązują do sprawdzonych trików, akordów, melodii czy beatów. Nie boją się też kolaborować z innymi kompozytorami, to też sprawdzony motyw ostatnich lat. Dotyczy to również części ośmiu premierowych utworów. I brzmią w tym wszystkim bardzo, bardzo solidnie.

 

Kolekcję nowych utworów otwiera „No Fun”. To szalenie dopracowana produkcja z epickimi zapędami. Intro to głośne wokale okraszone klawiszami w tle, przechodząc do wersów typowych dla Blink-182. Trzeba przyznać, że słychać, iż akurat wokalom zespół poświęcił sporo czasu i energii. Wielokrotnie spotykamy się z harmoniami, nałożonymi na siebie partiami wokali Tom’a DeLonge i Marka Hoppus’a. Z drugiej strony „Everyone Everywhere” zostało nagrane w bardziej gitarowym, oldschoolowym stylu.

 

„If You Never Left” z powrotem romansuje z popem, wręcz z ejtisową wrażliwością. „Take Me In” jest najbardziej posuniętym eksperymentem z nowej kolekcji utworów. To popowo najintensywniejszy kawałek, z chwilami karykaturalnymi wokalami Marka Hoppus’a. Muzycznie, moim ulubionym członkiem Blink-182 jest perkusista Travis Barker, który w takich utworach jak „Every Other Weekend” przypomina o swoim warsztacie i pisaniu partii pełnych pasji, energii, dynamicznego hi-hatu i sprinterskich przejść. „One Night Stand” jest również tego dobrym przykładem.

 

Lirycznie Blink-182 wciąż dowodzą, że starzenie się nie przychodzi im z łatwością. Teksty jak zawsze, zaaranżowane są bardzo zgrabnie, niemniej to wciąż te same refleksje dotyczące związków, chęcią pozostania młodym, połączone z głupkowatymi żartami, które wciąż sprawdzają się w wykonaniu Blink-182 znakomicie. Rozszerzone wydanie albumu „One More Time…” to solidna kolekcja dla fanów zespołu, dobrze oddająca moment, w którym się znajduje.

Ocena: 4/6

Paweł Zajączkowski

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz