IKS

Hedone [Rozmowa]

„600 Lat Samotności” to piąty album i pierwsze zarazem w pełni polskojęzyczne wydawnictwo Hedone, następca wydanego 31 grudnia 2020 roku, znakomicie przyjętego albumu „2020”.  Album powstał z pomocą Marcina Borsa, jednego z najbardziej zapracowanych polskich producentów. Jak mówi lider Hedone, Maciej Werk – płyta składa się z opowieści o śmierci, które zainspirowane były potrzebą opowiedzenia o żałobie i trudnych chwilach, ale też o nadziei i poszukiwaniu sensu i radości życia. A co jeszcze w sobie kryje – opowiedział mi w poniższej rozmowie.

 

MM: Czy kiedykolwiek w Łodzi, czułeś się całkowicie samotnie?

 

MW: W Łodzi akurat nie. Są chwile w których bywam bardziej samotny, ale raczej samotność odczuwam, gdy wyjeżdżam. Tytuł płyty, bo do tego pewnie zmierzasz, wpadł i do głowy w ubiegłym roku podczas hucznych obchodów 600-lecia mojego miasta. Dopiero potem go dodałem do tytułowego utworu, który miał zamykać album. Ale jak to zwykle bywa. Wszystko się zmienia.

 

 

zdj. Izes

 

MM: Powieść Marqueza chyba też miała tu znaczenie?

 

MW: Żadnego – nie czytałem tej książki. Żartuje oczywiście. Nie wszystko musi mieć dosłowne połączenia

 

 

MM: Pytam, bo mówisz, ze to płyta o przemijaniu, odchodzeniu, zmęczeniu otaczającym światem, ale z drugiej strony – też o nadziei i poszukiwaniu radości życia. Mam jednak poczucie, słuchając Waszych głosów, że ta tytułowa samotność determinuję narrację całości.

 

MW: Masz na myśli jakiś konkretny fragment?

 

 

MM: „Nie tak miało być”, ”To nie boli”

 

MW: „Nie tak miało być”, to rozmowa Boga z człowiekiem, rozczarowanie ludzkością, stanem bezmyślności umysłu ludzkiego i tego, jak ludzie niszczą własną planetę. Coś ‘nie pykło’ w boskim planie. Natomiast „To nie boli” to odrobina kokieterii, ale jednak dość autobiograficzna opowieść o tym, że dorastanie nie boli, ale jednak drąży mózg… Wiec to nie tylko samotność, ale też upływ czasu, odejścia najbliższych, dorosłe życie z całym jego blaskiem i cieniem… A skoro zdecydowałem się na polskie teksty, to chciałem żeby były szczere.

 

 

MM: W „Już wszystko wolno” wyczuwam natomiast dużą dozę ironii

 

MW: To piosenka o śmierci mojej Mamy, która zmarła w Boże Narodzenie, więc jesteś w totalnym błędzie. Jest to moja forma wyrzucenia emocji i pozbycia się bólu. Tego dnia, kiedy jeździłem w Wigilię za karetką pogotowia przez śnieg… Ciekawi mnie, gdzie wyczułeś tu ironię

 

 

zdj. materiały promocyjne

 

MM: W obrębie całości, która jest niewesoła, a ten utwór ma w sobie sporo swobody i… ulgi

 

MW: Tak, to akurat prawda. Czasem ulgę od cierpienia przynosi śmierć – przynajmniej tak postrzegają to ci, którzy żyją dalej, więc zakładam, że po śmierci już wszystko wolno i wolno płynie czas. Napisanie tego tekstu było dla mnie duży wyzwaniem. Tak czy owak, lubię go i dał mi poczucie ogromnej ulgi.

 

 

MM: Przemijanie stało się dzięki temu w jakimś stopniu dla Ciebie czymś naturalnym?

 

MW: Kiedy odchodzi ktoś, kogo znasz całe życie, to siłą rzeczy musi do ciebie to dotrzeć. Nawet jeśli masz znakomicie działający mechanizm wyparcia. W zeszłym roku skończyłem 50 lat, to jednak – nawet jeśli czuję się świetnie i nigdy nie czułem się lepiej – prowokuję do myślenia.

 

 

MM: Wrócę jeszcze na moment do tej samotności, bo najbardziej wyczuwam ją w „Na krótko to wszystko ma sens”, do której muzykę napisał Wojtek Król, a przede wszystkim w tej finałowej codzie „Czy Czujesz Czasem To, Co Teraz Czuję Ja?” deklarowanej przez Patrycję Krzyczman.

 

MW: „Na krótko to wszystko ma sens” to raczej znów nawiązanie do tego, że wszystko przemija i że przyzwyczajanie się do rzeczy i ludzi może boleć. Jeśli zaś chodzi o ostatni utwór, to akurat historia o mojej paranoi. Po pogrzebie mojego przyjaciela, Briana Griffina, spałem w hotelu w Londynie i około 4:00 nad ranem miałem atak paranoi. Myślałem, że mam zawał, ale zamiast się wkręcać, otworzyłem laptopa i napisałem ten tekst. Potem dokładnie 3 marca, czyli dnia 3.03 zakupiłem plugin legendarnego syntha basowego Roland TB 303 i w 3 minuty zrobiłem szkic, a chwilę później miałem sesję z Patrycją, która nie tylko pięknie śpiewa, ale też ma znakomitą dykcję. Poprosiłem ją, żeby to przeczytała. I to jest serio pierwsze podejście. Całość powstała w parę chwil i nagle okazało się, że ten utwór perfekcyjnie domyka płytę. Na tyle go wielbię, że wyjdzie z nim 12-calowa EP-ka, na której znajdzie się m.in. remiks, ktory zrobił Jules Maxwell z Dead Can Dance, plus Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze…

 

 

 

MM: A czy któryś z utworów na płycie sięga jeszcze czasów „2020”?

 

MW: Tak, a nawet czasów o wiele bardziej odległych. W mojej głowie ciągle słowa: Use an old idea. Przy pracy nad tym materiałem, często sięgałem po talię kart „Oblique Strategies” Briana Eno i jakoś uznałem, że to moja ulubiona z niej karta. Kilka szkiców utworów, które miałem, czekało na swój moment, ale idealnie się ze sobą połączyły. To pewne także dzięki Marcinowi Borsowi, który ten album miksował i współprodukował oraz dodał trochę od siebie instrumentalnie.

 

 

MM: Zagrajcie całą płytę na Castle Party?

 

MW: Nie, zagramy z niej kilka utworów i wiązankę przebojów (śmiech).

 

 

MM: Czy „2020” i „600 lat samotności” rozbudziły Twoją potrzebę na regularne wydawanie muzyki z Hedone?

 

MW: Zdecydowanie tak, ale też uwielbiam pracować dla kogoś i z kimś. Produkcja mnie kręci niezmiernie.

 

 

MM: Szykujesz zatem kolejne projekty?

 

MW: Niebawem kończę produkować płytę wspomnianej Patrycji Krzyczman. Do tego razem z Marcinem Borsem uruchamiamy studio w Łodzi w Debich Studio Radia Łódź, więc liczę na dużo dobrych dźwięków.

 

 

Rozmawiał Maciej Majewski

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz