IKS

Obcy: Romulus | reż. Fede Álvarez | film [Recenzja]

Na kolejny film z serii „Obcy” czekaliśmy siedem lat, więc nie ma się co dziwić, że „Obcy: Romulus” w reżyserii Fede Álvareza przyciąga do kin tłumy stęsknionych fanów. Zwiastun filmu dał nadzieję nie tylko na powrót klimatu z pierwszych części, ale też na kawał dobrego kina akcji. Czy „Obcy: Romulus” sprostał oczekiwaniom?

Akcja filmu  dzieje się pomiędzy wydarzeniami z „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo”, a „Obcy: Decydujące starcie”. Główni bohaterowie to młoda Rain (Cailee Spaeny) oraz towarzyszący jej android, Andy (David Jonsson), którego dostała od swoich nieżyjących już rodziców. Rain i Andy chcą opuścić kolonię górniczą, więc dołączają do kilku młodych buntowników i wyruszają na opuszczoną w kosmosie bazę kosmiczną, która ma im zapewnić dotarcie do planety, gdzie oczekują odnaleźć lepsze życie. Jakie zagrożenie na nich czyha? Myślę, że każdy fan serii doskonale wie.

 

zdj. materiały prasowe 20th Century Studios

Młode postacie na początku wnoszą przyjemny powiew świeżości, lecz niestety ich wątki zostały bardzo spłycone. Rain i Andy to ewidentnie główni bohaterowie i jest to zaznaczone od samego początku.

Jeśli chodzi o resztę ekipy, dowiadujemy się o nich szczątkowych informacji, które zaraz wypadają z głowy. Trudno zapamiętać nawet ich imiona. Szkoda, bo mogłyby dodać historii więcej głębi. Jednakże główni bohaterowie tworzą naprawdę dobry duet. W szczególności chciałabym wyróżnić Jonssona, który miał w tym filmie trudniejsze zadanie, pokazując dwie różne… dyrektywy. A jak wiadomo z poprzednich odsłon – dyrektywa to dla każdego androida obowiązek.

 

zdj. materiały prasowe 20th Century Studios

Muszę jednak przyznać, że poza wcześniej wspomnianymi niedociągnięciami, „Obcy: Romulus” minusów ma naprawdę niewiele. Ogląda się go bardzo dobrze i myślę, że fani serii dostali od tego filmu dokładnie to, czego oczekiwali. Mamy tutaj dużo samych ksenomorfów, co na pewno usatysfakcjonowało mnie, wielką ich fankę, ale również sporo innych nawiązań do wcześniejszych odsłon (również „Prometeusza”).

Jeśli chodzi o stronę wizualną filmu, dostajemy to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie – szczególnie te klasyczne – części. Ciemność, wielkie korytarze, klaustrofobiczne zakamarki i zniszczona baza kosmiczna, świetnie budują niepokojący klimat. „Obcy: Romulus” wiernie trzyma się estetyki serii.

 

zdj. materiały prasowe 20th Century Studios

 

Dla kogo jest ten film? Bez wątpienia, dla fanów, ale co uważam za duży jego plus, nie tylko dla nich. Można go obejrzeć i dobrze się bawić (czytaj – bać), nawet nie znając poprzednich części „Obcego”, więc jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zapoznać się ze światem, w którym żyją ksenomorfy, ma możliwość rozpoczęcia tej przygody na dużym ekranie. Natomiast warto później zapoznać się z resztą historii i sięgnąć po klasyczne filmy.

„Obcy: Romulus” to naprawdę dobre rozwinięcie między „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo”, a „Obcy: Decydujące starcie”. Nie jest to film idealny, ale na pewno dostarczy świetnej rozrywki zarówno starym wyjadaczom, jak i nowym widzom. Wielkie gratulacje dla Fede Álvareza za oddanie ducha pierwszych, znanych i lubianych filmów o obcych. Jeśli tęskniliście za mrocznym klimatem, napięciem, ksenomorfami i dużą ilością jumpscare’ów to jest to film dla was. Ja już czekam na kolejną odsłonę, oby nie trwało to aż siedem lat.

 

Ocena: 5/6

Małgorzata Maleszak-Kantor

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz