Relacja z krakowskiego koncertu Tool (+ Night Verses).
Zdjęcia: Joanna Cisowska
Tekst: Mariusz Jagiełło
Tool pod każdym względem to zespół niezwykły. Można powiedzieć, że gra w swojej własnej lidze. Zarówno jeśli chodzi o jakość albumów jak i odgrywane koncerty. Zespół na szczęście lubi też odwiedzać nasz kraj. W przeciągu pięciu lat wystąpił w Polsce trzykrotnie, za każdym razem w krakowskiej Tauron Arenie. 11 czerwca ponownie rozgrzał do czerwoności polską publiczność, fundując prawie 2,5 godzinny set opierający się głównie na utworach z ostatniego albumu „Fear Inoculum.
Jak powszechnie wiadomo Tool nie rozpieszcza swoich fanów nową muzyką. Dlatego i tym razem nikt nie spodziewał się nowości. Zresztą, jeśli ktoś śledzi ich setlisty z poprzednich europejskich koncertów na obecnej trasie - zauważył, że koncentrują się na stałym zestawie utworów (ewentualnie z drobnymi różnicami). W Polsce również nie było żadnych niespodzianek.
Zanim jednak na scenę wyszła główna gwiazda, krakowskiej publiczności zaprezentował się kalifornijski zespół Night Verses. To instrumentalne trio grające postmetal z domieszkami shoegaze i art rocka wykonało około 30 minutowy set, który był poprawny, ale nikomu raczej ciśnienia nie podniósł. Na pewno wyróżniał się żywiołowy perkusista Aric Improta. Panowie wydali do tej pory cztery albumy i na pewno ogromną nobilitacją było dla nich dzielenie sceny z Toolem.
CIĄG DALSZY POD GALERIĄ ZDJĘĆ ZESPOŁU NIGHT VERSES
Równo o godzinie 20.25 przy puszczonych z taśmy dźwiękach do intro „Third Eye” na scenę zaczęli wkraczać basista Justin Chancellor, gitarzysta Adam Jones, perkusista Danny Carey i oczywiście Maynard James Keenan z gustownym makijażem oraz fryzurą przypominającą trochę irokeza, a trochę … płomienie na głowie. Przód sceny zajęli wiosłowi, za nimi pośrodku sceny został umiejscowiony sporej wielkości zestaw perkusyjny Danny’ego, a po jego bokach zainstalowano dwa dużej wielkości podesty po których poruszał się Maynard w czasie trwania koncertu. Wokalista raczej nie słynie z gwałtownych ruchów scenicznych i również tym razem był raczej statyczny albo prezentował swoje specyficzne pozy.
Jak zwykle nie był również nazbyt gadatliwy. Jednak powiedział kilka słów po rozpoczynającym koncert „Jambi”. Przywitał się z publicznością zapraszając wszystkich do wspólnej „podróży” i… poprosił o niekorzystanie z telefonów komórkowych. Zaznaczył, że będzie można nagrywać i robić zdjęcia w trakcie ostatniego utworu. Skrupulatnie pilnowała tego ochrona świecąc latarkami w kierunku niepokornych widzów. Warto w tym miejscu wspomnieć, że był to w założeniu koncert siedzący (również płyta wypełniona była krzesełkami). Niemniej wielokrotnie zdarzało się, że ludzie podrywali się ze swoich miejsc. Mnie osobiście forma „siedząca” zupełnie nie przeszkadzała. Zespół tym razem postawił na set wypełniony utworami, które bardziej pobudzały do spokojnej kontemplacji niż żywiołowych reakcji. W największym stopniu złożony był z kawałków z ostatniego krążka grupy. Wybrzmiały więc: „Fear Inoculum”, „Pneuma”, „Descending”, „Chocolate Chip Trip” oraz „Invincible”. Tego wieczoru każdemu utworowi towarzyszyły przepiękne wizualizacje, robiące gigantyczne wrażenie i nadające całości wręcz epickiego charakteru.
To jednak muzyka była na pierwszym miejscu i szczególnie starsze klasyki wprowadziły publiczność w stan totalnej ekscytacji i euforii. Może nie do końca przekonała mnie koncertowo „Rosetta Stoned”, ale już „Intolerance”, „Schizm” i „The Grudge” wprowadziły do toolowego raju. Ależ to były wykonania! Mocarnie rozchodził się dźwięk tego wieczoru. W miejscu w którym siedziałem wokal Keenana nie był nagłośniony perfekcyjnie, za to pozostałe instrumenty brzmiały absolutnie bez zarzutu. Panowie nie szczędzili też decybeli, co powodowało, że szczególnie w tych bardziej dynamicznych i mocniejszych fragmentach bębenki w uszach mocno cierpiały… ale to było zdecydowanie rozkoszne cierpienie. Prawdziwą wisienką na torcie było dla mnie „Flood” z ich debiutanckiego albumu. To raczej nie jest utwór należący do toolowej klasyki, niemniej tego wieczoru to właśnie w jego trakcie panowie wprowadzili mnie w stan muzycznej nirwany, objawienia czy cholera wie czego tam jeszcze. To był dla mnie kulminacyjny moment tego wieczoru i coś nieosiągalnego dla większości grup muzycznych na świecie.
Taki to był koncert – monumentalny i perfekcyjny. W jego trakcie czułem się totalnie utoolony, przytoolony i otoolony. Nazwałbym go nadgigiem gdyby… istniało takie słowo. I może to wielu dziwić kiedy spogląda się na dobór utworów. To chyba najmniej „przebojowy” set jaki prezentują od wielu, wielu lat. Ale nieważne czy – grają właśnie jeden ze swoich hitów (kończący cały koncert „Stinkfist”) czy zabierają nas w wielominutową hipnotyzującą podróż dźwiękową („Pneuma”), czy też Danny Carey – ubrany w śmieszny, fluorescencyjny kostium – odgrywa szaloną, wręcz ambientową solówkę na perkusji („Chocolate Chip Trip”) – to widz w każdym momencie ma poczucie, że dzieją się rzeczy niezwykłe, zarezerwowane tylko dla muzycznych geniuszy. A takim zespołem jest właśnie Tool. Niesamowity koncert! Nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszedłem po występie równie poruszony.
Mariusz Jagiełło
CIĄG DALSZY POD GALERIĄ ZDJĘĆ ZESPOŁU TOOL
Na koniec chcielibyśmy podzielić się z Wami przemyśleniami innych osób z redakcji SztukMixa, którym dane było uczestniczyć w tym wspaniałym wydarzeniu.
„To był mój trzeci z rzędu koncert Tool w krakowskiej Tauron Arenie. Podobnie jak w 2019 i 2022 roku formacja zaprezentowała niesamowite show. Osobiście trochę żałuję, że zespół nie postawił na urozmaicenie setlisty w większym stopniu starszymi kompozycjami. Maynard obiecał że wróci, a biorąc pod uwagę frekwencję jest to zapowiedz bardzo prawdopodobna. Mam nadzieje że przy kolejnej wizycie Amerykanie zaprezentują premierowe utwory (niestety znając Tool jest mało prawdopodobne) lub postawią na jakiś nieoczywisty zabieg np. odegranie w całości któregoś z poprzednich albumów.”
Grzegorz Bohosiewicz
„Maynard na samym początku obiecał nam niezwykłą podróż i widziałam, że będzie dobrze, ale Tool na żywo po prostu powala. Myślę, że długo będę się zbierać po tym koncercie, bo mentalnie dalej jestem w Arenie. Obiecali, że niedługo wrócą i ja już czekam.”
Małgorzata Maleszak-Kantor
„We want to take you on a trip – powiedział Keenan na początku. Tak było. Trip w inną rzeczywistość i coś o wiele bardziej wielowymiarowego niż najlepszy nawet rockowy koncert. Nigdy nie byłem psychofanem Tool ale to co zobaczyłem i usłyszałem poważnie mną wstrząsnęło – perfekcyjny audiowizualny majstersztyk i nokautujący artystyczny przekaz. Amen.”
Kovy Jaglinski
Ten post ma jeden komentarz
Magia!!! To trzeba zobaczyć i usłyszeć. Albo na odwrót, usłyszeć i zobaczyć 🙂