IKS

Tekla Goldman [Rozmowa]

tekla-goldman-rozmowa

Tekla Goldman to wbrew pozorom nie imię i nazwisko indie popowej singer-songwriterki, ale  nazwa jednego z najlepszych psycho-garażowych formacji, jakie powstały w ostatnich latach na polskiej ziemi. Kilka miesięcy temu Otwocczanie wydali krążek „Grzybnia Pierwsza – Leczenie Zimną Wodą”, ciepło przyjęty przez fanów alternatywnego grania. Z wywiadu udzielonego dla SztukMix dowiecie się między innymi, dlaczego Antena Krzyku to najlepsze miejsce dla młodych niezależnych kapel, głos którego polskiego prezydenta znalazł się na „Leczeniu Zimną Wodą”, o aspiracjach Tekli Goldman do podboju rynku muzycznego w Chinach i Japonii. Emilly , Dżony i Macio opowiedzieli też o planach na przyszłość, obejmujących występ na scenie zrobionej z patyków i liści przed 150-letnią łemkowską chatą gdzieś na południu Polski.  Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

 

Grzegorz Bohosiewicz : Jesteście prawdziwymi ambasadorami Otwocka. Jak dziś, po wydaniu „…Leczenia Zimną Wodą” odbierają was inni mieszkańcy ? Czy włodarze miasta zauważyli wasz wkład w promocję miasta ?

 

Macio : Chyba powinniśmy powiedzieć „świetne pytanie, cieszymy się, że je zadałeś”…

 

 

Emilly : Tak, Świetne pytanie, cieszę się, że je zadałeś (śmiech).  Wydaje mi się, że nikt z Otwocczan nie zdaje sobie sprawę, jak ważnymi postaciami dla promocji miasta jesteśmy (śmiech)… Łącznie z samym panem Prezydentem. Właśnie przeżywamy taką smutną i radosną jednocześnie chwilę, bo okazało się, że nasza salka prób idzie do wyburzenia. Salka w Otwocku. I tak znaleźliśmy się w nowym lokalu, w sąsiednim mieście. Ja jestem tu pierwszy raz, chłopaki już tu byli. No i tak przytulił nas Karczew…  Więc chyba nie wszyscy są świadomi, jak ważnymi postaciami dla promocji miasta jesteśmy (śmiech).

 

zdj. materiały prasowe

 

Macio : A tak serio to miasto w ogóle nie jest zainteresowane. Kiedyś, jeszcze jak istniało Muzeum Ziemi Otwockiej, to było coś takiego, jak noc muzeów i rzeczywiście rok w rok występowały tam lokalne alternatywne zespoły. I wtedy coś się działo, a teraz jesteśmy trochę, jak to się mówi „porzuceni” …

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : Przejdźmy do waszego ostatniego albumu. Wydaje mi się, że treść zawarta na  „Grzybnia Pierwsza : Leczenie Zimną Wodą”  jest bardzo spójna. Czy jest coś, co łączy te wszystkie elementy ?

 

Macio : Nie miał to być na pewno koncept album. Sami się dziwimy, że ludzie postrzegają płytę jako spójny materiał.

 

 

Dżony: To działa na naszą korzyść, ale nie było takiego zamierzenia.

 

 

Macio : Mam przeczucie, że może to wynikać z ograniczonej ilości środków użytych na płycie.  Tak naprawdę, jak się zastanowisz, to masz różne stylistyki. Jest „wojna”, którą napisała Emilka, która jest zimnofalowa, ale jest też rock’n’rollowe „mleko”,  hipisiarskie „chmury”,  i psychodeliczny „lekarz z Sopotu”. Tak naprawdę to są wszystko różne gatunki, tylko przez to, że jest wspólne brzmienie dla tych numerów, to ludzie to postrzegają jako spójną płytę.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz:  Wspomnieliście utwór „wojna” i o niego właśnie chciałem zapytać. Z tego, co wiem kompozycja została napisana jeszcze przed rozpoczęciem tragicznych wydarzeń, które mają miejsce za naszą wschodnią granicą. Jak oceniacie ten utwór z perspektywy czasu i tego co wydarzyło się przez ostatnie dwa lata w Ukrainie ?

 

Emilly : Wiesz co, są takie tematy, które się chyba nigdy nie zużyją, są cały czas aktualne i nigdy się nie zmieniają. I to jest między innymi temat wojny. No i są też piosenki o miłości, to jest kolejny temat, który się nigdy nie zużyje…  zawsze jest tak samo.

 

 

Jeśli chodzi o „wojnę”, to była oczywiście napisana pod wpływem emocji czy lęków… co przyniesie przyszłość. Śledząc doniesienia prasowe i informacje, każdy miał z tyłu głowy, że konflikt może kiedyś nadejść. A okazało się to niestety tak przerażająco prorocze. I to jest jeden
z takich właśnie tematów, które niestety zawsze będą aktualne. Piosenek o wojnie, o cierpieniu było już mnóstwo i one się nigdy nie dezaktualizują.  To jest po prostu temat wieczny… Smutne, ale tak jest.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz:  Na kawałku „wojna” i na wielu innych kompozycjach z „…leczenia zimną wodą” znajduje się masa świetnych sampli. Jak wyglądał proces ich pozyskiwania i nagrywania? Jestem wielkim fanem utworu zamykającego „Idą Świerszcze”. Jak doszło do jego nagrania ?

 

Macio :  Ja opowiem ogólnie o samplach, a o świerszczach opowie ci Janek , bo on je nagrywał. To prawda. Jest bardzo dużo sampli na płycie i wszystkie sample pochodzą od nas, nic nie braliśmy z zewnątrz. Na przykład fragment „nie ma się czego bać” mówi Pola, córka Emilii. Oczywiście część sampli, to sample wyjęte gdzieś z Internetu przez Emilię. Głównie te, które znalazły się na  „Wojnie”. Natomiast większość sampli takich typowo dźwiękowych do muzyki nagrałem ja, dużo wcześniej, jeszcze zanim powstała płyta, jako taki bank dźwięków do wykorzystania….

 

 

Dżony :  W świerszczach są połączone odgłosy świerszczy nagrane gdzieś w Rumuni na poboczu i dźwięki perkusji, na której graliśmy całym zespołem na raz. Sam pomysł na „Idą Świerszcze” był wymyślony przez Maćka…  Miała być burza zrobiona z perkusji, na której wszyscy będziemy grać i oczywiście mają być świerszcze. Więc pojechałem do Rumunii z misją nagrania świerszczy.

 

 

Macio : Dżony jest skromny, ale muszę dodać, że jest zapalonym field recorderem. Ma do tego zestaw własnoręcznie zrobionych mikrofonów i nimi nagrywa różne dźwięki.

 

 

Dżony : Może na następnej płycie będzie tego więcej, jak mi pozwolą (śmiech).

 

 

Emilly: Dodam jedną rzecz, bo chciałabym zdementować tutaj pewną informację, którą się strasznie powiela. Wszyscy myślą, że głos pierwszej postaci, która pojawia się w samplach na „wojnie”, to jest Putin. I już tyle razy to słyszałam, że chciałabym poinformować, że to jest nasz były Pan prezydent, Aleksander Kwaśniewski

 

 

Macio: Tak , to prawda… Wszyscy myślą, że to jest Putin, a to jest po prostu Kwachu.

 

„Wszyscy myślą, że głos pierwszej postaci, która pojawia się w samplach na „wojnie”, to jest Putin. I już tyle razy to słyszałam, że chciałabym poinformować, że to jest nasz były Pan prezydent, Aleksander Kwaśniewski”

 


Grzegorz Bohosiewicz  
„Leczenie zimną Wodą”  to wasz debiut w Antenie Krzysku. Jak trafiliście do wytwórni i jak oceniacie współpracę ?

 

Emilly: Zaczynając od końca… bardzo dobrze oceniamy współpracę z Anteną. Oczywiście czasem słyszmy różne głosy od znajomych czy ludzi, którzy wydają się gdzieś indziej. Głównie pozytywne, czasem zdarzą się też mieszane odczucia. My z wieloma problemami, z którymi się borykają inne zespoły nie mamy do czynienia, więc doceniamy to, że jesteśmy w Antenie. Jest okej… jest fajnie. Bardzo też cieszymy się z tego, że Arek artystycznie za bardzo się nie wtrąca. On naprawdę wie „co bierze”… ufa muzykom.  I jeżeli ocenił materiał, że jest do wydania, to dał nam możliwość artystycznej ekspresji na wysokim poziomie.

 

 

Macio: Jest jedna bardzo ważna rzecz do dodania. Antena ma naprawdę bardzo dobre warunki. To jest prawdziwa wytwórnia dla młodych artystów. Nie wiem, czy gdzie indziej moglibyśmy sobie pozwolić na wydanie pierwszej płyty na winylu. Antena daje warunki bardzo partnerskie. Mamy CD i winyla na start, nie wykładając na to złotówki…, więc myślę, że to jest jedna z ostatnich wytwórni, która rzeczywiście jest w stanie zadbać o artystę.

 

 

Emilly:  A odpowiadając na pierwszą część pytania, jak się z Anteną połączyliśmy… Przez Internet. Początkowo były jakieś manewry na Facebooku, ktoś coś polubił, ktoś coś skomentował, później rozmowa przeniosła się na tak zwany „PRIV” i tak się dogadaliśmy. Okazało się, że Arek jest zainteresowany nami, a później się spotkaliśmy na festiwalu Róbmy Swoje i tam już dobiliśmy piątkę.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz: Jestem wielkim fanem fizycznych nośników. I od razu zwróciłem uwagę na szatę graficzną „…Leczenia Zimną Wodą”. Wiem, że to Ty Emilia odpowiadasz za grafiki . Co Cię inspiruje przy tworzeniu prac, jak w ogóle doszło do takiego pomysłu na okładkę płyty? Dodatkowo chciałem też zapytać o ten bardzo ciekawy koncept wydania CD-ka,  do którego było dołożone niezwykle oryginalne etui.

 

Żródło : Bandcamp Tekli Goldman

 

Emilly: Dla mnie zawsze było istotne, jak płyta będzie wyglądać jako całość… Jako jedna kompletna historia. Gdy lubimy jakąś muzykę, to jak brzmi , jednocześnie zastanawiamy się, jak mogłaby wyglądać.  Konsumujemy muzykę, obrazy, to nas intryguje.  Ważne są szczegóły, takie drobiazgi jak nazwa zespołu. Później słyszymy muzykę i to dopełnia całość. Myślę, że to jest dobra droga.

 

 

Macio : Tak. I też chcemy to rozszerzyć na koncerty, dlatego teraz planujemy zadbać o wizuale, z którymi oczywiście graliśmy, ale teraz chcemy je rozbudować. Janek kupił dodatkowe urządzenia, żeby wszystko było spójne. Szata graficzna, koncert, płyta… Nie wiem, czy widziałeś naszą epkę, bo to też było bardzo fajnie wydanie. W formie torebki na jajka. Później stwierdziliśmy, że „Leczenie Zimną Wodą” to musi być coś takiego, czego jeszcze nie było.  Emilia przyniosła na kilka miesięcy przed wydaniem płyty makietę projektu i jak to zobaczyliśmy wszystkim nam kapary opadły. Jaka to była koncepcja…  że na okładce będzie grzyb, który można rozłożyć, że to się będzie wkładało tutaj, że to można złożyć… takie origami. No i najtrudniejszym elementem było to, żeby tłocznia potrafiła to zrobić. Ale okazało się, że Antena ma dobre układy w tłoczni i nikt nie robił problemów… i się udało.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz: Przyznam się szczerze, że epki w rękach nie miałem, tylko na waszym bandcampie podejrzałem, jak wyglądały te grafiki. One wszystkie naprawdę robią bardzo duże wrażenie.

 

Emilly : Głowimy się, jak to wszystko będzie wyglądało. Czujemy się odpowiedzialni za każdy moment produkcji muzyki, łącznie z tym, jak wygląda szata graficzna. Staramy się dużo rzeczy robić sami. Epkę to w ogóle zrobiliśmy dosłownie sami. To były linoryty odbijane na tych torebkach od jajek. Płytę z EP’ki też wypalaliśmy na nagrywarce sami.

 

 

Żródło : Bandcamp Tekli Goldman

 

Macio : Natomiast jeszcze można dodać, że Janek też siedzi często i kopiuje kasety. Tak wypuszczamy single, które wychodzą w ultraniskich nakładach. Myślę, że to jest bardzo fajna rzecz dla kolekcjonerów, bo to czasem jest tylko na przykład 5 kaset jednego singla.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : Pytanie z innej beczki. Jeżeli mielibyście możliwość, żeby mocniej wejść na zachód, to czy zdecydowalibyście się nagrać płytę po angielsku ?

 

Dżony: Planujemy trasę po Japonii, więc może po japońsku (śmiech), ale to muszą stanieć bilety (śmiech).Ja myślę, że z polskiego języka nie zrezygnujemy, chociaż i tak nikt nic nie rozumie, co śpiewamy.

 

 

Macio : Janek powiedział prawdę … mało kto rozumie, co śpiewamy, więc może dajcie nam śpiewać tak, jak chcemy (śmiech). Może nadejdzie dzień, w którym napiszemy piosenkę w nieistniejącym języku. Jak wiele osób zauważyło, u nas wokale są kolejnym instrumentem w zespole. Aczkolwiek mamy też utwory z treścią, takie jak „wojna”, „odra” czy „prezydent”.

 

„Mało kto rozumie, co śpiewamy, więc może dajcie nam śpiewać tak, jak chcemy”

 

Emilia : Rozumiem skąd to pytanie, Jest taki trend, że zespoły nagrywają po angielsku. Może niektórzy się zastanawiają, czy to dlatego, że łatwiej po angielsku, czy dlatego, że jest jakaś nadzieja na karierę w krajach zachodnich. Nie wiem, czy to ma znaczenie, szczerze mówiąc. Nie ukrywajmy, że taki zespół jak nasz, może mógłby pojechać na trasę europejską – chyba bardziej jako ciekawostka w tym momencie. Nie wiem, czy to miałoby znaczenie, że śpiewamy po polsku czy po angielsku … nawet to mogłoby być korzyścią, że śpiewamy po polsku, bo jest to w jakiś sposób oryginalne. Ale nie zastanawiamy się nad tym w ogóle, bo póki co, sprawia nam przyjemność nagrywanie po polsku, tworzenie tekstów po polsku i zwracanie się do polskiej publiczności. Wydaje nam się, że jest taka potrzeba w narodzie (śmiech).

 

 

Macio: Dodam jeszcze jedną rzecz. Kapel takich, jak nasza, nie tylko w Polsce, ale w krajach które nie są wiodącymi, jeżeli chodzi o muzykę psychogarażową czy psychodeliczną jest cała masa i większość z nich śpiewa po angielsku. Wbrew pozorom, trafiają one wszystkie do jednego wielkiego wora z tysiącem innych zespołów ze Słowacji, Węgier, Australii, Nowej Zelandii. Można sobie wyobrazić, że w każdym kraju na Ziemi, gdzieś tam jest jakiś kolejny psychologiczny zespół, który gra po angielsku. I to jest to, co jak powiedziała Emilka, w sumie może nas wyróżniać. Mimo że siedzimy w tym worku, jednak śpiewamy po polsku.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : Jak wspomnieliście na początku rozmowy, znajdujecie się w sali prób. Zapewne będziecie teraz ćwiczyć albo coś nagrywać. Czy jakiś nowy materiał już jest w fazie tworzenia, czy raczej będziecie chcieli promować na koncertach „…Leczenie zimną wodą”? Jak widzicie przyszłość formacji?

 

Emilly : Nie ograliśmy jeszcze płyty na koncertach. Gramy sobie powolutku ten materiał. Myślę, że to jeszcze potrwa chwilę, zanim się z nim ogramy i zanudzimy naszych słuchaczy. W międzyczasie zaczęliśmy już pracować nad nowym materiałem koncepcyjnie. Myślę, że będziemy zagęszczać ruchy już teraz na jesieni,  jak już wszyscy powrócą z wakacji, wyjazdów, wesel i innych tego typu okoliczności. No i wiemy co robić…

 

 

Macio : Wiemy, w którym kierunku idziemy, więc działamy. Jeżeli chodzi o koncerty, to zagraliśmy ich trochę… kilka festiwali. Cieszymy się, bo jesteśmy jeszcze na tyle małym zespołem, że nie mamy żadnego bookera. Wszystko co gramy, to są tak naprawdę zaproszenia od festiwali… ludzie do nas piszą, że chcieliby, żebyśmy u nich zagrali.

 

 

Przy okazji, zapraszamy na nasz najbliższy koncert! W piątek 6 września, zagramy na  Innowica Festiwal. To jest Beskid Niski, jeden z naszych ulubionych kierunków. Graliśmy tam w Zdyni na DIY Fest, bardzo punkowym festiwalu. Z kolei Innowica jest takim bardzo freakowym miejscem, tam bardzo pasujemy . Jak graliśmy dwa lata temu, to dostaliśmy super feedback. Jeżeli ktoś ma wolny pierwszy weekend września to naprawdę zapraszamy. To jest przepiękny festiwal, a myślę, że koncert zagramy też bardzo fajny. Po prostu warto zobaczyć ten festiwal, jako taką ciekawostkę na skalę europejską.

 

 

Cały festiwal dzieje się na podwórku przed wielką, prawie 150-letnią chyżą łemkowską w Dolinie Małego Strumienia. Scena jest zbudowana z patyków i z folii. Przez cały dzień występują teatry z całego świata, często DIY-owe. A wieczorem będą świetne koncerty, a później w tej chyży do rana jest jam session. Więc można traktować ten festiwal nawet jako przeżycie duchowe. To jest megafajny festiwal, więc polecam.  Innowica w Nowicy!

 

zdj. materiały prasowe

 

Grzegorz Bohosiewicz : I takie pytanie bonusowe. Wymarzona miejscówka, gdzie chcielibyście zagrać?

 

Emilly : Wiesz co, ja mam kilka fantazji. Chciałabym na pewno zagrać w Krakowie, bo jeszcze nie mieliśmy okazji.

 

 

Dżony : Kurczę, ja bym wolał w Madison Square Garden.

 

 

Emilly : A weź , niech tam grają jacyś popowi artyści (śmiech). Jeszcze mamy taką fantazję, żeby wystąpić w Szczecinie…  Wiemy, że tam nawet nas kiedyś zapraszali, ale mamy trochę nie po drodze. Nie wiem, czy Szczecinianie wiedzą, ale strasznie daleko są  (śmiech). Ale mam takie marzenie, że coś tam się trafi po drodze i do Szczecina wreszcie dojedziemy.

 

„Nie jesteśmy zespołem, który chciałby zagrać jak Floydzi w Pompejach”

 

Macio: Emilia trzyma się blisko ziemi. Nie jesteśmy zespołem, który chciałby zagrać jak Floydzi w Pompejach. Mnie się podobają takie koncerty DIY, że podjeżdżasz gdzieś samochodem na łąkę albo jakieś po prostu fajne miejsce, wyjmujesz graty i grasz. I to jest bardzo fajna koncepcja, bardzo bliska naszej wspólnej naturze. Janek ma takiego busa przerobionego na meeting campera. I to jest w ekstra …pojechać w jakieś superfajne, klimatyczne miejsce i tam dać koncert. Dla nikogo. Albo dla trzech osób, nie? (śmiech)

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : Albo dla świerszczy.

 

Dżony : Dla świerszczy z Rumunii.

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : To byłaby przygoda. DVD z tego trzeba nagrać. Myślę, że sprzedałoby się od ręki !

 

Macio: O, widzisz. To jest taki pomysł. Pojechać w fajne miejsce i tam nagrać DVD.  Koncert dla publiczności, której nie ma.

 

 

Dżony : Ja marze jeszcze o tej Japonii. Rozmawialiśmy parę razy, że chcielibyśmy zobaczyć Japonię. Że to jest taki kraj, który jest naprawdę inny niż wszystkie.

 

 

Emilia: Zenek Martyniuk…  Nie, to zespół Bayer Full . Chwalił się tym, że zrobił karierę w Chinach i ja wiem, że to nie jest prawda, bo zmontowano to później w jakichś materiałach internetowych, a my chcemy być pierwszym zespołem, które robi karierę w Chinach.

 

 

Dżony : Ej, to miała być Japonia.

 

 

Emilia: No dobra, najpierw Japonia, potem Chiny (śmiech)

 

 

Grzegorz Bohosiewicz : Trzymam kciuki, żeby te wszystkie wasze koncertowe plany się spełniły. Jeszcze raz gratuluję płyty i mam nadzieję, że zobaczymy się na koncercie w Krakowie albo w jakimś innym mieście, gdzie będziecie grać. Bardzo dziękuję za wywiad.

 

Rozmawiał Grzegorz Bohosiewicz

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz